"Rozkazuję wam umrzeć"

Choć świat dawno zapomniał o krwawej bitwie na tureckim półwyspie Gallipoli, nie zapomniały o niej dwa narody: dla Turków i Australijczyków to jedno z najważniejszych wydarzeń w ich historii, do dziś kształtujące tożsamość, pamięć zbiorową, nawet politykę.

21.08.2005

Czyta się kilka minut

Żołnierze tureccy na półwyspie Gallipoli /
Żołnierze tureccy na półwyspie Gallipoli /

Dziesiątki ciężkich, drewnianych łodzi wiosłowych z 18-letnimi żołnierzami, którzy nie brali jeszcze udziału w walce, ruszyły w stronę tureckiego brzegu. Celem był półwysep Gallipoli: skrawek europejskiej ziemi, którego zajęcie przez państwa alianckie doprowadziłoby do zablokowania tureckiej cieśniny Dardanele, łączącej Morze Czarne ze Śródziemnym.

Brytyjczycy desantowali się na krańcu półwyspu, a Australijczycy w miejscu jego największego przewężenia. Francuzi zaś w rejonie historycznej Troi, na brzegu azjatyckim, by odwrócić uwagę Turków. Planowo Australijczycy mieli ruszyć w stronę grzbietu półwyspu, aby wspólnie z Brytyjczykami opanować europejski brzeg cieśniny Dardanele i umożliwić flocie przebicie drogi na Stambuł, stolicę Turcji.

Plan był ambitny: wyeliminować z wojny sprzymierzoną z Niemcami Turcję.

Jednak Australijczycy - nie znający terenu i wyposażeni w nieaktualne mapy - trafili na godnego przeciwnika. Wprawdzie dowódca armii tureckiej w rejonie Dardaneli (Niemiec, gen. Liman von Sanders) oczekiwał desantu gdzie indziej, ale jeden z jego podwładnych - dowódca tureckiej rezerwowej 19. Dywizji Piechoty, Kemal Pasza (później znany jako Atatürk, twórca nowoczesnej Turcji), prawidłowo ocenił zamiary przeciwnika. Naprzeciw australijskim 18-latkom, którzy zgłosili się do wojska na ochotnika, by przemierzyć pół świata i wziąć udział w europejskich zmaganiach (przedstawianych przez biura werbunkowe jako przygoda), Kemal wysłał swój najlepszy - dziś legendarny - 57. Pułk Piechoty. Dowodząc ze stanowiska w zasięgu wrogiego ognia, wydał żołnierzom pamiętny rozkaz: “Nie rozkazuję wam atakować. Rozkazuję wam umrzeć. Kiedy przyjdzie umierać, inne oddziały i inni dowódcy mogą przyjść i zająć nasze miejsce". Gdy wiele miesięcy później kończyły się zmagania o Gallipoli, 57. Pułk już nie istniał.

Intuicja przyszłego polityka i reformatora miała w sierpniu 1915 uchronić turecki front przed załamaniem. To ostatecznie przekształciło walki w typową dla I wojny światowej walkę pozycyjną.

Desant zaczął się nocą z 24 na 25 kwietnia 1915, by szybko zamienić się w wielomiesięczne starcie. Ostatecznie jedynym - jak zgryźliwie żartowano - udanym elementem operacji była ewakuacja wojsk desantowych na przełomie 1915 i 1916 r.

Bitwa narodów

Bitwa o Gallipoli, którą Turcy nazywają bitwą o Canakkale, była jedną z najkrwawszych jatek I wojny światowej. Horrendalne straty (zabici, ranni i zaginieni) wyniosły w przybliżeniu: Imperium Brytyjskie - 120 tys., Francja - 27 tys., Turcja - 187 tys.

Dla Brytyjczyków i Francuzów było to “tylko" potknięcie (choć bolesne) w toku zmagań lat 1914-18. Zatrzymało ono też na pewien czas karierę pomysłodawcy przedsięwzięcia: Winstona Churchilla, wówczas Pierwszego Lorda Admiralicji (zyskał przydomek “rzeźnika z Gallipoli").

