Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wygląda to trochę jak oblężenie starej twierdzy. Wielkie, nieco zrujnowane barokowe opactwo przypomina zamek. Pola dookoła murów gęsto zastawione samochodami (niczym machiny oblężnicze ustawione w równych rzędach), a nieco bliżej, po prawej – setki kolorowych namiotów. Gdy podejść bliżej, widać, że twierdza została już jednak zdobyta – namioty przybyszów rozbite są i na dziedzińcach. Na wolnej przestrzeni trawników rozsiedli się, albo i rozłożyli, oni sami: w dżinsach i podkoszulkach, ale też kolorowych „alibabkach”, szerokich spodniach z krokiem koło kolan, we wzorzystych chustach; nigdzie w Polsce nie zobaczysz takiej liczby ludzi z włosami uplecionymi w dredy. Widok taki, że trochę dziwne, iż nie czuć w powietrzu palonej marihuany.
Całe to oblężenie największego pocysterskiego europejskiego opactwa w Lubiążu, na Dolnym Śląsku, to Slot Art Festival – wydarzenie o chrześcijańskich, protestanckich korzeniach. Przyjeżdżają tu ludzie młodzi, ale także wiele rodzin z dziećmi – organizatorzy dbają bardzo o bezpieczeństwo uczestników. Na festiwalowym terenie obowiązuje nie tylko zakaz nielegalnych używek, nie ma też alkoholu. Będzie za to przeszło sto warsztatów: tańce żydowskie i afrykańskie, biały śpiew i piosenki francuskie, zajęcia plastyczne, żonglerka i dyskusje na poważne tematy, nauka chińskiego i czytania poezji. Wiele różnych inicjatyw społecznych i nieco psychoterapii: jak warsztaty poprawnej komunikacji czy radzenia sobie z emocjami. Kilkadziesiąt koncertów: od ciężkiego rocka, przez folk, do muzyki klubowej. Pokazy dobrych filmów i nowoczesne projekty teatralne.
„Tygodnik” na Slot Art Festival 2019:
Po raz kolejny „Tygodnik” przygotował dla swoich czytelników Strefę Dialogu odbywającą się podczas Slot Art Festival. Zachęcamy Was do udziału w spotkaniach, dyskusjach, medytacji, a spragnionych dobrej lektury – zapraszamy na leżaki do letniej czytelni „Tygodnika” w Lubiążu w dniach 9-13 lipca. DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ >>>
To jednak dopiero od wtorku, dziś, poniedziałek, jest dniem przyjazdu. Nie ma marihuany, ale w powietrzu – pomiędzy dźwiękami fragmentów muzyki (trwają próby nagłośnienia kilku festiwalowych scen) unosi się przedziwny koktajl emocji – połączenie luzu i radości ze sporą dozą nerwowości i zmęczenia. Slot zdobył Lubiąż nie pierwszy już raz, są tu stali bywalcy, ale z roku na rok przyjeżdża coraz więcej ludzi. Ci, co już tu byli, mówią, że zaczynają za nim tęsknić już w dniu wyjazdu. Wkraczają więc z torbami i plecakami ponownie w mury opactwa, z radością i nadzieją, że spotkają swoich znajomych. Kierują się do ulubionych miejsc. Ale że ludzi coraz więcej, to o miejsce coraz trudniej – do zmęczenia podróżą dołącza się niepokój: gdzie rozbijemy namiot? Tym bardziej że kolejka po identyfikatory, bez których nie można poruszać się po terenie festiwalu, ma już ze sto metrów. Całe szczęście, że otwarły się już food-trucki – i tym razem będzie bardzo dobre jedzenie.
Choć zatem słowo „szacunek” to od lat jedno z głównych haseł festiwalu, zaś sporo warsztatów poświęconych jest emocjom i międzyludzkiej komunikacji, widać wewnętrzną walkę pomiędzy życzliwą wrażliwością na drugiego a naturalnym odruchem walki o przetrwanie w stadzie.
Przyjechałem w tym roku wcześniej, więc zajmuję miejsce dla reszty tegorocznej, slot-art-festiwalowej ekipy „Tygodnika”. Mówię do ludzi, którzy weszli na pole namiotowe, na którym siedzę: „przyjedzie rodzina z dziećmi, mieli pewne kłopoty w drodze, muszą robić duży namiot, to właściwie ostatnie miejsce, gdzie się zmieszczą...”. Większość się uśmiecha i idzie szukać miejsca dalej. Niektórzy przewracają z niesmakiem oczami, dając do zrozumienia, że kto pierwszy, powinien być lepszy (a tamci jeszcze przecież nie przyjechali). Zdarzają się jednak i tacy, którzy wprost burczą: co mnie to obchodzi i zabierają się za rozbijanie swoich namiotów. Choć więc „Strefę dialogu” „Tygodnik” poprowadzi dopiero od wtorku, już teraz muszę nawiązywać dialog także z niezbyt przyjaźnie nastawionymi rozmówcami.
Lecz w końcu są: ekipa „Tygodnika” na miejscu. Wnosimy sprzęt, stojaki, leżaki i pufy, do naszej „sfery” – półkulistego namiotu ustawionego na wirydarzu opactwa. Otoczony przez kilkupiętrowe barokowe mury, od których odpada tynk, które patrzą nań wielkimi oknami, wygląda trochę jak statek kosmitów, który wylądował dzięki niezwykłym umiejętnościom pilota.
Zaczynamy. Ciekawe, co się wydarzy.