Smok Wawelski żyje

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, pod presją opinii publicznej, odwołał po tygodniu Jana Tajstera z kluczowego stanowiska w mieście. Majchrowski powiedział: „mogę wszystko”, kiedy na dyrektora ZIKiT-u powołał skompromitowanego urzędnika z prokuratorskimi zarzutami. Skąd ta brawura?

04.08.2015

Czyta się kilka minut

Jan Tajster, 1 sierpnia 2015 r. / Fot. M. Lasyk / REPORTER
Jan Tajster, 1 sierpnia 2015 r. / Fot. M. Lasyk / REPORTER

Każde stare i pielęgnujące swoją historię miasto ma swoje legendy. Obok tych nobliwych i do opowiadania dzieciom, niektóre miasta mają też legendy współczesne i nie dla dzieci: o lokalnych Kubach Rozpruwaczach, o domach uciech i o tramwajach widmach. Niewiele jest jednak miast, w których smok z legendy ożywa i rusza do pracy rządzić tramwajami.

W Krakowie smok właśnie ożył. Politycy, dziennikarze i mieszkańcy nie mogli w to uwierzyć. Ale też: jak uwierzyć, kiedy osoba, która w CV ma wpisaną listę zarzutów, samowoli i wyroków, zostaje wybrana na szefa Zarządu Infrastruktury, Komunikacji i Transportu – najważniejszej gminnej spółki, panującej nad organizacją transportu w wielkim mieście, zatrudniającej blisko pół tysiąca ludzi i dzielącej prawie miliardowy budżet?

Przed plutonem

Jan Tajster to jednak postać prawdziwa. Prawdziwa, choć otoczona gęstą mgłą. Taką, w której to, czego nie widać, można sobie wyobrazić, jak się chce. Każdy może sobie wyobrazić. Jan Tajster również.

A był on w mieście ważnym urzędnikiem niejeden raz. W 1995 r. został dyrektorem Zarządu Cmentarzy Komunalnych. – Jestem stworzony do tej roboty. Urodziłem się pierwszego listopada – żartował z dziennikarzami tuż po wręczeniu mu cmentarnej nominacji przez ówczesnego prezydenta Józefa Lassotę.

Kraków pamięta, że powierzone przez Lassotę zadania dyrektor cmentarzy wykonał jak trzeba, bo po latach nieładu na cmentarzach zapanował porządek. Kraków pamięta też jednak, ile ten porządek kosztował, i kogo.

– Miał taki zwyczaj: przyjeżdżał o pierwszej czy drugiej w nocy i zakradał się przez jedną z bram, a miał klucze do wszystkich. Potem wpadał z pretensjami do portiera, że można zupełnie niezauważonym wejść na cmentarz – opowiadał mi były dozorca jednego z tutejszych cmentarzy (tuż przed publikacją w krakowskiej „Gazecie Wyborczej” zastrzegł nazwisko do wiadomości redakcji). – Nie dopuszczał sprzeciwu. Stawało się przed nim jak przed plutonem egzekucyjnym. Sam odszedłem, bo nie mogłem znieść jego metod. Zdziwił się, bo to on zwykle ludzi wyrzucał.

ZCK zatrudniał wtedy 120 pracowników. W ciągu dwóch lat przez firmę przeszło prawie 340 osób. Na spotkanie z dziennikarzem pracownicy przychodzili w pełnej konspiracji, z oporami i wielokrotnie upewniając się o swojej anonimowości. Opowiadali o wymogu szczególnej dyspozycyjności (nie mogli wrócić do domu, póki w gabinecie dyrektora paliło się światło – nawet w Wigilię). O dopłacaniu do interesu dla spokoju (jedna z kierowniczek: „Szef kazał położyć kafelki, a moi ludzie nie umieli tego zrobić porządnie, bo nie są przecież fliziarzami. Wezwałam fachowców, zapłaciłam sama”). O braku prawa do błędów (błąd był traktowany na równi ze złodziejstwem).

Kajdankami do krzesła

No i seks. O tych sprawach pisałem w „GW”, kiedy odwołany już dawno dyrektor ZCK wracał w 2003 r. jako szef Zarządu Dróg i Komunikacji u nowego prezydenta Jacka Majchrowskiego: jedna z byłych pracownic, Anna R., opisała w skardze do prezydenta miasta, jak dyrektor, wspólnie ze swoją zastępczynią, trzymali jej ręce i rozpinali bluzkę, żeby sprawdzić krój stanika. Kolejna opowiadała o swoim zażenowaniu z powodu dość niesłużbowego zachowania dyrektora wobec zastępczyni: – Próbowałam opuścić gabinet, zachowując ich intymność, ale szef kazał mi siedzieć. Dziś wydaje mi się dziwne, że ze strachu przed utratą pracy zostałam.

Jedna z byłych pracownic, przeczuwając, że coś złego dzieje się wokół niej, na co wskazywały coraz częstsze napady złości i rosnące pretensje dyrektora, notowała w kalendarzu przebieg kontaktów z szefem. W zapiskach przeczytaliśmy m.in., że pewnego lutowego dnia, o godzinie 11.00, Tajster przykuł policyjnymi kajdankami swoją zastępczynię do nogi krzesła.

Niezatapialny

Gazety pisały o nim więcej, kiedy po odwołaniach znów wracał do zarządzania miastem. Nazywany krakowskim „Niezatapialnym”, miał w prezydencie Majchrowskim obrońcę.

