Rewolucjonista moralny

Chciał wolności dla Polski i dla każdego człowieka. Ale niepodległości nie doczekał. Sto lat temu zmarł Edward Abramowski, jeden z najciekawszych polskich myślicieli.

18.06.2018

Czyta się kilka minut

Edward Abramowski, ok. 1910–1917 / NAC
Edward Abramowski, ok. 1910–1917 / NAC

Posiadacz ziemski, którego lewicową „agitkę” rozchwytywali proletariusze. Socjalista, który krytykował Marksa. Żyjący z rodzinnego majątku współtwórca potężnej inicjatywy gospodarczej. Samouk bez matury, który otrzymał katedrę profesorską. Krytyk państwowego przymusu, który wzywał do odbudowy niepodległej Polski.

10 lat po jego śmierci Maria Dąbrowska pisała: „Nie dzieje się w Polsce nic naprawdę wielkiego, mądrego i dobrego, co by nie było przeniknięte świadomie albo podświadomie ideami Edwarda Abramowskiego”.

Robotnice płakały

Urodził się w 1868 r. w Stefaninie, w ówczesnej guberni kijowskiej, w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. Matka zmarła, gdy miał 10 lat. Wkrótce rodzina przeniosła się do Warszawy; tam ich prywatną nauczycielką była m.in. Maria Konopnicka.

Jako 15-latek debiutował na łamach „Zorzy”, pisma poświęconego „sprawom oświaty, dobrobytu i rozwoju społecznego ludu”. Oto refleksja chłopca: „mam (...) obowiązki dla wszystkich pracujących ludzi; mam obowiązek dla rolników, bo z ich pracy jem chleb; mam obowiązki dla rzemieślników, bo z ich pracy mam odzienie, obuwie, dom, sprzęty, narzędzia itd. (...). Mam więc wszystko od ludzi: życie, dobrobyt, naukę. (...) jeżeli ja im za to wszystko, co od nich mam, nic nie dam, jeżeli nie spłacę mego długu (...) kim więc będę? Próżniakiem, darmozjadem, niewdzięcznym, więc człowiekiem podłym bez czci żadnej”.

Jako nastolatek wszedł w krąg nielegalnej partii Proletariat. W 1885 r. wyjechał do gimnazjum do Krakowa. Nie przystąpił do matury, został wolnym słuchaczem na Wydziale Przyrodniczym UJ. Współtworzył kółka socjalistyczne, przemycał „bibułę”. Gdy policja wpadła na ich trop, uciekł do Genewy i tam studiował fizykę, filozofię i nauki społeczne. Poznał emigracyjnych działaczy. W 1889 r. przerwał studia i wrócił do Warszawy, z misją odbudowy struktur socjalistycznych rozbitych aresztowaniami. Dzięki dochodom z dzierżawy rodzinnego majątku mógł się temu poświęcić.

Współtworzył II Proletariat. Ale przeciwny stosowaniu terroru, odszedł i założył Zjednoczenie Robotnicze. Był doradcą strajku murarzy warszawskich (wygranego). Pisał teksty agitacyjne – „Dzień roboczy”, „Rewolucja robotnicza” – rozchwytywane przez robotników. Adolf Kiełza wspominał, że robotnice-bieliźniarki płakały ze wzruszenia, gdy na zebraniu czytano jego „Sprawę robotniczą”.

Poślubił Stanisławę Motz, działaczkę socjalistyczną. Policja deptała im po piętach, ukrywali się. W 1892 r. Stanisława zmarła przy porodzie. Edward przeżył załamanie, targnął się na życie, w ostatniej chwili został uratowany. Ale pojawiła się gruźlica...

