Operacja "Hannibal"

Niemieckie fronty cofały się pod uderzeniami aliantów, a Hitler leczył się z ran doznanych podczas zamachu w Wilczym Szańcu. Był rok 1944 i wydawało się, że III Rzeszy nie stać już na większe operacje. Ale nie: oto grupa pięciu dywersantów - dwóch Palestyńczyków i trzech Niemców - ląduje na spadochronach pod Jerychem w brytyjskiej Palestynie. Samobójcza misja?.

04.01.2006

Czyta się kilka minut

Zu al-Kifl Abd al-Latif (fot. S. Guliński) /
Zu al-Kifl Abd al-Latif (fot. S. Guliński) /

Zu al-Kifl Abd al-Latif ma 86 lat. Stać go na to, aby chłodne jordańskie lato spędzać w domu w Ammanie, na zimę zaś jechać do swego drugiego domu w Kairze. Tam, w egipskiej stolicy, Al-Latif pracował wiele lat jako wysoki urzędnik Ligi Państw Arabskich.

Zu al-Kifl Abd al-Latif wie, że jego życie dokona się w Ammanie lub w Kairze. Wie, że nie umrze tam, gdzie chciałby: w Jerozolimie, gdzie urodził się w 1920 r. za rządów brytyjskich.

Dlatego Zu al-Kifl Abd al-Latif nie jest szczęśliwy.

Z Jerozolimy do Europy

Za rządów brytyjskich w Palestynie, imigracja (alija) zwiększyła odsetek ludności żydowskiej z 6,5 do 30 proc. Zu al-Latif wyrasta w czasach, gdy w Palestynie powoli, ale nieubłaganie nasila się konflikt arabsko-żydowski.

Jest nastolatkiem, gdy w 1933 r. król Iraku Fajsal odwiedza Jerozolimę w drodze na leczenie w Szwajcarii. Król prosi Muhammada Amina al-Husajniego - przewodniczącego Najwyższej Rady Muzułmańskiej (później wielkiego muftiego) - o wyznaczenie grupy młodych chłopców, którzy udadzą się, jako królewscy stypendyści, na naukę w Irackiej Akademii Wojskowej. - Byłem jednym z czterech wyznaczonych, wszyscy ukończyliśmy właśnie szkołę średnią - wspomina Al-Kifl, popijając sok z mango w salonie swej willi w dostatniej dzielnicy Ammanu. Towarzyszy mu żona Jusra i Salim, znajomy właściciel księgarni. Na ścianach wiszą wizerunki strojów ludowych z różnych rejonów Palestyny. I mapa jego utraconej ojczyzny.

W latach 30. Irak nazywano "arabskimi Prusami": tak jak w XIX w. z państwa pruskiego wyszedł impuls do zjednoczenia Niemiec, podzielonych na wiele księstw, tak z niepodległego od niedawna Iraku miał wyjść impuls do zjednoczenia Arabów. W kraju, będącym liderem tzw. ruchu panarabskiego, szczególny nacisk kładziono na szkolnictwo i rozbudowę armii (choć w Iraku ciągle stacjonowały wojska brytyjskie).

Ostatecznie Zu al-Kifl trafia na uczelnię pedagogiczną (rząd iracki uznał, że w akademii wojskowej mogą uczyć się tylko Irakijczycy) i po jej ukończeniu zostaje nauczycielem w szkole podstawowej w Al-

-Hilli (w 2003 r. stanie się ona główną bazą polskiego kontyngentu w Iraku). Ma pecha: zapada na malarię i to tak poważnie, że na leczenie jedzie do Palestyny.

Nad Eufrat już nie wróci. Zostaje nauczycielem i instruktorem skautingu w Domu Sierot Muzułmańskich, instytucji powołanej do opieki nad dziećmi, które straciły rodziców w walkach z Brytyjczykami i Żydami. Kieruje palestyńską młodzieżą z Jerozolimy w czasie strajku przeciw Brytyjczykom w drugiej połowie lat 30. Zostaje współpracownikiem muftiego. - Zawierzyłem mu, a on wspierał się na mnie przez całe lata naszej działalności narodowej - mówi.

W Europie zbliża się wojna. Także na Bliskim Wschodzie rośnie napięcie. Do gry wchodzi III Rzesza, szuka sojuszników. Celem jest nie tylko walka z Albionem, ale także dostęp do ropy. A że wróg moich wrogów jest moim przyjacielem, mufti Amin al-Husajni szuka kontaktów z Niemcami. Zagrożony aresztowaniem, ucieka do Bagdadu, a Zu al-Kifl schodzi do arabskiego podziemia. Potem i on ucieka, dołączając do muftiego.

