Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nie jest kraj dla starych ludzi" Coenów zaskakuje, ponieważ od dawna nie stworzyli filmu, który miałby inną funkcję aniżeli dowiedzenie raz jeszcze tego, że hollywoodzcy bracia mają talent, że sposób, w jaki konstruują swe opowieści, nie pozostawia do życzenia nic albo prawie nic. Autorzy "Śmiertelnie prostego" wciąż zabawiali się z widzami, pokazywali, że potrafią stworzyć pastisz, którego pozazdrościłby im sam Tarantino, że ze starej brytyjskiej komedyjki mogą wycisnąć sporo energii i zabawy, wreszcie że niestraszne im komedie romantyczne... Tym bardziej cieszy ich najnowsze dzieło, film pełnokrwisty, zbudowany z ważnych myśli, mocnych bohaterów i wielkich emocji, mówiący wiele o współczesnym świecie i człowieku nowej epoki.
Jest nim Llewelyn Moss (niedoceniany Josh Brolin), teksański twardziel, który jako snajper przeżył wojnę w Wietnamie, a dziś zamiast zarabiać na życie jako spawacz, tuła się po pustyni, polując na antylopy. Przypadkiem trafia na pobojowisko, gdzie meksykańscy mafiosi urządzili krwawą jatkę, porzucając furgonetkę kokainy i walizkę z dwoma milionami dolarów. Zabierając tę ostatnią z sobą, Llewelyn ściągnie na siebie egzekutora Chigurha (najlepsza w karierze kreacja Javiera Bardema). Stanie się celem faceta beznamiętnie kochającego śmierć i traktującego ludzi jak kawałki mięsa. Pościg nie jest jednak jednostronnym widowiskiem: Moss to traper, człowiek przeszkolony, by walczyć.
Podążając wiernie za literą powieści McCarthy'ego, Coenowie osadzają akcję filmu w słonecznym zachodnim Teksasie, tuż przy granicy z Meksykiem, na pustynnych i surowych przestrzeniach z rzadka tylko poprzecinanych wstążkami autostrad. To świat, w którym nie ma jasno określonego dobra i zła, dobro nie jest opłacalne, zło - zaskakująco spójne. Rozkład wartości można zbanalizować, jak czynią to setki thrillerów, lecz u braci Coen to właśnie one są głównymi bohaterami filmu, w którym western spotyka się z biblijnym moralitetem, kryminałem i metafizycznym thrillerem. Razem składają się na dzieło wybitne.
Na moralnej pustyni ocalał jeden sprawiedliwy - stary szeryf Bell, znakomicie grany przez Tommy'ego Lee Jonesa. U Coenów, gdzie słowo często ustępuje miejsca obrazowi, jego sentencjonalne tyrady mogą się wydać napuszone i sztuczne, lecz właśnie ich nieprzystawalność do opisywanego świata jest charakterystyką tego ostatniego. Ruszając śladem Mossa i Chigurha, szeryf chce zapobiec tragedii, ale wie, że ci, za którymi podąża, "nie będą żyli długo i szczęśliwie". Mimo to próbuje - nie tyle w obronie życia, ile wartości. Monologi szeryfa wprowadzają do filmu nutę moralizatorską; niemal biblijny ton niektórych jego wypowiedzi kontrastuje z cynicznym sposobem zachowania innych postaci. Tyle że w świecie moralnie skarlałym nieskazitelny obrońca prawa niewiele może zrobić. Pozostają słowa. I wspomnienia o dawnych, lepszych czasach.
Bell jest przekonany, że "świat stacza się do piekła". A może już się nim stał? Pozytywna odpowiedź wydaje się najbliższa Coenom. Ukazywany przez nich świat jest niejednoznaczny, aksjologicznie magmowaty. Oprócz wartości brakuje mu także czegoś jeszcze - scalającej legendy. Pisząc o filmie Coenów, krytyka podkreśla, że jest on opowieścią o skompromitowaniu się amerykańskich mitów. Szczęśliwie znalezione pieniądze nie uczynią bogaczem, lecz uciekinierem, zamiast domku z ogródkiem mamy przyczepę, w której żyje młode małżeństwo, weteran z Wietnamu okazuje się złodziejem, szeryf z brązu ma w swoim życiu wstydliwy epizod...
Najciekawsze jest jednak coś innego: w tej moralnej próżni nawet oprawca odczuwa potrzebę transcendencji. Nie dajmy się zwieść Coenom, każącym patrzeć na Chigurha jedynie jako na parodię Fortuny i Fatum. Jak wtedy gdy morderca rzuca monetą, a stawką w grze staje się czyjeś życie. "Mam tyle do powiedzenia co ta moneta" - wyznaje. Orzełek lub reszka. I tyle. W rzeczywistości braci Coen i McCarthy'ego zbrodniarz okazuje się zarazem bogiem - okrutnym, jednak na chory sposób sprawiedliwym. Może tylko na takiego zasługuje kraj, w którym nie ma miejsca dla starych ludzi, a dobro pozostaje bezbronne wobec zła?
hhh
"To nie jest kraj..." jest bezsprzecznie najlepszym obrazem Coenów od czasów "Farga". A może najlepszym w ogóle?
"To nie jest kraj dla starych ludzi" ("No Country for Old Men"), scen. i reż.: Joel Coen, Ethan Coen według powieści Cormaca McCarthy'ego, zdj.: Roger Deakins, muz.: Carter Burwell, wyst.: Tommy Lee Jones, Josh Brolin, Javier Bardem, Woody Harrelson i inni. Prod.: USA 2007.