Rozdarcie

Polsko-ukraińskie pojednanie musi polegać na zgodzie, że mamy różne pamięci historyczne. Poza tym Ukraińcy muszą najpierw pogodzić się z samymi sobą.

18.11.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maksymilian Rigamonti / PRESS CLUB
/ Fot. Maksymilian Rigamonti / PRESS CLUB

Podróż przez Wołyń w listopadzie jest specyficznym przeżyciem. Dni są krótkie, trawy poszarzałe, a drzewa już nagie. To potęguje uczucie pustki.
Rozległe, porzucone pola powodują, że czasem zaczynamy tęsknić za odmianą widoku. Chcielibyśmy, by już za zakrętem pojawił się jakiś pies, płot, dom, człowiek. Intuicyjnie czujemy, że powinien się pojawić.
A jednak znów pojawia się tylko pole. Choć intuicja wcale nas nie myli. Oczekiwanie jest jak najbardziej uzasadnione. Akurat za tym zakrętem powinien się pojawić pies, płot, dom i człowiek.
Tu kiedyś była wieś Ostrówki. Piękny dwór, równe rządki chałup, cmentarz i oczywiście zwieńczony trzema krzyżami drewniany kościółek katolicki.
Co niedziela na kościelnej górce musiało się roić od ludzi, bo parafia liczyła blisko 1800 dusz. Ostatnia niedzielna msza odbyła się 29 sierpnia 1943 r. Następnego dnia, w poniedziałek, wieś Ostrówki została wymordowana. Zniknęli ludzie, potem ich dobytek, następnie ściany domów, a w końcu nawet fundamenty.
Zatrzymałem się i nie wierzyłem, że wszystko to mogło się zmienić w ciągnące się po horyzont pole zeschłych słoneczników.
Pole w sposób niemal doskonały wpisywało się w wołyńską pustkę. Odróżniały je ledwie dwa drobne szczegóły. Drzewko bzu i stojąca opodal biała figurka Matki Boskiej. Ale przecież mało kto by się domyślił, że bez jest jedynym śladem po kuźni, a Matka Boska oznacza miejsce, w którym stał kościół.
ZBRODNIA
Mord zaczął się około południa. Według ocen polskich historyków w Ostrówkach tego dnia zginęły przynajmniej 474 osoby, w pobliskiej Woli nie mniej niż 568.
Mord został dobrze opisany przez historyków na podstawie relacji tych, co ocaleli.
Niektórych żołnierze UPA, dowodzeni przez Iwana Kłymczaka „Łysocho”, mordowali typowo. Mężczyzn zagnanych do szkoły i na boisko wyprowadzono po kilku na stronę. Najpierw zabijano po cichu – widłami i siekierami. Tak, aby nie zorientowali się inni. Potem – gdy niespodziewanie pojawił się oddział niemiecki – pośpiesznie strzelając.
Ponad 300 kobiet, dzieci i starców spotkał straszniejszy los. Zamknięto ich w kościele. Potem, w obawie przed Niemcami, wyprowadzono pośpiesznie ze wsi. Kolumna posuwała się niezbyt szybko. Wszyscy idący w niej mieli świadomość, jak się musi zakończyć ta podróż.
Archeolog Olaf Popkiewicz w 2011 r. znalazł ich mogiłę na polach, daleko za wsią, przy pomocy wykrywacza metali. Doszedł do wniosku, że oddział UPA nie miał czasu na zabijanie przy pomocy noży czy siekier.
Musieli strzelać – szukał więc łusek.
Gdy znalazł ich skupisko, zaczął kopać w pobliżu. Szczątki nie były zbyt głęboko. Ukazały się szybko. Najlepiej zachowały się mleczne ząbki dzieci i dziewczęce warkoczyki. Z niektórych szkieletów zostały tylko cienie na piasku. Były ułożone bardzo ściśle, jeden przy drugim. Czasami wyglądało to tak, jakby jakiś mały szkielecik przytulał się do dużego.
Popkiewicz: – Średnia wieku ofiar w tym dole wynosiła 7 lat.
Po południu, gdy mordy miały się ku końcowi, na drodze pojawiły się wozy wieśniaków. Ukraińcy z leżących opodal wsi jechali do Ostrówek i Woli po majątek.
PAMIĘĆ
Popkiewicz poszukuje jeszcze dwóch zbiorowych mogił w okolicy.
Kości znalezione w 2011 r. policzono bardzo dokładnie. Wynik? 231 osób. Potem szczątki zostały przewiezione na cmentarz w Woli Ostrowskiej.
