Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uchwalony pod koniec 2001 r. przez koalicję SLD-PSL przepis, który pozwala zatrudniać na stanowiskach wysokich urzędników państwowych osoby nie mające statusu urzędnika Służby Cywilnej, a w dodatku z pominięciem procedury konkursowej, narusza konstytucję - tak orzekł Trybunał Konstytucyjny. Zwracają uwagę trzy elementy sprawy. Po pierwsze, ma ona wymiar konstytucyjny: ustawa zasadnicza stanowi, że celem administracji jest wykonywanie zadań państwa w sposób rzetelny, bezstronny i politycznie neutralny. Gwarantem obiektywności urzędników - a więc służenia nie, jak w PRL, interesom władzy, lecz obywatelom - ma być niezależny od zmian politycznych korpus Służby Cywilnej. Nie bez powodu więc, po drugie, wniosek o zbadanie konstytucyjności tej regulacji złożył Rzecznik Praw Obywatelskich: wszak manipulowanie w imię interesów partyjnych zasadą doboru urzędników zawsze kończy się promowaniem tych gorszych. Wreszcie, po trzecie, wydając taki werdykt Trybunał przestrzegł każdy potencjalny rząd przed szukaniem furtek dla swoich ludzi i interesów. Potwierdził, że to kwalifikacje i zasada konkurencji winny decydować o obsadzaniu urzędów.
Niestety, w trudnej historii administracji w III RP zakwestionowany ,,zabieg” SLD i PSL nie był pierwszym przypadkiem manipulowania ideą apolitycznej administracji. Swoje na sumieniu miał też rząd Jerzego Buzka. Nic dziwnego, że doroczny raport SIGMA (inicjatywa Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju oraz Unii Europejskiej), oceniający dostosowanie Polski do standardów wspólnoty stwierdza, że regulacje prawne, dotyczące służby cywilnej przyniosły u nas wprawdzie poprawę sytuacji w administracji, jej upolitycznienie jest jednak nadal problemem.