Niepodległość i socjalizm

Na lewicy należał do prekursorów postulatu walki o niepodległość. W 1892 r. przekonywał: „jeśli chcemy zdobyć takie swobody i prawa polityczne, jakich nam potrzeba, to musimy (...) zdobyć Polskę niepodległą”. Wkrótce, w listopadzie 1892 r., wziął udział w założycielskim zjeździe Polskiej Partii Socjalistycznej. Poparł wpisanie do programu postulatu niepodległości. Część działaczy nie eksponowała go, Abramowski przeciwnie. W 1893 r. pisał: „Lud polski jest wielki, bo na miliony się liczy. (...) A gdy lud wielki i potężny zapragnie gorąco wolność swą odzyskać – odzyska ją zawsze. (...) lud pomści swoje krzywdy, rozbije swoje kajdany i znów będzie wolna, niepodległa Polska, bez cara, bez panów”.

W drugiej połowie lat 90. XIX w. odszedł od marksowskiej ortodoksji. Karol Marks przekonywał, że byt społeczny określa świadomość, zatem zmiana ustroju zaowocuje „ulepszeniem” człowieka. Abramowski zaś uważał, że za mało tu docenienia wolnej woli, i że to świadomość określa byt. „Pogląd, iż nowy ustrój społeczny może powstać bez poprzedzającej go rewolucji moralnej, nazywa Abramowski absurdem socjologicznym” – pisał Romuald Jezierski.

Nie wystarczy przejąć władzę – przez rewolucję czy wybory – aby nastał lepszy świat. Abramowski pisał: „Zagadnienie historyczne socjalizmu (...) staje się zarazem jego zagadnieniem praktycznym: dokonania tej rewolucji moralnej w duszach ludzkich”. Bez tego, poza zmianą nazw i sloganów, wszystko zostanie po staremu.

Przepowiednie

A jaki będzie socjalizm wprowadzony bez „rewolucji moralnej”? Na wiele lat przed przewrotem bolszewickim w Rosji Abramowski przewidywał – w książkach „Zagadnienia socjalizmu” (1899 r.), „Etyka a rewolucja” (1900 r.) i „Socjalizm a państwo” (1904 r.) – że dawnych kapitalistów w roli wyzyskiwaczy zastąpi kasta dysponentów środków produkcji związana ze strukturą władzy. Wyszydzał wiarę w odgórność i przymus: „Jest to teoria uszlachetniających, zbawczych wpływów knuta policyjnego, jeżeli ten knut znajduje się w rękach ożywionych ideą wolności i dobra ludzi”.

Leszek Kołakowski wskazywał potem, że „rezultatem komunizmu w tych warunkach, jak pisał Abramowski w 1897 roku, może być tylko nowa formacja klasowa, w której antagonizm między społeczeństwem a uprzywilejowaną warstwą urzędników zajmie miejsce dawnych podziałów klasowych i która, co więcej, nie będzie mogła utrzymać się bez skrajnie despotycznych i policyjnych form rządzenia”.

Abramowski wypracował alternatywę – wizję „socjalizmu bezpaństwowego”. Bliska anarchizmowi, zakładała istnienie odgórnej struktury, lecz ograniczonej do minimum. Socjalizm nie oznaczał tu upaństwowienia, lecz uspołecznienie: środków produkcji, instytucji, życia publicznego. Miałby to być ustrój, w którym władzę i kontrolę sprawują nie partyjni liderzy czy kasta urzędników, lecz społeczeństwo. Zorganizowane oddolnie, od najniższego szczebla, naprawdę demokratyczne.

Ku lepszemu światu

„Rewolucja moralna” – to brzmi jak termin z języka religijnego. Małgorzata ­Augustyniak pisała: „Realizacja tego ideału jest niemożliwa w »samolubnej osobniczości«, gdyż jedną z jego podstaw jest braterstwo ludzi. Abramowski postawił (...) tezę, że moralność ma ścisły związek z życiem społecznym”. Jej polem miały być zatem związki zawodowe, stowarzyszenia, kasy samopomocowe. A zwłaszcza spółdzielnie, bo one uczą gospodarowania w duchu współpracy, a nie rywalizacji, i są zalążkiem gospodarki uspołecznionej.