– Nie ma wyroku skazującego, nie ma sprawy. A są miejsca w mieście, których ułożenie potrzebuje twardej ręki – powtarzał prof. Majchrowski. Dyrektor Tajster pojawiał się więc w kolejnych miejskich spółkach, z tymi samymi metodami i emocjami.

Wydawało się jednak, że po prawie dwóch latach w areszcie już się nie pojawi.

Ale jest. – Nigdy nie miałem z nim do czynienia, nie widziałem go na oczy. Po pierwszym dniu... Nie wiem, jak to opisać... No, strach – mówił przed kilkoma dniami Bartoszowi Piłatowi w krakowskiej „GW” jeden z pracowników ZIKiT.

„Z początkowym niedowierzaniem, a w końcu z wielkim oburzeniem przyjęliśmy Pańską decyzję o powołaniu na stanowisko dyrektora Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu Jana Tajstera, człowieka oskarżonego w kilkunastu procesach, m.in. o korupcję, mobbing, molestowanie seksualne podwładnych i przekraczanie uprawnień. Uważamy, że kompromitacją władz miasta jest powierzenie właśnie takiej osobie zarządzania bardzo ważną jednostką obracającą milionami złotych, która nie tylko prowadzi własne inwestycje i organizuje przetargi, ale także jest odpowiedzialna za wielkie uroczystości plenerowe (np. Światowe Dni Młodzieży w 2016 r.)” – napisali we wspólnym liście do prezydenta Krakowa redaktorzy naczelni najważniejszych krakowskich mediów. To sytuacja bez precedensu, bo w sprawach polityki miejskiej tutejsi dziennikarze nigdy nie potrafili występować razem.

Lewicowy prezydent – potrafiący w prawicowym mieście wygrywać wszystkie wojny PO i PiS – tym razem został sam. Po nominacji Tajstera wyjściem z koalicji groziła Platforma, a zażenowani nią byli również najbliżsi współpracownicy Jacka Majchrowskiego. Aktywiści miejscy i politycy szukający nowego miejsca na przemeblowującej się scenie politycznej zapowiadali referendum w sprawie odwołania prezydenta.

Trudno dociec, jakimi racjami kierował się Jacek Majchrowski. Jest legalistą, ale powtarzane przez niego „Jan Tajster nie jest skazany, miał prawo startować w konkursie, miał prawo wygrać” jest obarczone błędem: prawo, na które się powołuje, zakłada, że osoba wybrana ma mieć nieposzlakowaną opinię. Tajster z nieposzlakowaną opinią to oksymoron.

Prezydent przez wiele lat budował swój autorytet w opozycji do polityków. Z właściwą sobie przekorą kreował się na samorządowca niezależnego od jakiejkolwiek partyjnej centrali, ostentacyjnie niezależnego też od głosu dziennikarzy i publicystów. Tym razem jednak mógł nie docenić, że emocje, które wzbudził, dając kolejne życie bohaterowi mrocznej miejskiej legendy, mogą go kosztować utratę władzy. Nawet jeśli ożywiony smok rubasznie przekonuje, że „wierzy w swoją niewinność”.

Chyba że prezydent wiedział, co robi.

PS. 4 sierpnia Jacek Majchrowski rozwiązał umowę z Janem Tajsterem. W swoim oświadczeniu napisał: „Wspólnie doszliśmy do wniosku, że atmosfera, jaka wytworzyła się wokół kwestii powołania go na stanowisko wyklucza możliwość skutecznego wykonywania przez niego obowiązków służbowych”. ©

WOJCIECH PELOWSKI był do 2013 r. dziennikarzem krakowskiej „Gazety Wyborczej”. Obecnie redaktor naczelny „Gazety Wyborczej. Wrocław”.

Jan Tajster ma na koncie m.in.:

  • 13 procesów.
  • Zarzut przyjęcia prawie 900 tys. zł łapówki od wykonawcy miejskiej inwestycji. Za przychylność firma miała wyremontować mu dom. Na 21 miesięcy trafił do aresztu, sprawa ciągnie się do dziś.
  • Zarzut przekroczenia uprawnień przy remoncie pl. Bohaterów Getta. Według śledczych poszerzył zakres przetargu o remont przylegającej ulicy, na czym miasto mogło stracić nawet 650 tys. zł, a zyskać miała prywatna firma – ta sama, która remontowała mu dom.
  • Zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przy budowie ul. Lema. Straty miasta – ponad milion zł.
  • Zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach dotyczących remontu Małego Rynku.
  • Wyrok (nieprawomocny) za fałszowanie dokumentów i zarzuty za fałszerstwa m.in. w dokumentach przy organizacji krakowskiej wizyty papieża Benedykta XVI.
  • Grzywnę po wyroku (już zatartym) za tzw. szklaną środę. Jako nadzorujący odśnieżanie miasta w lutym 2005 r. za późno zdecydował o uruchomieniu piaskarek i pługów. Kierowcy ślizgali się więc na szklanych ulicach, tłukli samochody, a w najlepszym razie stali w korkach.
  • Samowolę budowlaną przy remoncie siedziby miejskiej instytucji.
  • Mobbing i naruszanie praw pracowniczych.
  • Znieważenie pracowników Państwowej Inspekcji Pracy.
  • Przywłaszczenie komputera.
  • Molestowanie seksualne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015