Jednak dla Australijczyków i Nowozelandczyków bitwa - spopularyzowana przez film Petera Weira “Gallipoli" z udziałem Mela Gibsona - stała się kamieniem milowym w historii tych narodów, które za Albion przelały na tureckim wybrzeżu morze krwi. Dlatego Australijczycy i Nowozelandczycy obchodzą jako święto państwowe każdą kolejną rocznicę desantu na półwysep, a tysiące młodych obywateli obu krajów pielgrzymują wtedy do Turcji, by spędzić noc z 24 na 25 kwietnia w śpiworach na gallipolskiej plaży i wziąć udział w porannym apelu poległych. W tym roku przybyło ich 20 tys.

Pamięć o zmaganiach o Gallipoli wiele znaczy też dla Turków. Dla nich Canakkale to ostatnia wielka wygrana bitwa w ich historii (choć potem był i udział w interwencji ONZ w Korei Południowej, 1950-53, i operacja na Cyprze), a także początek kariery Kemala Paszy, późniejszego Atatürka. Bez zdobytego w tej bitwie autorytetu Atatürk miałby problem z przeforsowaniem ambitnych reform, które w latach 20. XX wieku zmieniły Imperium Osmańskie w Republikę Turecką.

Obie fazy bitwy - morska (marzec 1915 r.) i lądowa (od 24 kwietnia 1915 r. do 8 stycznia 1916 r.) - stały się tematem zarówno prac naukowych, jak i bogatej literatury wspomnieniowej. A nawet legend.

Aliantom przebicie się przez Dardanele - a potem drugą cieśninę, Bosfor - miało zapewnić połączenie z sojuszniczą Rosją carską oraz wyłączenie z wojny Turcji, sojusznika Niemiec i Austro-Węgier. Dla Turków była to natomiast walka o wszystko. “Chory człowiek Europy", jak nazywano Imperium Osmańskie, tracił bez przerwy kolejne terytoria, od klęski pod Wiedniem w 1683 r. W XIX w. armie państw bałkańskich (niedawnych poddanych Turcji) i mocarstw europejskich coraz bardziej zbliżały się do Stambułu. Prawosławna Rosja marzyła o tej metropolii jako swoim Carogrodzie, Grecy marzyli o swym Konstantynopolu.

Przystąpienie Turcji do wojny jesienią 1914 r. po stronie Berlina i Wiednia było desperackim rzuceniem rękawicy - w Stambule zdawano sobie sprawę, że w tej rozgrywce nikt nie pozwoli Turcji na neutralność. Od końca XIX w. coraz ściślejsze związki łączyły Stambuł z Berlinem. O ile Austro-Węgry długo brały udział w uszczuplaniu tureckiego terytorium na Bałkanach (zajmując np. Bośnię i Hercegowinę w 1878 r.), o tyle narastające napięcie w ich stosunkach z Rosją i jej słowiańskimi protegowanymi na Bałkanach doprowadziło z czasem do wyciszenia antagonizmu między Wiedniem i Stambułem.

Ale turecka armia rozpoczęła swoją wojnę nieszczęśliwie. Zimowe ataki na froncie kaukaskim (przeciw Rosjanom) i na Kanał Sueski (przeciw Brytyjczykom) skończyły się niepowodzeniem. Zachęcony tym Winston Churchill już w listopadzie 1914 r. wysunął plan feralnej, jak się miało okazać, operacji. Jego realizację opóźniał jednak fakt, że armie brytyjska i francuska były związane w “wojnie pozycyjnej" na froncie zachodnim.

Dopiero gdy z antypodów Imperium Brytyjskiego, z Australii i Nowej Zelandii, ruszyły transportowce z rekrutami-ochotnikami, nad Turcją zawisła śmiertelna groźba.

Sen Cevata Beya

Początkowo alianci próbowali przebić się przez Dardanele samą tylko siłą swej marynarki. Armada, której trzon stanowiły jednostki brytyjskie, już od lutego niszczyła ogniem artyleryjskim tureckie umocnienia nad Dardanelami, jednocześnie czyszcząc wody zatoki z 377 niemieckich min. W przededniu morskiego ataku sprzymierzeni zdołali je w dużej mierze usunąć. Aby droga w głąb cieśniny i dalej na Stambuł stała się wolna, wystarczyło, jak sądzono, uporać się z artylerią rozmieszczoną w fortach po obu stronach cieśniny.

