Podróż do Czerniowiec

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Gregor von Rezzori: GRONOSTAJ Z CZERNOPOLA - pierwsza po polsku książka jednego z najoryginalniejszych spadkobierców literackich wielonarodowej monarchii habsburskiej. Gregor von Rezzori urodził się w roku 1914, na niewiele tygodni przed wybuchem I wojny światowej, w Czerniowcach, stolicy Bukowiny, jednego z krajów koronnych monarchii, w rodzinie szlacheckiej, jako syn architekta, urzędnika austriackiego. Po rozpadzie Austro-Węgier Bukowina przypadła Bukaresztowi, a przyszły pisarz stał się na kilkanaście lat obywatelem rumuńskim. Mieszkał w Czerniowcach, Bukareszcie, studiował w Wiedniu, w 1938 roku - po Anschlussie Austrii, do którego powracać będzie w swej twórczości - przeniósł się do Berlina. Po II wojnie, jako bezpaństwowiec, wielokrotnie zmieniał miejsca pobytu, by w 1960 roku osiąść w Toskanii. Prócz literatury zajmował się też dziennikarstwem, pisaniem scenariuszy filmowych, a także aktorstwem (zagrał m. in. u Louisa Malle' a w „Viva Maria! ”). W 1984 roku przyjął obywatelstwo austriackie. Zmarł przed pięciu laty, 23 kwietnia 1998 roku, w swojej posiadłości w Donnini.

Już w latach 30. Rezzori publikował w prasie berlińskiej powieści w odcinkach. Popularność przyniosły mu „Opowieści maghrebińskie” (1953); tytułowy Maghrebin, który powracać będzie w późniejszych jego książkach, to literacka transpozycja kraju dzieciństwa, wielonarodowego południowowschodniego pogranicza c-k monarchii. W 1958 roku ukazał się „Gronostaj z Czernopola” (nagroda im. Fontanego), w 1979 roku „Pamiętniki antysemity”, drukowane wcześniej w „New Yorkerze”; obszerny ich fragment zaprezentował w 1998 roku kwartalnik „Kra-snogruda”, w numerze poświęconym literackiej legendzie Czerniowiec, miasta wielkiego poety Paula Celana. W 1989 Rezzori ogłosił tom „Kwiaty na śniegu”, z podtytułem „Studia portretowe do autobiografii, której nigdy nie napiszę”, a na rok przed śmiercią - jednak autobiografię, zatytułowaną „Mir auf der Spur” („Tropiąc siebie”).

*

„Gronostaj z Czernopola” rozgrywa się w mieście, w którym nietrudno odgadnąć rodzinne Czerniowce autora. Wprawdzie Bukowina zmieniła się w „Teskowinę”, a rzeka Prut w „Wołodziak”, to jednak realia nie budzą wątpliwości. Pozostały nawet autentyczne nazwy czerniowieckich przedmieść: Horecza, Klokuczka, a także najważniejsze wyznaczniki miejskiego pejzażu: wielki most na rzece, dworzec kolejowy, czerwone wagony jedynej linii tramwajowej prowadzącej od mostu w stronę rynku, wyniosła kopuła synagogi zbudowanej w stylu orientalnym („niby Świątynia Salomona przerobiona na secesyjną modłę”), pałac metropolity prawosławnego...

Wojna już się zakończyła i Czernopol zmienił przynależność państwową: prefektem Teskowiny z ramienia nowych władz jest teraz nieco cyniczny pan Tarangolian, a reprezentacyjną Herrengasse przemianowano „ku czci bohatera, którego dokonania są równie mało znane, jak pobudki tego, kto na ten karkołomny pomysł wpadł”. Miasto pozostało jednak narodowościowym tyglem - na Herrengasse, czyli obecnie bulwarze Iancu Topora, nadal można „paść oczy widokiem Żydówek o urodzie Estery, Judyty czy Salome... kocich twarzy Polek o przejrzystych niemal blond włosach... Ormianek o migdałowych oczach i szlachetnie zarysowanych pustynnych profilach kołyszących się na pięknych gładkich szyjach niby głowy kłusujących z dumną godnością wielbłądów; czy Rumunek, na których jabłecznie jędrną świeżość lekki ciemny meszek kładł się kuszącym cieniem. Mieszanka ras tworzyła cuda, jeśli nie poprzez krew, to drogą napięć natury duchowej”.

