Parę słów w obronie młodego pokolenia

Diagnoza prof. Hartmana jest tak pojemna, że równie dobrze stanowić mogłaby zarówno charakterystykę światopoglądu młodych Europejczyków, ale też i trafną charakterystykę pokolenia ich rodziców.

31.03.2011

Czyta się kilka minut

20 marca b.r. na łamach "Tygodnika Powszechnego" ukazał się artykuł Prof. Jana Hartmana o oryginalnym tytule "Krytyka młodzieżowego rozumu", stanowiący nad wyraz surowy osąd "etosu" i sposobu funkcjonowania młodego pokolenia. W osądzie Profesora sugestywne opisy niedojrzałości młodzieżowego światopoglądu skontrastowane zostały (na niekorzyść młodych) m.in.  z założeniami etyki epikurejskiej. Tą wieloaspektowo zarysowaną i na wskroś nieoptymistyczną wizję prezentuje Jan Hartman - jak sam zaznacza - z  pozycji specjalisty od mentalności (…) młodzieży - a uczoności w tym zakresie nabył autor "dzięki prostocie i monotonii przedmiotu". Nie jest moim zamiarem kwestionowanie zapewne bogatego spectrum doświadczeń Jana Hartmana w przedmiocie sprawy ani uprawienie apologii karłowatego światopoglądu, ani też pochwała braku szczytnych ideałów i szczerej pasji poznawczej. Niech wolno mi będzie jednak nie zgodzić się z kilkoma przekonaniami Prof. Hartmana. Pomimo pewnej trafności co niektórych opinii Profesora, nasuwa się podstawowe zastrzeżenie do diagnozy Hartmana: jest ona tak pojemna, że równie dobrze stanowić mogłaby zarówno charakterystykę światopoglądu młodych Europejczyków, ale też i trafną charakterystykę pokolenia ich rodziców. Nie w pełni uzasadnione wydają się także częste w diagnozie Jana Hartmana uogólnienia, a także metodologiczna podstawa co niektórych z wysuwanych tez.

W pierwszej kolejności tworzy Hartmann szczegółowy wykaz światopoglądowych tez, w które wierzy statystyczny przedstawiciel młodego pokolenia, który autor artykułu określa jako "karykaturalna kakafonia idei i ideek", w której "pobrzękują różne instrumenty, a wszystkie rozstrojone". Do owych tez zalicza zaś autor m in. takie przekonania jak: "Czy Bóg istnieje? Chyba istnieje(…)W każdym razie każda ma prawo wyobrażać sobie Boga po swojemu i z Nim rozmawiać" , "Nauka coś odkrywa, a potem się to stosuje", "W życiu trzeba się realizować i musi być w nim miłość, radość, rodzina", "Polska wniosła wielki wkład do kultury i historii. Np. daliśmy Polsce papieża" itd. U źródeł tych - jak to określa autor - skarlałych i zdeformowanych w trybach populizmu przekonań doszukuje się autor artykułu domieszki (strywializowanego) epikureizmu, sceptycyzmu, scjentyzmu i feudalnego katolicyzmu.

Ów zebrany przez Hartmana konglomerat przekonań (w większości słusznych) uzasadniać ma tezę o infantylności i bezprzykładnym zatomizowaniu młodzieżowego światopoglądu (Nota bene: nie każdy atomizm stanowi banalny światopogląd). Nie sądzę, by ten konglomerat idei uzasadniał tę tezę (a nawet ją wzmacniał), podobnie, jak o infantylności młodzieżowych przekonań nie przesądza jeszcze nadana tym przekonaniom naiwna językowo forma. Trudno bowiem oczekiwać, by dla tak arbitralnie wybranych, treściowo odmiennych idei znaleźć jakieś wspólne spoiwo. Nie powinno też dziwić, że u podłoża tak szerokiego konglomeratu przekonań (dotyczących celu życia, pojmowania nauki, wizji historii i przedmiotu fizyki!) leży tak wiele różnych kierunków i światopoglądowych nurtów, które zresztą autor tak szczegółowo wymienia. Niejasne jest także, w jakim sensie owe wyszczególnione przez Jana Hartmana przekonania młodego Polaka stanowić miałyby właściwą reprezentację wiedzy i światopoglądu młodego pokolenia. Jeśli w tym - że wyczerpują one zasób wiedzy statystycznego młodego Polaka - to opinia Jana Hartmana wydaje się przesadzona. Zapewne - pomimo postępującego odteoretycznienia nauczania - na miano naukowca w opinii statystycznego Polaka zasłuży pewnie także Newton i Einstein, a w słowniku niejednego przedstawiciela młodego pokolenia znajdą się takie pojęcia, jak "czarna dziura", "inteligentny projekt", czy "sztuczna inteligencja". Gorzej z głębszą wiedzą na ten temat i zdolnością mądrej selekcji tego, co bardziej wartościowe w zalewającym nas zewsząd dezinformacyjnym chaosie. W tym chaosie informacji naukowo rzetelnych i tych stanowiących raczej rodzaj prowokacji trudno rozeznać się jednak nie tylko młodemu pokoleniu, ale często także innym niedostatecznie "wtajemniczonym" w daną problematykę. Na obronę "pozycji" młodego pokolenia muszę jednak dodać, że zdarzało mi się  spotkać szesnasto- i siedemnastolatków, doskonale oddzielających to, co wartościowe we współczesnym szumie informacji od tego, co "puste", fikcyjne i zmanipulowane, niepozbawionych erudycji i pasji w "starym, dobrym stylu". Niejednokrotnie miewałem przyjemność bywać świadkiem rozmów szesnasto- i siedemnastoletnich olimpijczyków, namiętnie spierających się o szczegóły ontologicznego dowodu św. Anzelma na istnienie Boga, o  filozoficzne konsekwencje mechaniki kwantowej lub też o meandry polityki zagranicznej Antiocha III … Oczywiście, obrazki takie należą zapewne do rzadkości, lecz czy równie często dostrzec je można w starszych pokoleniach. Myśląc po latach o owych "niwyreżyserowanych" rozmowach odnoszę nieodparte wrażenie, że podobnej pasji i szczerego dążenia do prawdy można by życzyć niejednemu reprezentantowi naukowego środowiska, parającemu się nauką "zawodowo". Warto też zauważyć, że w dobie zdawałoby się całkowitej dominacji "rozumu praktycznego" i trywialnego nihilizmu nie brak przykładów (niezrozumiałej z perspektywy ekonomicznej) determinacji młodych doktorantów, oddanych naukowej pasji, pomimo niejasnych ekonomicznie i zawodowo perspektyw. Co więcej, wielokrotnie odnieść można wrażenie, że opisana przez Hartmana "kakafonia idei", ze "smugą nacjonalistycznego czadu epoki romantyzmu" dostrzegalna jest znacznie częściej w świecie naszych polskich społeczno-politycznych spraw (tych małych i większych), niepozbawionym bezprzykładnej, podszytej nieusprawiedliwioną dumą niekompetencji - a więc w sferze niezdominowanej jeszcze przez młodych Polaków. W tej sferze "współczucie i bezinteresowny odruch" zdają się gościć jeszcze rzadziej niż wśród pozbawionej wyższych ideałów młodzieży.

