Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Stanisławie” – zwróciła się do nas bez zbędnych ozdobników owa firma, choć rzec trzeba, że nie przypominamy sobie żadnej okazji, która by to usprawiedliwiała. Nawiasem mówiąc, jest to nowość, bowiem przez lata tego typu przesyłki zaczynały się – każdy to wie – zawsze od powitania w stylu „Panie Stanisławie”. W tradycji polszczyzny owa forma narodziła się i była stosowana przez cywilizowanego dziedzica wobec fornala, bądź to – jak kto woli – furmana, i uchodziła za dowód pogłębionych poglądów demokratycznych w feudalnym świecie polskiego przedwojnia. A zatem mamy zauważalną zmianę, co zapewne oznacza jeszcze większe zbliżenie, wynikające być może z tego, że prezes firmy dostarczającej usługi telefoniczne pamięta nas mgliście z polowania na kuropatwy. Być może uczestniczyliśmy w nim jako członek nagonki płoszącej ptaki, a być może wystąpiliśmy tam jako sympatyczny wyżeł bez rodowodu. Nie o tym jednak chcielibyśmy dziś sobie gwarzyć, bowiem w liście owym znaleźliśmy detal jeszcze bardziej frapujący, a jest to – jakże by inaczej – okazyjna oferta na usługi telefoniczno-internetowe o szokującej nazwie LOVE STANDARD.
Jeśli dobrze rozumiemy angielski, oferowana nam miłość ma mieć wymiar zwykły, i że – to domysł – w swym wachlarzu propozycji firma ta ma i inne natężenia kochania, ale na ich przedstawienie zapewne sobie naszą odrażającą szarością nie zasłużyliśmy. Naturalnie chcielibyśmy wiedzieć, czy firma telekomunikacyjna ma na myśli miłość fizyczną, czy platoniczną. Tak czy owak, LOVE STANDARD jest naszym zdaniem próbą żartu ze Stanisława, który ma i swoje lata, i swoje „w tym zakresie” mniemania. W sensie platonicznym możemy wiele przełknąć, możemy podyskutować nawet z konsultantem firmy telekomunikacyjnej, jeśli jednak idzie o miłość fizyczną, to LOVE STANDARD jest przedświąteczną i oczywistą próbą poniżenia człowieka, zwłaszcza człowieka ambitnego, w wieku, w którym – jak ktoś to ładnie ujął – wyobrażenia nie idą już w parze z możliwościami. Wiele spraw możemy odpuścić, ale są granice, a co za tym idzie – ofertę LOVE STANDARD Stanisław uznać musi za przykrą, by nie rzec: urągającą godności, a więc do odrzucenia.
Cała ta historyjka jest znakomitym pretekstem do wyrażenia kilku uwag nie tyle o charakterze osobistym, co uniwersalnym. Oto świetnie wiemy, jak duże mamy w kraju kłopoty z sensem dwu ważnych słów, chodzi o wspomnianą tu miłość i o normalność. Już samo ich wypowiedzenie, nawet szeptem, przynosi każdemu uczucie komfortu. Jest jakoś tolerowalne w ofercie na nowy telefon, bowiem i miłość, i normalność są dobrami wymarzonymi, zwłaszcza gdy idzie o koszt i jakość zwyczajnego telefonowania. Gdy jednak owe pojawiają się w przemówieniu publicznym, są gorsze od dowolnego zestawu inwektyw, kłamstw, są powodem szyderstw, wywołują maniakalne reakcje, są bowiem znakiem najgorzej pojętej słabości i nie mieszczą się w języku kryminalistów, który wszedł tu do powszechnego użycia, od lewa do prawa i od góry do dołu. W języku tym miłość jest wyklęta.
Miłość – to pamiętamy – pojawiła się ongiś w politycznym przemówieniu i jest do dziś znakomitym pretekstem do wyrażania nienawiści. Normalność zaś jest pretekstem do siania propagandy, która, co wiemy, jest przecież tym skuteczniejsza, im jest od normalności bardziej oderwana. Słowem, oba te słowa nabrały w polszczyźnie zdumiewającego ciężaru, o czym należy na co dzień pamiętać, należy je stosować ostrożnie i tylko w gronie ludzi zaufanych. ©℗