Jak pisze Mehmet Ihsan Gençcan w książce “Canakkale Savasi ve Menkibeler" (“Opowieści z bitwy o Canakkale"; Istambuł 1998), w noc przed marcowym atakiem turecki dowódca rejonu Dardaneli, Cevat Bey, w czasie krótkiego, nerwowego snu miał usłyszeć głos: “Spójrz na morze!". Bey, dalej śniąc, miał spojrzeć w miejsce, gdzie cieśnina otwiera się na Morze Egejskie, i w aureoli światła zobaczyć nakreślone na wodzie dwie litery alfabetu arabskiego, którym wówczas posługiwali się Turcy: kaf oraz waw. Potem się obudził.

Jak wiadomo, literom arabskiego alfabetu tradycja przypisuje określone wartości liczbowe. Waw odpowiada 6, a kaf 20, co razem daje 26. Bey udał się do odpowiedzialnego za miny Namzi Beya. “Ile mamy min w magazynie?". “26" - brzmiała odpowiedź. Nie zwlekając, Bey wezwał dowódcę okrętu-stawiacza min “Nusret" i kazał mu ustawić wszystkie 26 min równolegle do brzegu azjatyckiego, inaczej niż dotychczas ustawiano miny niemieckie (które w kilku liniach rozciągniętych od brzegu europejskiego do azjatyckiego przegradzały cieśninę prostopadle). “Nusret" w pośpiechu - co 15 sekund jedną - rozstawił 26 min. Przesiewające wylot Dardaneli reflektory aliantów jakimś cudem nie odnalazły okrętu.

Następnego dnia, 18 marca, alianci ruszyli do ataku w przekonaniu, że wody Dardaneli nie kryją niespodzianek. Pomylili się. Tych 26 tureckich min posłało na dno francuski okręt “Bouvet" (12 tys. ton wyporności) i brytyjskie: “Irresistible" (15 tys. ton) i “Ocean" (12 tys.). Kolejne okręty - brytyjski “Inflexible" i francuskie “Gaulois" i “Suffren" - wycofały się uszkodzone na Morze Egejskie.

W ten sposób niewielki stawiacz min wyłączył z walki jednostki o tonażu ponad 200 razy przewyższającym jego własny. Oczywiście nie sam: udział w przepędzeniu alianckiej eskadry miała też artyleria rozmieszczona na europejskim i azjatyckim brzegu cieśniny.

Hekatomba

Dla tureckich żołnierzy dramatycznym odkryciem było, że często walczą z innymi muzułmanami. W książce Ihsana Gençcana trafiamy na wspomnienia: “W 1915 r. Ramadan zaczynał się we wtorek 13 lipca, a kończył we środę 11 sierpnia. 12 sierpnia, w święto zakończenia świętego miesiąca, wstałem wcześnie rano. Wszyscy podnieśliśmy twarze ku niebu. Kłęby białych chmur obniżały się coraz bardziej ku ziemi. Zawołaliśmy »Bóg jest wielki!« i uderzyliśmy czołami o ziemię. Po zakończeniu modlitwy setki żołnierzy zaczęło wołać: »Nie ma Boga jak tylko Bóg! Mahomet jest jego Prorokiem!«. Nastała cisza, a potem jak szum fal doszły nas z nieprzyjacielskich okopów głosy: »Bóg jest wielki! Bóg jest wielki!«. Później dowiedzieliśmy się, że byli to muzułmańscy żołnierze z brytyjskich kolonii".

Jednak dla ówczesnych Turków kampania nad Dardanelami była raczej dżihadem w obronie islamu przed niewiernymi niż konfliktem narodów - jak w republikańskiej Turcji (retrospektywnie) pragnie się przedstawiać tę bitwę. A przedstawia się chętnie, gdyż zwycięstwo pod Canakkale stało się fundamentem etosu nowej (narodowej i laickiej) armii tureckiej. Sam Atatürk długo sławiony był przez turecki lud jako gazi (triumfator w walce z wrogami islamu), a nie jako świecki obrońca narodu tureckiego, jakim widzi go historia republikańskiej Turcji.