Tymczasem w 1941 r. w Iraku dochodzi do zamachu stanu: nowy rząd, antybrytyjski, szuka wsparcia u hitlerowskich Niemiec, chce uwolnić się od brytyjskich wpływów i garnizonów. Mufti jest "szarą eminencją" puczystów, a Zu al-Kifl dowodzi ochotnikami palestyńskimi, którzy walczą z Brytyjczykami. Jednak ci są szybcy: dławią iracki opór w ciągu miesiąca (mimo skromnej interwencji Luftwaffe z wysp greckich), instalują nowy proangielski rząd, a roponośne złoża obsadzają wojskiem (w tym, w 1942 r., polskimi dywizjami gen. Andersa, które opuściły ZSRR). Uczestnicy puczu, w tym mufti i Zu al-Kifl, uciekają przez Turcję do okupowanej przez Hitlera Europy.

Radiem i karabinem

Mufti podejmuje rozmowy z Mussolinim i Hitlerem w nadziei zyskania poparcia dla arabskich interesów w Palestynie, a Zu al-

-Kifl spotyka się w Atenach z niejakim Georgiem Kasperem: biegłym w języku arabskim działaczem Hitlerjugend i byłym atta-ché niemieckiej ambasady w Bagdadzie. Kasper proponuje mu prowadzenie w Atenach stacji radiowej "Wolnych Arabów", która nadaje po arabsku proniemieckie audycje na Bliski Wschód. Zu al-Kifl zgadza się; potem kontynuuje tę działalność w arabskiej redakcji "Radia Berlin". Pisarz Abd ar--Rahman Munif napisze potem w swej powieści o Ammanie z lat 40. ("Życiorys Miasta"), że "wszyscy chętniej słuchali niemieckiego radia". Doniesienia o hitlerowskich zbrodniach brano za brytyjską propagandę.

Ale radio to dla Zu al-Kifla za mało. Chce walczyć z Brytyjczykami na ojczystej ziemi. Wspomina: - Pragnąłem wrócić do Palestyny z towarzyszami walki, z przeszkoleniem i z bronią. Podczas rozmowy z muftim w Berlinie zgłosiłem mu chęć uczestnictwa w takiej operacji. Za jego pośrednictwem nawiązałem na początku 1943 r. kontakt z niemieckimi wojskowymi. Jednak moja cierpliwość została wystawiona na próbę, bo mufti wolał zajmować się tworzeniem dywizji bośniackiej. Aż nie wytrzymałem i powiedziałem mu publicznie: "Boję się, że Wasza Ekscelencja jest zbyt zajęty tymi Jugosłowianami i może zapomnieć o sprawie palestyńskiej". Skrzywił się, ale odparł, że o Palestynie nie zapomniał. Po kilku dniach wezwał mnie do siebie i mówi, że Niemcy zainteresowali się sprawą.

Niemcy, czyli wywiad: Abwehra.

Dziś Zu al-Kifl przypisuje sobie dowództwo nad grupą, która miała zostać przerzucona do Palestyny (inne źródła twierdzą, że szefem był Niemiec). Mówi: - Miałem dowodzić oddziałem złożonym z Palestyńczyków i Niemców. Mieliśmy zostać zrzuceni na spadochronach i stworzyć przyczółek do walki przeciw Brytyjczykom i osadnikom żydowskim, przygotowującym się do stworzenia swego państwa. Nam chodziło o niepodległość, Niemcom o dywersję. My mieliśmy szkolić miejscowych do walki wyzwoleńczej i zorganizować przyjmowanie zrzutów broni z Niemiec. Niemcy mieli wysadzać mosty i linie telegraficzne.

- Potem - dodaje - dowiedziałem się, że niemieccy uczestnicy akcji zostali wyposażeni w truciznę do zatruwania ujęć wody przy osiedlach żydowskich. Nikt mnie o tym nie powiadomił - zapewnia.

Hannibal idzie na wojnę

Kurs oficerski Zu al-Kifl odbył jeszcze w czasie pierwszego pobytu w Iraku, w Królewskiej Akademii Wojskowej (zanim przeniesiono go na uczelnię pedagogiczną). Teraz pod okiem Abwehry szkoli się na komandosa. Tymczasem w 1944 r. dochodzi do nieudanego zamachu na Hitlera, Abwehra (z której wywodzili się niektórzy spiskowcy) popada w niełaskę i nadzór nad jej operacjami przejmuje wywiad SS. Podczas uroczystego bankietu na cześć muftiego w podberlińskim Wannsee uczestników akcji żegna sam gen. Walter Schellenberg, szef wywiadu SS.

