Poezja w „Wieży Bubel"

Nasza rzeczywistość poetycka ma to do siebie, że wciąż się wniej tasują: języki, poetyki, oglądy. Dlatego głos metafizyka bywa równie ważny jak głos neolingwisty.

12.04.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

W artykule "Poezja a demokracja", inicjującym dyskusję o kondycji poezji polskiej "powstałej na przełomie lat 90. i pierwszej dekady nowego wieku", Igor Stokfiszewski proponuje traktować teksty poetyckie jako "bogate źródło wiedzy o mechanizmach kultury kształtowanej w ramach projektu liberalnej reformy". Podkreśla przy tym, że dysponujemy już "językami ukazującymi przemiany społeczne w łonie demokracji w całej ich złożoności", a co za tym idzie, możemy zrezygnować "z języków metafizycznych, egzystencjalnych, metapoetyckich, które dominowały w minionej dekadzie". Co prawda krakowski krytyk nie nazywa po imieniu tych "nowych języków", które, jego zdaniem, są dużo skuteczniejsze w interpretowaniu najnowszej poezji i mówieniu o niej, ale wolno chyba do nich zaliczyć krytykę genderową, queerową czy badania kulturowe. W końcu są to metodologie zorientowane, tak czy owak, socjologicznie, a więc traktujące tekst literacki jako wyraz określonego habitus, tj. zbioru dyspozycji i preferencji uspołecznionej podmiotowości.

Nie mam nic przeciwko temu, by traktować tekst poetycki jako coś więcej niż tylko autoteliczny kosmos, ale nie bardzo podoba mi się pomysł, by pewne języki/dykcje/dyskursy odsyłać ex definitione do lamusa. Nie jest dziś chyba tak, że tylko pewne języki mają monopol na prawdę, albo mówiąc ostrożniej, na bezwzględną trafność rozpoznań, diagnoz, opisów. Sądzę, że ciągle powstają wiersze, które, posługując się artykulacjami metafizycznymi czy egzystencjalnymi, mówią niemało o sytuacji współczesnego Polaka zmagającego się na co dzień z realizowanym "projektem liberalnym". To samo dotyczy również języków krytycznoliterackich nawiązujących do hermeneutyk o proweniencji gadamerowsko-ricoeurowskiej.

Przejdźmy do konkretów, które lepiej zilustrują powyżej sformułowane przekonanie. Wybieram trzech poetów z mojego podkarpackiego podwórka.

D., czyli rozbitek

Wiersze Stanisława Dłuskiego (ur. w 1962 r., autor pięciu książek poetyckich, najnowsza: "Lamentacje syna ziemi", 2006) krążą obsesyjnie wokół toposu domu. Ów dom pojawia się w rozmaitych znaczeniach, ale zawsze symbolizuje świat trwałych wartości i hierarchicznego ładu. Dom i wieś (rodzinny Dębowiec) przeciwstawione zostają miastu, które dla Dłuskiego jest miejscem upadku, degradacji, dehumanizacji. Bohater wierszy Dłuskiego z miastem sobie nie radzi; nie akceptuje mechanizmów, jakie nim rządzą, nie potrafi oznaczyć w nim własnego miejsca. Miasto, czytaj również Polska "liberalnej reformy" oraz jej efektów społecznych, egzystencjalnych, aksjologicznych, to dla niego Różewiczowska "Wieża Bubel", która redukuje podmiotowość do sterowanych od zewnątrz ról: konsumenta, klienta, kontrahenta. Albo się w te role wpisujesz, albo idziesz na przemiał.

Jeśli potraktować wiersze rzeszowskiego autora jako zapis zmagań współczesnego czterdziestoparolatka z mechanizmami Polski wolnorynkowo-unijnej, to wyłania się z nich obraz dość dramatyczny. Mamy przed oczyma inteligenta o rodowodzie chłopskim, który porzuciwszy Stary Dom, nie potrafi zadomowić się skutecznie w przestrzeni miasta. Sam siebie postrzega jako rozbitka, wyrzutka, outsidera, który nie znajduje oparcia ani w sferze prywatności (rodzina, przyjaciele), ani w przestrzeni społecznej (negowanie pełnionych ról: nauczyciela, twórcy, społecznika). Trudno się więc dziwić, że w jego artykulacjach wyczuwa się wcale pokaźny ładunek frustracji, autoagresji, pretensji, bezradności. Zdaje się, że w portrecie rozbitka, jaki nakreślił Dłuski w swych wierszach, bez trudu rozpoznają się ci wszyscy, którzy po '89 roku nie wskoczyli do pociągu pod nazwą: "Polska dla zaradnych, przedsiębiorczych, pragmatycznych", albo nawet jeśli się w nim znaleźli, rychło zdali sobie sprawę, że to jednak pojazd nie dla nich.

Warto dodać, że autor "Lamentacji syna ziemi" opowiada swą historię używając tradycyjnego języka metafizyczno-egzystencjalnego (odwołania do Boga, preferowanie gatunków biblijnych: lamentacja, psalm, suplikacja, przywoływanie figur: Syna marnotrawnego, Hioba, Łazarza), a mimo to nie odnosimy wrażenia, że jest to przekaz anachroniczny. Wręcz przeciwnie, trzeba by naprawdę sporej dozy złej woli, by odmówić mu artykulacyjnej skuteczności oraz poznawczej przenikliwości.