Jednak wszyscy „mówili tym samym chrapliwym, twardym, nieprzyjemnie wulgarnym dialektem, który zabarwiał każdy język, jakim się w Czernopolu posługiwano, i który znajdował swe brzmieniowe, jeśli wolno się tak wyrazić, usprawiedliwienie dopiero w świadomie wulgarnym efekcie, jaki nadawał dowcipom i pieprznym kawałom”. Czernopolem rządzi bowiem dwuznaczny żywioł humoru, kpiny, ironii. „Śmieliśmy się kunsztownie, wręcz zdrożnie”. Madame Aritonowicz, Rosjanka-emigrantka, przełożona instytutu wychowawczego, do której trafia bohater i jego siostra Tania (to z ich dziecięcej perspektywy, wzbogaconej o późniejszy komentarz dorosłego już narratora, obserwujemy wydarzenia), tłumaczy ich matce, że „naprawdę dobra szkoła powinna wpoić uczniom przede wszystkim odrobinę cynizmu”. Czernopol - konkluduje narrator - „nie był wprawdzie miastem dobrym ani pięknym, ale za to niezwykle inteligentnym”.

W ten właśnie świat, nasuwający skojarzenia z równie wielojęzyczną i równie dwuznaczną Aleksandrią z „Kwartetu” Lawrence' a Durrella (nb. cykl powieści Durrella powstał niemal równocześnie z „Gronostajem...”), wkracza postać z innej rzeczywistości, trochę jak wyjęta z kart powieści Josepha Rotha, nostalgicznego piewcy umarłej monarchii. To major Mikołaj Tildy, z pochodzenia Węgier, były oficer austriacki służący dziś nowym władcom. Historię fascynującego dzieci „huzara” poznawać będziemy cudzymi oczami, z komentarzy czerno-polskiego towarzystwa. Pan Tarangolian nie bez racji porówna go do Don Kichota, bowiem zderzenie rycerskiego rozumienia cnoty i honoru z rzeczywistością, w której podobnym wartościom nikt już nie hołduje, musi doprowadzić do katastrofy. Żona i szwagierka, których dobrego imienia chce bronić Tildy, dawno to dobre imię utraciły, w dodatku dramat Tildy'ego przewrotnie splata się w czasie z klęską jego teścia, parweniusza-milionera Sandrela Paęcano. Ale to niedzisiejszemu rycerzowi, odrzucającemu ironiczną formę egzystencji czernopolan, złoży autor hołd w przewrotnym i przejmującym, tragigroteskowym finale.

*

Świat powieści Rezzoriego podszyty jest niepokojem, toczą się w nim destrukcyjne procesy zapoczątkowane jeszcze pod rządami monarchii, zaburzeniu ulega chwiejna równowaga teskowińskiej Aleksandrii. Przed naszymi oczami przesuwa się odstręczająca galeria niemieckich volkistów, wojujących narodowców. Nie budzi sympatii ksiądz dziekan Mieczysław Chmielewski z kościoła Serca Jezusowego, usiłujący przekonać dzieci, „że obowiązkiem każdego prawdziwego katolika jest występowanie w roli jeszcze prawdziwszego Polaka”. Narratorowi bardziej trafiają do przekonania nauki doktora Arona Salzmanna, „przeniknięte duchem cudownej pobożności i równie cudownej, mądrej i pogodnej tolerancji”, choć uczęszczanie z kolegami-Żydami na prowadzone przez doktora w instytucie madame Aritonowicz lekcje religii mojżeszowej skończy się rodzinnym skandalem.

Zamieszki po meczu o mistrzostwo w piłce nożnej między żydowską drużyną Makkabi i rumuńską Mircea Doboę przeradzają się w pogrom czernopolskich Żydów, do którego przyłożyły ręki także i oddziały generała Petrescu, mające rzekomo przywrócić porządek. Chłopięca miłość narratora, Blanche Schlesinger, której dom zdemolowano, a ojca, lekarza psychiatrę, ciężko pobito, wyjedzie do Heidelbergu. Napisze stamtąd, „jak szczęśliwa czuje się w Niemczech: po raz pierwszy w życiu wolna od lęku” - jeszcze jeden sygnał autorskiej ironii, tym razem szczególnie gorzkiej.

Barwna i gęsta epicka narracja wciąga od pierwszych stron, siła autorskiej kreacji czyni z imaginacyjnego Czernopola miasto dotykalne i rzeczywiste. „Zaklinałem ducha tego miasta w rodzaj tajemnego szyfru, nadawałem mu kształt matematycznego równania czy wręcz wzoru; może to we wspomnieniu dokonany perspektywiczny skrót i odrealnienie sprawia, że dziś chwilami nie jestem pewien, czy miasto Czernopol istniało naprawdę, czy tylko w moich snach i mojej wyobraźni” - mówi narrator. Jeśli nie istniało - on powołał je do życia. A świetne tłumaczenie Emilii Bielickiej pozwala i nam na chwilę w tym mieście zamieszkać. (Czytelnik, Warszawa 2003, s. 464.)

LEKTOR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003