Drugim Palestyńczykiem w oddziale jest doświadczony bojownik z lat 30. Hasan Salama, rodem ze wsi Qula koło Lyddy (zginie potem w pierwszej wojnie z Izraelem w 1948 r.). Niemcy to Kurt Wieland (syn kolonistów niemieckich z Jaffy), Werner Frank (syn kolonistów z Jerozolimy) i syn kolonistów z Hajfy o nazwisku Daninger, którego imienia Zu al-Kifl nie pamięta.

Mufti, z którym mają po wylądowaniu kontaktować się za pomocą radiostacji, otrzymuje kryptonim "Sułtan". Zu al-Kifl jako dowódca dostaje taki pseudonim jak operacja: "Hannibal".

Wspomina: - Ruszyliśmy w sierpniu 1944 r. amerykańskim samolotem, przejętą przez Niemców "latającą fortecą". Wylądowaliśmy w Atenach, aby zatankować, i w tym momencie zaczął się aliancki nalot na lotnisko. Samolot został uszkodzony, operację odwołano.

Ponownie wystartowali w październiku. Znowu z międzylądowaniem w Atenach, które kilka dni później zajęli Brytyjczycy.

Jak to w podobnych akcjach bywa, wyskoczyli nie tam, gdzie trzeba: w Wadi al-Qilt, między klasztorem Hadżla (inaczej św. Gerasimosa), Jerychem i Morzem Martwym. Mieli lądować nocą na zasolonych, pozbawionych roślinności terenach, gdzie widoczność jest dobra. Tymczasem okolica porośnięta była krzewami, w pobliżu rosły plantacje bananowców i skoczkowie nie mogli się odnaleźć. Nie mogli też znaleźć zasobnika z bronią, wyposażeniem i pieniędzmi.

Zu al-Kifl: - W końcu odnalazłem Franka, ale na próżno szukaliśmy Salamy, Wielanda i Daningera. Jaśniało, gdy usłyszeliśmy głosy pasterzy. Zauważyliśmy też brytyjski patrol, wraz z przewodnikami z tymczasowej policji palestyńskiej. Jeden z Palestyńczyków zbliżył się do nas. Widząc na naszywce jego imię, Abdallah Ammar, zapytałem: "Jak się masz, Abdallah?". Miałem na sobie niemiecki mundur. Nie dając mu dojść do słowa, zapytałem o Samira Ammara, który służył ze mną w czasie powstania przeciw Brytyjczykom w Iraku w 1941 r. Pochwaliłem jego bohaterstwo. Blefowałem, nie wiedziałem, czy łączy ich pokrewieństwo. Samir okazał się synem wuja Abdallaha. Obiecał odciągnąć Brytyjczyków, a potem pomógł w drodze w kierunku Jerozolimy.

Krótka kampania

Z planów niewiele wyszło.

Spadochroniarze mieli pójść górami w stronę Ramallah, aby przygotować bazę dla przyszłych operacji koło Nablusu i Dżeninu (obecnie na Zachodnim Brzegu Jordanu). Tymczasem Zu al-Kifl nie miał zespołu ani sprzętu. Jeszcze w Niemczech mufti polecił mu, by w razie problemów udał się do jego krewnego Muhji d-Dina al-Husajniego, który mieszkał pod Jerychem.

Zu al-Kifl: - Zostawiłem Franka w pieczarze i ruszyłem do domu Muhji d-Dina. Znałem ich rodzinę. Zastałem syna d-Dina, Nafiza. Powiedział mi, że Salama i Wieland też do nich wstąpili w drodze do Ras al-Ain, gdzie chcieli na nas czekać. Poprosiłem go o pomoc w poszukiwaniu sprzętu, ale się wymówił. Radził czekać na jego brata Alego. Wróciłem do pieczary.

Zu al-Kifl wierzył jeszcze, że się uda. Wierzył w pomoc Muhji d-Dina, który był przecież zaufanym muftiego. Wspomina: - Następnego wieczora poszedłem spotkać się z Alim. Ale on mówi: "Kto ci powiedział, że zwariowałem? Dogadaliśmy się z Anglikami, że wstrzymają imigrację Żydów po wojnie i dadzą nam niepodległość. Poza tym nie jesteśmy gotowi na współpracę z wami". Gdy przypomniałem, jak alianci wyparli się swoich obietnic po I wojnie światowej, odrzekł, że teraz będzie inaczej. Sugerował, byśmy oddalili się z jego ziemi.

