Polska czująca

Demonstracje, które przeszły przez polskie miasta na nowo rozrysowały linie podziałów między Polakami.

12.09.2015

Czyta się kilka minut

Manifestacja "Uchodźcy mile widziani" w Krakowie. Fot: Beata Zawrzel/REPORTER /
Manifestacja "Uchodźcy mile widziani" w Krakowie. Fot: Beata Zawrzel/REPORTER /

Po pierwsze: słowa.

Na jednym z transparentów niesionym przez kogoś podczas krakowskiej demonstracji wyrażającej solidarność z ludźmi uciekającymi przed wojną przeczytałem enigmatyczne hasło: „Imigranci? Ludzie!”. Odczytuję to jako apel o refleksję nad językiem, którego używamy mówiąc o uchodźcach. Czytaliśmy już bowiem o „hordzie”, „tłumie”, „fali” czy „tabunie”, który „koczuje”, „okupuje”, „przedziera się”. Więcej nawet: pociągi, którymi podróżują uchodźcy nazywa się „transportem”. Skojarzenia są jednoznacznie. Za „tłumem” – niestety – nie kryje się konkretna historia, konkretnego człowieka. „Tłum” narzuca anonimowość. Nie doświadczamy dramatu ludzi, którzy stają się dla nas „falą uchodźców”, więc nie traktujemy ich po ludzku.

Sobotnie demonstracje przyniosły jeszcze kilka innych haseł, których nie powstydziłby się dobry redaktor. W Warszawie demonstrowano pod celnym transparentem: „Polska czująca”. W Krakowie: „Chcę Arabkę za sąsiadkę” czy „żaden człowiek nie jest nielegalny”.

Po drugie: ludzie.

Serwis The Guardian opublikował film pokazujący przemarsz ludzi uciekających przed wojną.

Skrócenie dystansu, nadanie wyrazu twarzy uchodźcy, przybliża ich historię. Do Europy przyjeżdża więc na przykład Syryjska klasa średnia. Wykształceni, młodzi architekci, lekarze, przedsiębiorcy, którzy jeszcze kilka lat temu wysyłali swoje dzieci do przedszkoli, wynajmowali mieszkania, studiowali, bawili się w klubach. Wojna to spokojne życie przerwała. Mieli tak spokojne życie jakie toczymy tu, w Polsce. Oni są do nas – paradoksalnie – bardzo podobni. Stawianie wymagań uchodźcom, którzy są upokorzeni, przerażeni, zdziwieni naszą reakcją na ich wizytę, jest odbieraniem im godności. Uchodźca, wbrew pozorom, nie musi chodzić w podartych butach, nie musi wyrzucać swojego smartfona, nie musi mieć na twarzy wyrysowanej pokory. Nie wymagajmy, że będzie całował nas po rękach świetny architekt, gdy wygrzebiemy na strychu starą, podartą kurtkę i damy mu ją oczekując wdzięczności.

Po trzecie: Polska i Kościół.

Demonstracje, które przeszły przez Polskie miasta, jedne – w solidarności z uchodźcami, drugie – nastawione anty, można uznać za nowe rozrysowanie podziałów między Polakami. Nowe, bo między jednymi a drugim zaszły widoczne zmiany w składzie. Głównie z uwagi na Kościół, który klasycznie widzielibyśmy po stronie prawicowej. Tymczasem Kościół dał w ostatnich dniach kilka dowodów na to, że ważniejsze od podziałów plemiennych są wartości. Po pierwsze więc przeor krakowskiego klasztoru ojców Karmelitów, gdy dowiedział się, że po mszy w jego klasztorze ma dojść na ulicach do demonstracji antyislamistycznych, Eucharystię odwołał. O tym, że był to dobry krok niech świadczą okrzyki, które wznosili narodowcy podczas swojego przemarszu ulicami Krakowa: "Jan Sobieski - Boży miecz, islamistów przegnał precz", "Jasna Góra, a nie Mekka", "Polska tylko dla Polaków", czy "Cała Polska głośno krzyczy, nie chce tej islamskiej dziczy". Decyzja o. Czerwienia sprawiła, że Kościół nie błogosławi tego typu postulatów. Uniknęliśmy więc sytuacji, w której najpierw ksiądz przy ołtarzu wypowiada słowa: „Idźcie w pokoju. Ofiara spełniona”, a później – nawiązując do tego co wyżej – „hordy młodych, sprawnych, dobrze zbudowanych łysych mężczyzn” wykrzykują hasła wymierzone przeciwko drugiemu człowiekowi. Po drugie, podczas demonstracji solidarności z uchodźcami głos zabrał Piotr Żyłka, redaktor naczelny portalu „deon.pl”. Mówił, że Kościół jest z uchodźcami i chce ich wspierać. Dostał brawa. Później można było widzieć scenę w którą dotychczas trudno było uwierzyć: wierni Kościoła Katolickiego szli obok sympatyków lewicy, polityków Partii „RAZEM”, anarchistów itd. Kościół stanął więc i stoi po stronie człowieka wykluczonego.

Po czwarte: radykalizm.

„Bohaterstwo” uczestników demonstracji sprzeciwiających się przyjazdu do Europy uchodźców, kończy się na wzniesieniu okrzyku: „Wielka Polska katolicka”. Gdyby prześledzić aktywność ONR czy publicystów prawicowych i katolickich, to okaże się, że mamy do czynienia wyłącznie z „radykalizmem” słów. Radykalizm słów jest jednak czczą gadaniną. A w Piśmie Świętym nie da się wyczytać motywacji do odrzucenia uchodźców. Radykalizm wyczytany w Ewangelii domaga się czynu. Radykalny czyn, to zachowania Tomka z Oławy, który na własny koszt przyjął rodzinę z Syrii. (jego historię opisujemy w następnym „Tygodniku Powszechnym”). Radykalny czyn, to decyzja o przyjęciu uchodźców. A nie krzyczenie na ulicach: „Polska dla Polaków".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.).