To był drugi pochówek. Pierwszego dokonali mieszkańcy ukraińskiej wsi Sokil – dwa tygodnie po masakrze. Musieli to zrobić, bo oddział UPA nie miał czasu i po prostu zostawił ciała w lesie.
Po kilku dniach do Sokila zaczął docierać trupi odór. Nasilał się z każdym dniem.
Pamięta go pani Nadieżda, która wówczas miała sześć lat.
Wtedy znów pojawiła się UPA. Zebrano mieszkańców (w tym siostrę Nadieżdy), popędzono na pole i zmuszono do zakopania nadgniłych ciał sąsiadów.
– Tak, to nasi chłopcy zabili Polaków – mówi.
Od tamtej pory rozległy teren między Wolą a Sokilem mieszkańcy zaczęli nazywać Trupim Polem.
Pani Nadieżda pamięta jeszcze, jak kilka miesięcy później przez wieś maszerowały oddziały 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Wówczas płonęły ukraińskie domy. Akcje odwetowe odbyły się także we wsi Połapy i Przekurka.
Jeden z jej ówczesnych mieszkańców, Iwan Kowalczuk, mówi, że w lutym 1944 r. zginęło siedem osób z jego jedenastoosobowej rodziny. Jak to się stało?
– Jak? Na wieś napadli Polacy – odpowiada.
ASFALT
Dziś z Ostrówek na cmentarz prowadzi asfalt. Położony z tej okazji, że mieli tu przyjechać prezydenci Bronisław Komorowski i Wiktor Janukowycz. Powstał też memoriał. Szefowie państw jechaliby kilkaset metrów dokładnie tą samą drogą, po której pędzono na śmierć kobiety i dzieci w stronę Trupiego Pola.
Analogiczna wizyta miała się odbyć w Sahryniu na Lubelszczyźnie, w ukraińskiej wsi spalonej przez AK 10 marca 1944 r. (zginęło wówczas kilkaset osób, w tym ludność cywilna).
Wywołało to protesty organizacji kresowych, które twierdziły, że jest to zrównywanie akcji odwetowej z ludobójstwem.
Ostatecznie obaj prezydenci do Ostrówek nie przyjechali. Może więc niepotrzebnie kładziono asfalt?
Tamci przecież szli po zwykłej gruntowej drodze, modląc się, gubiąc krzyżyki i różańce, błogosławiąc dzieci przed nadchodzącą śmiercią.
POSTĘP
Obchody 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej przebiegły wśród burzliwych sporów politycznych. Nam w pamięci najbardziej pozostaną parlamentarne kłótnie o treść uchwał (sprowadzały się do sporu: „ludobójstwo” czy „zbrodnia o cechach ludobójstwa”). A także incydent z Łucka, gdy młody Ukrainiec rozbił jajko na marynarce prezydenta Polski.
Co się zmieniło na Ukrainie?
Mam wrażenie, że niewiele. Ukraińcy, mieszkańcy wsi, których spotykałem na Wołyniu, mówili o zbrodni sprzed 70 lat jak zwykle: z ostrożnością i obawą. Jednak jej nie zaprzeczali.
Lwowscy intelektualiści i historycy także pozostali na swoich pozycjach. Najbardziej zdziwił mnie lider nacjonalistycznej partii Swoboda, Andrij Holiawka, który pytany we Lwowie, czy złożyłby kwiaty przy pomniku ku czci pomordowanych w Ostrówkach, odparł: – Oczywiście. Mam nadzieję, że polscy politycy równie chętnie zechcą składać kwiaty w miejscach, gdzie mordowano Ukraińców na terenie Polski.
Jak na partię Swoboda, jest to duży postęp.
BUNKIER
We Lwowie ciągle działa stylizowana na bunkier UPA knajpa „Krijvka”. Jak mówi Jurko Nazarczuk – jej współwłaściciel i pomysłodawca – przychodzi do niej około pół miliona osób rocznie. Są to w dużej części turyści ze Wschodniej Ukrainy, Rosji oraz Polski – którzy przyjeżdżają rąbnąć sobie lufę w prawdziwie banderowskiej atmosferze.
Nazarczuk przekonuje, że jest to projekt bliski muzeum, w którym chodzi o popularyzację historii. Jednak w dość powszechnym przekonaniu jest to projekt mający na celu trzaskanie pieniędzy.