Poszli więc w kierunku Ras al-Ain - źródła, które nawadniało pola d-Dina. Tam czekał Wieland. Salama zostawił go i ruszył do Ramallah, by przygotować kryjówkę. Od Wielanda Zu al-Kifl dowiedział się, że Salama skontaktował się z niejakim doktorem Mahdim Tahirem z rodu al-Husajnich, który miał pomóc w nawiązaniu łączności radiowej z centralą w Berlinie po tym, jak grupa zgubiła sprzęt.

Po kilku dniach u źródła pojawił się Nafiz al-Husajni. Zu al-Kifl: - Powiedział, że znalazł nasz sprzęt i zrozumiał, na czym polega nasza misja. I dodał, abyśmy poszli precz. Na dnie doliny zauważyłem patrzącego na nas człowieka, choć wcześniej nikt tamtędy nie przechodził. Zacząłem podejrzewać, że zostaliśmy wsypani, a Nafiz przyszedł tylko po to, by nas "wystawić" Brytyjczykom.

Miał poczucie klęski: oto przedstawiciel rodziny al-Husajnich wygania go ze swej ziemi, a brytyjska policja zna miejsce jego kryjówki. Nafiza zapewnił, że odejdzie. Ale o północy ruszyli ku Ramallah, sypiąc za sobą proszek mający zmylić psy: on, Frank i Wieland. Kryjąc się przed brytyjskimi samolotami, krążącymi nad okolicą, dotarli do wsi Makhmas. Łącznik wskazał im na schronienie pieczarę używaną przez pasterzy jako zagroda dla zwierząt.

O świcie ciotka łącznika przyniosła im śniadanie. Odchodząc, pochyliła się nad źródłem, dając najpewniej znaki brytyjskim żołnierzom. Zu al-Kifla: - Usłyszałem głos: "Hands up!", a potem po arabsku: "Irfa idek!". Poczułem lufę koło ust. To samo spotkało Franka. Za chwilę z podniesionymi rękami wyszedł z pieczary Wieland.

Później dowiedział się o losie dwóch pozostałych uczestników operacji. Także oni wiele nie zdziałali. Salama uciekł przed obławą, ukrywał się, potem przedostał się z terenów kontrolowanych przez Brytyjczyków do Syrii. Daninger podobno zabłąkał się na górzystych terenach i postradał zmysły, zanim złapali go Brytyjczycy.

Wróg mojego wroga...

Do 1947 r. był więźniem, przesłuchiwanym (często brutalnie) przez brytyjskie władze wojskowe w Jerozolimie, a potem w bliskowschodniej siedzibie brytyjskiego wywiadu w Egipcie. W końcu dostał status jeńca i trafił do więzienia w Nablusie.

Uciekł - i dołączył do rozpoczynającej się właśnie arabsko-żydowskiej wojny o Palestynę, która trwa właściwie do dziś. Znów stanął u boku muftiego, który wrócił z internowania we Francji. W 1948 r. był szefem jego biura wojskowego, mającego koordynować działania rozproszonych oddziałów palestyńskich. Potem ich drogi rozeszły się.

Zu al-Kifl Abd al-Latif mówi, że rozumie, iż dla Polaka jego historia może być trudna do przyjęcia. - Wtedy, pół wieku temu, Polska kojarzyła nam się tylko jako kraj, z którego przyjeżdżają kolejni osadnicy żydowscy - mówi. - Nie wiedzieliśmy o waszych cierpieniach. W naszym ówczesnym przekonaniu nie mogliśmy żyć z Brytyjczykami, kolonizatorami krajów arabskich, którzy pozwolili na imigrację żydowską.

Dodaje też: - Mamy takie przysłowie, że wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem. Macie podobne? W czasie wojny nie było dla nas jasne, co z tego, o co są oskarżani Niemcy, jest prawdą, a co propagandą aliantów. Zresztą wasi pobratymcy Chorwaci czy Bośniacy też byli czasem po niemieckiej stronie.

Na koniec dodaje z westchnieniem: - Zresztą po wojnie bywałem nazywany nazistą...

Jako tło do zdjęcia Zu al-Kifl chce mieć mapę Palestyny. Zdejmuje z głowy białą czapeczkę takija przypominającą "piuskę" i mimo wieku stara się wyprostować.

Zapytany, czy po wojnie brał jeszcze udział w jakimś równie ryzykownym przedsięwzięciu, Zu al-Kifl mówi, że w 1953 r. zgłosił do Królewskiego Stowarzyszenia Kosmicznego w Wielkiej Brytanii chęć ochotniczego udziału w pierwszym locie kosmicznym.

Bez odpowiedzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006