K., czyli klasyk ponowoczesny

Nieco inaczej na instytucjonalno-obyczajowe przejawy III RP reaguje bohater wierszy Mariusza Kalandyka (ur. w 1963 r., autor trzech książek poetyckich, najnowsza: "Karczma Rzym", 2006). Obdarzony niemałą wrażliwością społeczną, jest wprost przerażony spustoszeniami, jakie czyni w naszych głowach i sercach liberalna maszyneria, kierująca się: drapieżną rywalizacją, skutecznością za wszelką cenę, pogardą dla wrażliwości, subtelności, głębi. Znamienne, że w wierszach Kalandyka wciąż pojawiają się postacie Atanaryka i Mnicha. Atanaryk uosabia rozliczne przejawy barbarzyństwa, jakie autor napotyka wokół siebie, Mnich zaś sygnalizuje postawę wycofania i dystansu, u podłoża których tkwi permanentna nieufność wobec cywilizacji płaskiego pragmatyzmu oraz kultury wrzaskliwego karnawału.

Kalandyk opowiada się za kulturą jako ciągłością, za indywidualnym wpisywaniem się w "odwieczny kanon", za taką formą angażowania się w sprawy świata, w której jest miejsce na rzetelne i uczciwe działanie oraz poważną refleksję moralną. Dlatego myślę, że taka postawa nieobca jest dzisiejszemu ambitnemu inteligentowi, który raczej nie znajduje pożywnej strawy duchowej wśród tego, co oferuje kultura masowa. Kalandykowy inteligent broni rozróżnienia na to, co elitarne i masowe, wysokie i niskie, przyzwoite i nieprzyzwoite, słowem, dopomina się o minimum hierarchii w rzeczywistości, która jawi mu się jako chaotyczna, amorficzna. Bohater nie jest jednak naiwnym marzycielem i idealistą. On dokładnie wie, w jakim świecie przyszło mu żyć, dlatego, mierząc zamiary na siły, nie stara się zbawiać świata, ale raczej rzetelnie i odpowiedzialnie uprawiać własny ogródek.

Rzeszowski autor posługuje się językiem aluzyjnym, hieratycznym, a nawet hermetycznym. Nie jest to jednak rodzaj artystycznej prowokacji, raczej próba obrony dyskursu semantycznie bogatego, wieloznacznego, a zarazem konsekwentne przeciwstawianie się językom jednowymiarowym. Ale z drugiej strony autor ,,Karczmy Rzym" wpisuje się także w dyskursy ponowoczesne, zwłaszcza intertekstualizmem, poetyką gry, dialogicznością swych tekstów.

N., czyli nadrealista "korzenny"

Z wierszy Jacka Napiórkowskiego (ur. w 1966 r., autor sześciu książek poetyckich, najnowsza: ,,Głupota krajobrazu", 2006) może najtrudniej wyłuskać społeczno-kulturowy obraz dzisiejszej Polski. Dzieje się tak dlatego, że autor wpisuje się w poetykę "ośmielonej", a nawet bardzo "ośmielonej wyobraźni". Krótko mówiąc, buduje wiersze z odrealnionych obrazów, z zaskakujących zbitek syntaktycznych i semantycznych, ze słów, którymi rządzi logika odległych skojarzeń. Warto jednak, dla potrzeb tej wypowiedzi, zestawić świat tekstowy Napiórkowskiego ze statusem społecznym autora.

Otóż prywatnie Jacek Napiórkowski to bankowiec na poważnym stanowisku, który pobierał nauki nie tylko w kraju, ale też za granicą (USA). Można by więc powiedzieć, że jest człowiekiem sukcesu, beneficjentem rynkowej i liberalnej transformacji, jaka się w naszym kraju dokonała. Mało tego, jest kimś, kto czynnie taką Polskę wspiera i buduje. A jednak w jego tomikach ze świecą szukać przejawów demiurgicznej radości czy choćby satysfakcji. O co więc chodzi?

Może o to, że dla bohatera tych wierszy przestrzeń społeczna, w której się egzystuje, nie wystarcza do tego, by się trwale zakorzeniać. Poeta raz po raz daje do zrozumienia, że potrzebne są tu solidniejsze kotwice, że sprawne funkcjonowanie instytucji, struktur, przedsięwzięć musi mieć oparcie w czymś trwalszym, głębszym, solidniejszym. Choćby w stabilności międzyludzkich więzi, w pamięci o historii i prehistorii rodzinnej ziemi, we wrażliwości na piękno, ale też nędzę świata. Bohater tekstów Napiórkowskiego, doceniając znaczenie polskich przemian instytucjonalnych, strukturalnych, społecznych, wskazuje stanowczo na konieczność ich etycznych umocowań, bez czego nie można ich skutecznie stabilizować ani też reformować.

***

Zgadzam się z autorem "Poezji i demokracji" w dwóch sprawach. Rzeczywiście nasza poezja wciąż jest czułym sejsmografem rejestrującym społeczne ruchy tektoniczne, dlatego warto się w nią wczytywać i wsłuchiwać. Po wtóre, tekst poetycki, przy całej swej obrazowej i językowej autonomii, skutecznie rejestruje ludzkie zmagania, rozgrywające się w przestrzeni społecznej. Nie mogę się natomiast zgodzić z Igorem Stokfiszewskim co do arbitralnego forowania jednych dyskursów, a dyskredytowania innych. Nasza rzeczywistość poetycka ma to do siebie, że wciąż się w niej tasują języki, poetyki, oglądy, dlatego głos metafizyka bywa równie ważny jak głos neolingwisty, diagnoza zaś stawiana przez banalistę może być komplementarna wobec rozpoznań klasyka. Obyśmy tylko mieli dość chęci i odwagi, by stawać przed tymi lustrami.

Grzegorz Kociuba (ur. 1963) jest poetą, krytykiem literackim, polonistą. Publikuje na łamach "Nowej Okolicy Poetów", "Toposu", "Poboczy", ostatnio wydał tom wierszy "Widoki i widzenia" (2005). Mieszka w Tarnobrzegu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2007