Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sytuacja pierwsza. Kilka dni po zniknięciu dziecka na konferencji prasowej młody ojciec w dramatycznym apelu prosi, by media powstrzymały się od sugestii, że rodzice mogą mieć coś wspólnego z tragedią (chodziło o komentarze, że ojciec zachowuje się „podejrzanie spokojnie”).
Sytuacja druga. TVP Info podaje w czwartek informację przekazaną przez detektywa Rutkowskiego: Madzia nie żyje, umarła w wyniku nieszczęśliwego upadku, a mama dziecka w strachu ukryła dziecko nieopodal miejsca zamieszkania. Dziennikarze stacji pytają psychiatrę, co sądzi o doniesieniach, że o całej sprawie nie wiedział ojciec. Ekspert (bez chwili wahania) odpowiada, że nie wydaje mu się to prawdopodobne (nieco później detektyw Rutkowski powie, że ojciec jest „czysty”, na co wskazuje między innymi badanie wariografem).
Sytuacja trzecia. Bohaterem głównym jest już sam Rutkowski. Najpierw dość swobodnie dzieli się z dziennikarzami hipotezami dotyczącymi zaginięcia (mówi m.in., że poszlaki prowadzą na teren Niemiec), by później, dzięki „działaniom operacyjnym” (nagranie ukrytą kamerą rozmowy z matką w „celach dowodowych”) dojść do prawdziwej wersji wydarzeń. Co robi z nagraniem rozmowy? Przekazuje je – również w celach dowodowych? – jednej ze stacji telewizyjnych (ta na szczęście ogranicza się do emisji jedynie kilkunastosekundowego fragmentu).
W klimacie medialnym wokół sprawy śmierci Madzi – tworzonym nie tylko przez nas, dziennikarzy, ale też ekspertów, znanego detektywa-celebrytę i milion speców od kryminalistyki w internecie – nie doszliśmy jeszcze do poziomu reality show z głosowaniem widzów, kto jest winien. Ale po raz kolejny było blisko.