Ciekawe, że istnienie knajpy ostro krytykują nacjonaliści ze Swobody: – W takich bunkrach, na jaki stylizowana jest ta knajpa, mieszkali i ginęli żołnierze UPA. Równie dobrze można nazwać restaurację „Mogiła” albo „Grobowiec” – komentuje Holiawka.
Dialog w sprawach Wołynia po rocznicowej burzy przeszedł znów z poziomu politycznego na historyczny. Tylko że polityczne waśnie w jakiś sposób oddziałują i na historyków.
Prof. Jarosław Hrycak zwrócił mi uwagę na to, że wielu umiarkowanych naukowców mówi o Wołyniu znacznie ostrzej i w sposób bardziej konfrontacyjny niż choćby 10 lat temu.
Hrycak jest wybitnym ukraińskim intelektualistą i zwolennikiem ukraińsko-polskiego pojednania. Nie ma problemu z nazwaniem zbrodni popełnianych przez UPA po imieniu. Jednak nie ma ochoty nazywać UPA jako całości przestępczą organizacją.
Inny liberalny historyk, Ołeksandr Zajcew, tłumaczy, że zbrodnie były zbrodniami, tyle że na zachodniej Ukrainie dla większości społeczeństwa UPA to podziemna armia, która walczyła o niezależność kraju, a jej głównymi przeciwnikami byli hitlerowcy i Sowieci.
BŁĄD
Zdaniem profesora Hrycaka Polacy w spojrzeniu na Ukrainę popełniają zasadniczy błąd: – Myślicie o nas w kategoriach polskich, jako o narodzie, który ma ustaloną tradycję. Tymczasem my nie mamy żadnego wspólnego kanonu pamięci. Jest dopiero próba jego budowy. Na razie jedynie sprawa „Wielkiego Głodu” jest polem konsensu. Większość obywateli Ukrainy uznaje, że Głód był, większość uważa, że jest to dzieło Stalina, i większość uważa, że było to ludobójstwo. Wszystko inne nas dzieli. Najbardziej II wojna światowa.
To prawda: połowa Ukrainy uważa armię radziecką za wyzwolicieli i bohaterów, a druga połowa za okupantów i stalinowskich siepaczy. To samo dotyczy UPA – dla jednych to podziemna armia podobna do AK, dla innych banderowskie bandy rezunów.
Znajomy dziennikarz z Charkowa: – W moim mieście ludzie obawiają się wyprawy do Lwowa. Są przekonani, że gdy odezwą się po rosyjsku, dostaną po twarzy.
To rozdarcie najbardziej symbolizuje zabawna scena z regionalnego muzeum na Wołyniu. Jego dyrektor opowiadał o polsko-ukraińskim pojednaniu, stojąc między dwiema gablotami. Jedna dotyczyła wyzwolicieli z Armii Czerwonej, druga bohaterskich partyzantów UPA.
Wobec tak wielkiego wewnętrznego sporu raczej nie można mieć nadziei, że sprawa polsko-ukraińskich stosunków zajmie centralne miejsce w tutejszym dyskursie historycznym. Będzie to raczej margines, tak jak sprawa ludobójstwa na Wołyniu.
Będzie powracał z okazji rocznic czy z powodu zapotrzebowania politycznego, ale chyba nie inaczej. Najpierw Ukraińcy muszą odnaleźć swoją tożsamość i pogodzić się sami ze sobą.
NAGRODA
Paradoksalnie jednak z ich wewnętrznego sporu może wynikać coś dla stosunków między nimi a nami.
Hrycak przekonuje, że i polsko-ukraińskie pojednanie musi polegać na zgodzie na to, że mamy różne pamięci historyczne.
– Pojednanie oznacza, że wychodzimy z założenia, iż nasze pamięci są różne – mówi. – Musimy się więc pogodzić także z tym, że nie będziemy się zgadzać.
Jest na to dobry przykład. Mówiło się, że Hrycak ma dostać nagrodę imienia Ignacego Paderewskiego. Profesor deklarował, że takiego wyróżnienia raczej nie przyjmie.
Dlaczego? Bo z polskiego punktu widzenia Paderewski jest premierem, ministrem spraw zagranicznych, wybitnie zasłużonym dla odrodzenia ojczyzny. Z punktu widzenia Ukraińców, szczególnie we Lwowie i zachodniej Ukrainie, Paderewski to człowiek, który robił wszystko, by na tych terenach państwo ukraińskie nie powstało.
Skoro więc tak trudno o historyczne postaci i wydarzenia, które mogą nas połączyć, może Hrycak ma rację? Nasze pamięci muszą się różnić i trzeba się z tym pogodzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2013