Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Chciałbym, żeby nasze stosunki w przyszłości tak się układały - pisze Miłosz - aby od czasu do czasu ujawniło się w nich coś, co dotychczas rzadko się ujawniało. Co nie znaczy, że nie możemy spierać się intelektualnie - ale niech Pan pamięta, że ja wiem, iż pod skórą, którą Giedroyc nosi na twarzy, kryje się tyle ciepła wewnętrznego i tyle miłości - a przecież i Pan, drogi Jerzy, wie, iż pomimo mego sarkazmu i ironii tego tylko szukam i przed tym tylko klękam".
Miłosz pojawił się w Maisons-Laffitte 1 lutego 1951 roku, gdy zdecydował się porzucić służbę dyplomatyczną Polski Ludowej. Wybór miejsca schronienia miał związek z odbytą w roku poprzednim rozmową z Józefem Czapskim; Miłosz pracował wtedy w ambasadzie w Waszyngtonie, a Czapski, który w Stanach Zjednoczonych zbierał fundusze na "Kulturę", zasugerował mu, że gdyby pozostał na Zachodzie, może liczyć na pomoc.
I rzeczywiście - dom przy avenue Corneille stał się pierwszą przystanią Miłosza wygnańca, łamy "Kultury" - jego trybuną, a Giedroyc i współpracownicy konsekwentnie bronili go przed atakami "nieprzejednanych" emigrantów. On sam nie ułatwiał im zadania, prowokując oponentów, a gościem bywał dosyć uciążliwym. Rozdzielony z rodziną, która pozostała w Ameryce, pełen obaw, że decyzja o emigracji okaże się dla niego pisarskim samobójstwem, w poczuciu osaczenia, na gospodarzy przerzucał "swoją niechęć do Polaków emigracyjnych, jakże niesprawiedliwie". Nie przeszkodziło to jednak, by stał się - z korzyścią dla obu stron - bliskim współpracownikiem "Kultury" i wiernym przyjacielem pisma do końca jego istnienia.
Do października 1960 roku Miłosz mieszka we Francji, wiele pisze i tłumaczy dla "Kultury", ocenia teksty innych, Instytut Literacki wydaje kolejne jego książki: "Zniewolony umysł", "Światło dzienne", "Zdobycie władzy", "Dolinę Issy", "Traktat poetycki", "Kontynenty", "Rodzinną Europę". Do tej imponującej listy dodajmy przekłady książek Raymonda Arona (Miłosz niechętnie wykonał to zamówienie), Daniela Bella i Jeanne Hersch, "Wybór pism" Simone Weil (tej z kolei pracy podjął się z potrzeby wewnętrznej) oraz antologie "Kultura masowa" i "Węgry". Po objęciu katedry w Berkeley ma mniej czasu, ale to dla "Kultury" pisze książkę o Stanisławie Brzozowskim. No i listy słane zza oceanu stają się dłuższe, zastępować muszą paryskie rozmowy.
Sprawy bieżące przeplatają się z dyskusją na temat linii i zadań "Kultury". Miłosz chciałby w niej widzieć "pismo problemów", jest wrogiem doraźnych zaangażowań politycznych. "Od jakiegokolwiek celu doraźnego ważniejszy jest cel utrzymania wyspy, na której ludzie porozumiewają się, za jedyną broń obierając rozum" - pisze w czerwcu ’54. Uważa zamiary oddziaływania na Rosję za "absolutne złudzenie". "Nie chcę naruszać równowagi między polityką a literaturą ani stawać się centrum wydawnictw antyrosyjskich - replikuje Giedroyc. - Ale przekleństwem naszego kraju jest to, że istnieje on jedynie jako ośrodek większych możliwości. My nie mamy szans stania się Czechosłowacją".
Spór wciąż odżywa: "wymyślam Panu mniej więcej systematycznie i trwa to już lat 10" - pisze Miłosz w 1961 roku z Berkeley. Jego oceny cudzych tekstów bywają okrutne, często jednak je łagodzi: "nikt nie powinien być odtrącony, raczej trzeba stosować ogrodnictwo i podlewać, żeby co z drzew się ocala, rosło". U Giedroycia uderza stoicki spokój w obliczu krytyki - i nieustanna troska o innych, także o tych, z którymi wcale nie był blisko. "Trzeba zorganizować jakąś pomoc i to najbardziej dyskretną, bo facet nie jest łatwy" - to o Józefie Mackiewiczu, ale podobnych cytatów znajdziemy wiele. Nie mylił się Miłosz, pisząc o ukrytym "cieple wewnętrznym"... Z niecierpliwością czekam na dwa kolejne tomy tej korespondencji. (Czytelnik, Warszawa 2008, ss. 794. Obszerny wstęp i przypisy autorstwa Marka Kornata, w aneksie kilka tekstów związanych ze "sprawą Miłosza", indeks osób. Dziesiąty tom "Archiwum Kultury".)