Pod koniec XIX w. Abramowski tworzył „koła etyczne” i „komuny”. Gdy wybuchła rewolucja 1905 r., był autorem deklaracji Polskiego Związku Ludowego. Projekt programu głosił, że PZL podejmie „szerzenie stowarzyszeń opartych na zasadach demokratyzmu i kooperacji, które by powołały jak najszersze masy ludowe do pracy twórczej w zakresie swoich interesów zbiorowych”, nie przez reformy „narzucone z góry, lecz przez samodzielne reformowanie się społeczeństwa metodą kooperatyzmu”.

W 1905 r. powstał najsłynniejszy jego tekst: „Zmowa powszechna przeciw rządowi”. To manifest „walki o wolność Polski i o wolność każdego człowieka w Polsce”.

Propagował bojkot instytucji zaborczych – niepłacenie podatków, ignorowanie carskich sądów, nieposyłanie dzieci do szkół – aby w ten sposób walczyć o wolność narodową i swobody. Instytucje alternatywne – własne polubowne sądy, niezależne placówki oświatowe, formacje samo­obrony ludowej itp. – miały tworzyć zręby niepodległości, w ustroju ultrademokratycznym.

Także w 1905 r. powstał Związek Towarzystw Samopomocy Społecznej. „Pierwsze miejsce wśród nich miały zająć stowarzyszenia spółdzielcze, jako najlepsza szkoła samopomocy i uspołecznienia robotników i włościan”; w tym celu Abramowski utworzył „sekcję, która przekształciła się w Towarzystwo Kooperatystów” – wspominał jego współpracownik i późniejszy prezydent RP Stanisław Wojciechowski.

Ruszyła praca organizacyjna, która szybko zaowocowała ruchem zrzeszającym dziesiątki tysięcy ludzi i sukcesami ekonomicznymi. A także wychowywaniem „nowych ludzi”. Oskar Lange pisał w 1928 r., że w kooperatyzmie Abramowski widział „czynnik wysoce rewolucyjny, którego powołaniem jest obalenie, a raczej wyparcie, ustroju kapitalistycznego. (...) Kooperatywa jest również zrzeszeniem o charakterze na wskroś demokratycznym. (...) wszystkie jej kapitały stanowią wspólność jej członków. (...) Jest ona również kuźnią, w której odbywa się ciągła rewolucja moralna człowieka. Członkowie jej uczą się codziennie nowej moralności, solidarności i braterstwa, poznają olbrzymią potęgę współdziałania”.

U kresu

W 1910 r. Abramowski stworzył Instytut Psychologiczny. Kontynuował w ten sposób zainteresowania z ostatniej dekady XIX w., gdy napisał kilka książek i tekstów z tej dziedziny, publikowanych m.in. w renomowanych pismach francuskich. W 1915 r. został kierownikiem Katedry Psychologii na Uniwersytecie Warszawskim, co było dowodem uznania – wszak nie miał ani matury, ani ukończonych studiów.

Wcześniej, w 1912 r., był jednym z animatorów zakopiańskiego zjazdu środowisk niepodległościowych. Po wybuchu I wojny światowej poparł Polską Organizację Wojskową i Legiony Piłsudskiego. Nie porzucając wizji „uspołecznionego państwa-minimum”, optował za Polską mającą objąć także ziemie ważne dla narodowej historii i kultury, przy zagwarantowaniu wszelkich praw innym grupom etnicznym. Jeszcze wiosną 1914 r. gromił „pomniejszycieli ojczyzny”, pisząc: „Boją się oni wszystkiego, (...) gotowi są ustąpić z własnego domu na pierwsze wezwanie, na pierwszą groźbę. (...) Bismarck wysyłał ich ironicznie do Monte Carlo. Rusińscy prowodyrzy w Galicji wyrzucają ich za San; litewscy »nacjonaliści« wskazują im bez ceremonii, że mają wynosić się nie tylko z Litwy, ale i z całej Suwalszczyzny. Czesi wreszcie pędzą ich ze Śląska Cieszyńskiego”.

Nela Samotyhowa wspominała: „W czasach wojny, gdy we wszystkich spotęgował się niepomiernie instynkt samozachowawczy, gdy wyjałowieni i zeschnięci duchowo, oszczędnie zamykali się w sobie, by przetrwać – on rozrzucał siebie i gorzał jakimś ogniem natchnionej życzliwości dla świata”.

