Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wojciech Pięciak trafnie pisze, że “Niemcy nie rozumieją dziś Polaków i nawet niemieckie elity niewiele wiedzą o Polsce", następnie zaś pyta: “Co teraz można zrobić?". Nasuwa mi się odpowiedź, że trzeba Niemców poznawać, bez krzywdzących uprzedzeń, i starać się ich rozumieć. Trzeba doceniać ich przyjazne Polakom gesty, nie wolno z góry zakładać, że ich dobrosąsiedzkie inicjatywy są nieszczere; prowokacyjne itp. Wzajemne zaufanie to konieczny warunek porozumienia. Jak bardzo tego zaufania brakuje, świadczą choćby ostatnio polskie gniewne, pełne oburzenia reakcje na uroczysty wieczór upamiętniający Powstanie Warszawskie, zorganizowany przez Związek Wypędzonych w Berlinie 19 lipca - pierwszą z serii imprez, która ma przybliżyć niemieckiemu społeczeństwu losy narodów pod niemiecką okupacją, tych, którzy byli ofiarą hitlerowskiej polityki wypędzeń. Nawet Władysław Bartoszewski uznał to za prowokację. Może zna on lepiej intencje organizatorki, Eriki Steinbach, niż gość tego wieczoru kardynał Lehmann, który według relacji “Gazety Wyborczej" dowodził, że uroczystość jest wyrazem współczucia wypędzonych wobec ofiar Hitlera - ale oświadczenie byłego ministra spraw zagranicznych na łamach prasy (“GW" z 19 lipca), że “pani Steinbach jest kłamczynią", bez bliższych uzasadnień, zniechęcać może Niemców do dalszych prób dialogu.
Zacznijmy więc od rzetelnych dialogów na łamach prasy, a potem - jak chce Wojciech Pięciak - twórzmy instytucje stanowiące forum dyskusyjne i służące polsko-niemieckiemu zrozumieniu.
TADEUSZ MAHRBURG (Legionowo)