Nastroje oddaje historia opowiedziana w zbiorze wspomnień Samihy Ayverdi “Hey Gidi Gunler Hey". Oto lekarz mjr Rifat Bey opowiada, jak prosty żołnierz powiedział mu: “Jeśli polegnę, na tamtym świecie powita mnie hurysa". Wkrótce Bey zobaczył go wśród śmiertelnie rannych. Młodzieniec usiłował coś powiedzieć. Bey poluźnił mu kołnierz i dla rozładowania napięcia zapytał, czy już przyszła do niego hurysa. Wargi majaczącego szeregowca zaczęły się poruszać: “Nawet dwie".

W podobnym duchu pisał do przyjaciółki (zamieszkałej w Stambule Włoszki Corinne Lutfu) sam Kemal Pasza: “Dniem i nocą szrapnele rozrywają się nad naszymi głowami. Gwiżdżą pociski, a wybuchy bomb i wystrzały artylerii mieszają się ze sobą. Nasze życie przypomina piekło. Na szczęście żołnierze są dzielni i bardziej wytrwali niż nieprzyjaciel. Duch koleżeństwa ułatwia im wykonywanie moich rozkazów, które często oznaczają śmierć. Jak wiadomo, prowadzi to do jednej z dwu pozaziemskich konsekwencji: można przeżyć jako gazi albo polec jako sehid [»dający świadectwo« - red.]. Wiesz, co to ostatnie oznacza? Prostą drogę do nieba, gdzie hurysy przyjmują ich i pozostają do ich dyspozycji. Najwyższe szczęście".

Bitwa do dziś ma swe tajemnice. Jedną opisuje Emin Manisali w czasopiśmie “Sizinti", cytując telegram dowódcy sił alianckich do brytyjskiego ministra wojny: “Podczas walki (...) doszło do tajemniczego zdarzenia. W obliczu słabnięcia oporu sił tureckich, płk H. Beauchamp, oficer odważny i pewny siebie, z energią posuwał się naprzód. To była najlepsza faza bitwy. Jednak wielu żołnierzy było rannych i wyczerpanych z pragnienia. Pułkownik ruszył w pogoni za wrogiem z 16 oficerami i 250 żołnierzami. Wszyscy przepadli bez śladu. Zaatakowali lesisty teren, gdzie zginęli z oczu. Żaden nie wrócił". Po zakończeniu wojny rząd brytyjski zwrócił się do Turcji z pytaniem o los zaginionych. Odpowiedź brzmiała, że Turcja nie dysponuje żadną wiedzą na ich temat. Sprawa do dziś jest nierozwiązana, a Turcy zaprzeczają domniemaniom, że mogli popełnić zbrodnię wojenną, jak sugerował brytyjski film z 1999 r. “All the King’s Men".

"Zostało nas siedmiu"

Późniejsze lata i odchodzenie weteranów (ostatni, Huseyin Kacmaz, zmarł w 1994 r.) sprzyjały pomnikowemu spojrzeniu, gdzie mało było miejsca na przypomnienie okrucieństwa wzajemnej rzezi. Chętnie podkreślano akty humanitarnych zachowań po obu stronach. Na terenie historycznego Parku Narodowego na półwyspie Gallipoli nie brak dziś pomników, upamiętniających bohaterstwo obu stron, a coroczne obchody rocznicowe ściągają pospołu nie tylko Australijczyków i Nowozelandczyków, ale także Turków.

I coraz rzadziej przypomina się takie świadectwa, jak to spisane przez Halila Helvaci: “Urodziłem się w 1892 r. W Canakkale służyłem przez trzy lata w 27. Pułku. Walczyłem w rejonie Seddulbahir i Ariburnu. Pewnego razu trzy dni pod rząd walczyliśmy z wrogiem na bagnety. Pod koniec trzeciego dnia zostało nas siedmiu. Potem zrobili nas sierżantami i każdemu dali po 10 żołnierzy pod komendę. Pewnego dnia na Ariburnu strzelaliśmy do wroga z naszych pozycji. Ciągnę za spust, raz za razem... Broń nie strzela. No to się karabin popsuł, mówię sobie. Koło mnie był kolega. Mówię mu: »Popatrz, chyba mi się broń zepsuła, nie strzela«. Popatrzył na mnie chwilę i mówi: »Co się miało zepsuć. Palucha ci obcięło«. I wtedy dopiero poczułem ból. Przeszyło mnie. Kula musiała przejść przez środek palca, którym naciskałem spust. I palec odleciał".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005