Raz na zawsze zniszczy śmierć

Co niedzielę ogłaszamy światu, że ginąc na krzyżu Jezus wcale nie umierał, lecz zstępował do piekieł.

06.10.2014

Czyta się kilka minut

Zstępował – gdyż owe piekła znajdują się wewnątrz ziemi. Rzadko natomiast przypominamy, że w dniu śmierci Jezusa wielu zmarłych wyszło z grobów i widziano ich na ulicach Jerozolimy. Wynika z tego, że kwestia zmartwychwstania to nie tylko sprawa sądu ostatecznego, który rozumiemy jako wydarzenie jednorazowe, rozgrywające się w określonym miejscu i czasie (choć, jak się sądzi, powinno się ono dziać w rzeczywistości pozawymiarowej). Jak by nie patrzeć, teksty Pisma mówiące o śmierci i zmartwychwstaniu nijak nie dają się uzgodnić – zwłaszcza jeśli chodzi o chronologię. Dlatego nie będzie nadużyciem, jeśli zajmiemy się tym, co dzieje się dzisiaj. Wiele wskazuje na to, że nasze przechodzenie ze śmierci do życia to nie tylko sprawa przyszłości, ale i teraźniejszości. Świadczy o tym choćby przypowieść o królu, który wyprawił wesele swojemu synowi.

Czy rzeczywiście musimy wierzyć, że staczamy się w śmierć, która – czy to tylko na chwilę, czy też na czas bliżej nieokreślony – przerywa nasze życie, unicestwia je? Od zwolenników tak pojmowanej śmierci więcej mogą o niej powiedzieć ci, którzy, zdumieni potęgą i pięknem ludzkiego umysłu i serca, twierdzą, że nasza rzeczywistość jest nazbyt skomplikowana, by można stanowczo orzekać – a zwłaszcza wykluczać – możliwość życia po śmierci. A więc żyjąc nie tracimy życia, ale coraz mocniej w nie wrastamy. Taką możliwość podpowiada intuicja, o takiej możliwości marzymy, ale też rozum niekoniecznie jest temu przeciwny. Odwrotnie, nieobce mu jest pojęcie nieskończoności i wieczności. A poza tym – mamy religie.

Prorok Izajasz mówi, że Ten Który Jest raz na zawsze zniszczy śmierć. Chrześcijanie wierzą, że to proroctwo już się wypełniło na Golgocie. Lecz śmierć wciąż istnieje, doskwiera nam, gorszy nas. Zwłaszcza kiedy na ekranach telewizorów widzimy, jak gdzieś na świecie giną tysiące Bogu ducha winnych ludzi. To zgorszenie jest praktycznie nie do udźwignięcia. A jednak jakoś żyjemy. A jednak po każdym wojennym szaleństwie na nowo odbudowujemy nasz stary świat.

Powyższe rozważania można zbyć krótkim słowem – „mrzonki”. Można, ale czy znalazłby się ktoś taki, kto tym słowem, bez zająknięcia, skwitowałby ból, powiedzmy, kobiety, której niedawno poślubionego męża zabił pijany kierowca? Albo ból matki, której dziecko umiera zaraz po urodzeniu? Nie wierząc w życie wieczne, ale chcąc pocieszyć cierpiących, uciekamy się do eufemizmów. Na przykład mówimy, że zmarły „odszedł”. Przeczuwamy bowiem, że lepiej jest żyć niż nie żyć. Tym samym potwierdzamy prorocką wizję ludzkiego losu. Bóg zaprosił nas na ucztę życia. Dał nam to, co tylko on posiada – wieczność.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014