Oczywiście, licytacja na bezideowość nie wydaje się właściwym usprawiedliwieniem światopoglądu i postawy młodzieży, ale zdaje się podpowiadać, że to, co dostrzegalne w odniesieniu do świata młodych jest raczej pewnym "odpryskiem" jakiegoś ogólnokulturowego zubożenia wizji świata, pewnej ogólniejszej i niemłodej już tendencji, nie będącej nową społeczną efemerydą. Zapewne subiektywizacja przekonań nie jest wymysłem dzisiejszym i pewien milowy krok ku strąceniu "prawdy" z piedestału dokonany został już dawno przez postmodernizm spod znaku "prawda jest do zrobienia"- tzn. nie jest obiektywna, lecz stanowić może przedmiot konsensusu.

Pewna moralna atomizacja i subiektywizacja postaw i przekonań - stanowiąca pewien rys współczesnych społeczeństw nie prowadzi jednak w moim przekonaniu - jak sugeruje Jana Hartman - do nieakceptacji przez młodzież mentorów "publicznych racji". Zdaje się przekonywać o tym niesłabnący wśród młodych głód autorytetu, choć nie zawsze w pełni uświadomiony i wystarczająco dojrzały. Można formułować przeciw tej tezie szereg zarzutów, pisać o płytkości odbioru nauczania Jana Pawła II, czy też o pewnej hipokryzji w deklaracjach przynależności do "pokolenia JPII", co jednak nie przeczy samej potrzebie poszukiwania mentora obiektywnych racji. Równie nietrafna wydaje się teza, że przekonanie znanego autorowi studenta: "jeszcze czegoś nie można zobaczyć i dotknąć, to znaczy, że tego czegoś nie ma" jest reprezentatywna dla światopoglądu młodych. Przekonanie to przywodzi raczej na myśl przekonania młodzieżowych aktywistów z lat 50-tych XX. wieku niż przekonania współczesnych młodych, tak doskonale odnajdujących się w nienamacalnym wirtualnym świecie.

W zaprezentowanej krytyce Jana Hartmana nie znajduję racji, by w tak jednoznaczny i kategoryczny sposób wyszczególnione przez tego autora społeczne, obyczajowe, intelektualne i jakiekolwiek inne niedomogi przypisać właśnie młodemu pokoleniu. Zakładam, że autor zarzutów posiada silne, poparte własnym doświadczeniem, argumenty na rzecz swojej tezy; szkoda jedynie, że niedostatecznie mocno je wyraża. Byłoby dobrze, gdyby oprócz samej nieoptymistycznej diagnozy, znalazła się w artykule Jana Hartmana próba odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób zaradzić opisanym trudnościom, a także - co zdaniem autora - odpowiada za tak beznadziejna kondycję młodego pokolenia .

Z własnego doświadczenia 28-latka wiem jednak, że w owym "trywialnym nihilizmie, wypranym z jakiejkolwiek idei moralnej" młodego pokolenia znaleźć można niejedno ziarno poświęcenia dla idei i szczerego poszukiwania autorytetu, a "młodzieżowy rozum" bywa także (o dziwo) bezinteresownie teoretyczny. Taka jest bowiem (na szczęście!) natura przedmiotu sprawy, że żadna z tez o beznadziejności nie jest dedukcyjnie dowodliwa i nietrudno znaleźć  dla niej kontrargumenty.

Krystian Jobczyk jest doktorantem w zakresie logiki w Instytucie Filozofii UKSW, absolwentem matematyki i filozofii UAM w Poznaniu i  członkiem-absolwentem "Collegium Invisibille". Pisz pracę doktorską na temat twierdzenia Skolema-Löwenheima i jego filozoficznej użyteczności

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]