Ale choroba była bezlitosna. Zmarł 21 czerwca 1918 r., mając dopiero 50 lat.

Siła przyciągania

O mało kim można jednak z taką pewnością powiedzieć, że „nie wszystek umarł”. A już na pewno o mało kim z ludzi, którzy nie pełnili oficjalnych funkcji, nie dbali o zaszczyty, a w swoich poglądach szli często pod prąd. Bohdan Cywiński pisał, że „w odbiorze społecznym stał się nie tylko profesorem, ale i mędrcem”. W kręgach lewicowych i spółdzielczych był najbardziej poczytnym autorem. W ruchu kooperatywnym uważano go za głównego patrona. Jego myślami inspirowała się młodzież lewicowa z miast i wsi.

A także ludzie z elit. Jak wspomniany Wojciechowski. Albo czołowy ideolog sanacji Adam Skwarczyński, który odwoływał się do „rewolucji moralnej”, nie wierząc, że silną Polskę można oprzeć tylko na nakazach. Józef Bek (ojciec przyszłego ministra spraw, zagranicznych II RP, Józefa Becka), który organizował samorząd terytorialny, czerpał garściami z wizji „republiki kooperatywnej”. Najdłużej żyjący z uczniów Abramowskiego, działacz spółdzielczy Jan Wolski, w PRL został dysydentem. Odwoływali się do niego np. prof. Helena Radlińska (specjalistka od pomocy społecznej), prof. Zofia Daszyńska-Golińska (socjolożka), prof. Konstanty Krzeczkowski (autorytet od ubezpieczeń społecznych i biograf Abramowskiego).

Także wśród ludzi kultury byli „abramowszczacy”, jak Władysław Orkan czy Maria Dąbrowska, jego „wyznawczyni” od młodości. W II RP poświęciła mu broszurę i cykl tekstów w „Wiadomościach Literackich”, sportretowała w „Nocach i dniach” (jako Tytusa Niechcica).

No i oczywiście Stefan Żeromski. Przyjaciel Abramowskiego, przywoływał jego tezy w swej publicystyce. W „Dziejach grzechu” sportretował go jako postać twórcy kooperatyw, a w „Przedwiośniu” wprost oddał mu cześć, w rozmowie Baryki z Gajowcem: „Oto – Edward Abramowski. Nauczał i wierzyliśmy mu ślepo, stworzyliśmy dzięki jego nauce wiele rzeczy i dzieł wysoce wartościowych. Zorganizowaliśmy masę ludzi w doskonałe stowarzyszenia. Ludzi ciemnych przetworzyliśmy na światłych obywateli. (...) Nienawidził państwa z jego wojskiem i wojną, z sądem i policją, (...) i nakazywał ludziom organizować się w związki wolne. Patrzę na jego kochany portret i powtarzam (...): śpij spokojnie, jasny duchu! Pracujemy dzień i noc, bez wytchnienia, szerzymy i spełniamy twe marzenia, tylko zgoła inaczej, wprost inaczej, w wolnym państwie polskim”.

W duchu Solidarności

Mijały epoki, a po jego dorobek wciąż sięgano. Czytano i komentowano w kręgu KOR-u i opozycji demokratycznej w PRL. Niektórzy miłośnicy Abramowskiego są przekonani, że „Program Samorządnej Rzeczpospolitej”, uchwalony w 1981 r. na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”, był inspirowany także jego wizjami.

 

Wojciech Giełżyński – w latach 80. opozycyjny publicysta, zresztą syn ucznia Abramowskiego – tak pisał w 1986 r.: „Gdyby przyszedł na świat w osiemdziesiąt lat później, byłby ideologiem »Solidarności«, jej duchowym – a może i politycznym – przywódcą. Ten związek ludzi uciskanych i ruch patriotycznego protestu (...) jest jak gdyby materializacją jego myśli i intuicji”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2018