O szaleństwie i miłości

To był wyjątkowy tydzień. Na najważniejszych scenach operowych w kraju wystawiono trzy współczesne dzieła sceniczne polskich twórców. Wszystkie całkowicie różne, a zarazem wszystkie zadziwiająco spójne, oryginalne i mądre.

18.05.2010

Czyta się kilka minut

"Sudden Rain" w reżyserii Mai Kleczewskiej, Teatr Wielki Opera Narodowa, Warszawa / fot. Bartłomiej Sowa / Teatr Wielki Opera Narodowa /
"Sudden Rain" w reżyserii Mai Kleczewskiej, Teatr Wielki Opera Narodowa, Warszawa / fot. Bartłomiej Sowa / Teatr Wielki Opera Narodowa /

Opery Agaty Zubel, Aleksandra Nowaka i Hanny Kulenty dzieli wszystko. Jakby sami twórcy pochodzili z oddalonych od siebie o lata świetlne estetycznych planet. Kompozycje różni skrajnie odmienna forma, wykorzystane medium, zakorzeniony w innych artystycznych tradycjach muzyczny język, sposób prowadzenia literackiej narracji, wreszcie rodzaj ekspresji i pojmowania scenicznej dramaturgii. Ale zauważalny jest jeden punkt styczny. Wszystkie utwory stanowią pesymistyczne odbicie kondycji współczesnego człowieka. Treścią prawykonanych oper są wszak brak międzyludzkiego porozumienia i zacinająca się komunikacja, nieumiejętność budowania zdrowych relacji oraz emocjonalna chwiejność podszyta traumą, patologią i psychiczną chorobą. Przy jednocześnie uporczywie wyrażanej tęsknocie za bliskością i miłością.

Bilet do marzeń

Świat w "Sudden Rain" Aleksandra Nowaka jest piękny, harmonijny i bajecznie kolorowy. Niejako wyjęty z początku lat 60. XX wieku, z kobietami w gustownych garsonkach, ostrym makijażu i tapirowanych fryzurach, mężczyznami w kwiecistych koszulach i dopasowanych marynarkach, gotowych za moment świętować rocznicę ślubu przyjaciół. Tyle tylko że świat ten jest przeraźliwie sztuczny, złożony z pozornych gestów, wypełniony słowami, które choć brzmią tak samo, mogą znaczyć coś zupełnie innego.

Oto banalny dialog małżonków (Słowaczka Ingrida Gapova i Tomasz Piluchowski) o pogodzie przeradza się w przerywaną absurdalną wyliczanką naukowych faktów, wieloznaczną rozmowę o uczuciach, potrzebach, wolności. Dodajmy: rozmowę beznadziejną, bo skazaną na niepowodzenie, prowadzoną w cieniu zespołu Aspergera, który zakłóca odbiór rzeczywistości Męża, a przed Żoną stawia mur nie do przebicia. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy ta otrzymuje od niego prezent - bilet do jej marzeń, niestety tylko jeden i tylko w jedną stronę. To smutny sygnał, że koniec małżeństwa jest bliski, a wszelkie wysiłki zwrócenia na siebie uwagi zdają się nie mieć sensu. Pozostaje tylko spakować rzeczy i odejść.

Kształt sceniczny "Sudden Rain", do którego libretto napisał kompozytor wraz z Anną Konieczną, nadała debiutująca w operze Maja Kleczewska. Skrojona podług historycznych wytycznych gatunku opera wymusiła ścisłe powiązanie koncepcji inscenizacyjnej z muzyką, znakomicie zresztą wykonaną przez instrumentalistów i chórzystów TW-ON pod dyrekcją Marka Mosia. Dlatego tak silnie zadziałał spowolniony ruch jubileuszowych gości w pierwszych taktach dzieła i wyjęte ze szpitala psychiatrycznego zachowania pacjentów w scenie II. Znakomicie wpisały się w nastrój kompozycji chorobliwy sposób zachowania Męża, nękające go natręctwa, oddane w zgodzie z duchem obsesyjnych motywów orkiestrowych w scenie III. Współczucie wywoływały żałosne wymuszanie przez Żonę dotyku, mechaniczne zdejmowanie bielizny, którym usiłowała wzbudzić pożądanie Męża, owe wszelkie rozpaczliwe próby ratowania małżeństwa.

Mimo że Nowak komponuje muzykę w środkach dość zachowawczą, grzecznie pomija dokonania awangardy i bardziej wierzy tradycji, "Sudden Rain" kusi nie tylko artystyczną dojrzałością i świetnym warsztatem, ale nade wszystko silnym sprzężeniem słowa i muzyki. Najpewniej to zasługa tak hołubionej na Śląsku pielęgnacji dawnych technik, częstego sięgania do znanych form i sprawdzonych reguł rozkładania w utworach napięć i rozprężeń, słowem, dbałości o czytelny rozwój dźwiękowych wydarzeń. Słychać więc w operze Nowaka echa fascynacji partyturami wiedeńskich ekspresjonistów, choćby w konstrukcji wokalnych linii melodycznych, w partiach chóralnych - gęstą harmoniką Messiaena, w wielu fragmentach - rytmiczno-meliczną powtarzalnością amerykańskich minimalistów.

Intymne wyznanie

O ile w "Sudden Rain" Maja Kleczewska przyglądała się z zewnątrz rozpadowi małżeńskiego stadła, w "Between" Agaty Zubel odkryła wewnętrzny świat kobiety - nieszczęśliwej, samotnej, ku własnemu przekleństwu posługującej się nieznanym nikomu językiem. Pogłębiła tym samym poprzednią historię, nadała kierunek jej interpretacji, weszła do sfery zakazanej, będącej pomiędzy myślą a czynem, zaś łącząc oba dzieła - komponowane przecież niezależnie - chciała dociec przyczyn konfliktu, uwiarygodnić, może nawet usprawiedliwić bohaterów. I choć był to zabieg ryzykowny, udał się znakomicie.

Wgląd w intymne przeżycia bohaterki "Between" podpowiada już sama muzyka. Elektroniczna warstwa 5-częściowej kompozycji Zubel drażni i niepokoi. Otaczając słuchaczy z wszystkich niemal stron, nie zostawia nikogo obojętnym, zmusza do reakcji. Komputerowa partia pełna metalicznych brzmień, surowych barw, kanciastych motywów i agresywnych rytmów, dopełniana szaleńczymi akrobacjami głosu solowego, zawłaszcza przestrzeń i ją dominuje. Strzępy słów, pojedyncze sylaby i głoski nie mają jednak semantycznej wartości. Są raczej odbiciem szerokiego wachlarza emocji, nierzadko skrajnych, wydobytych z najgłębszych pokładów samoświadomości. I w tym właśnie tkwi ich siła.

Wrocławskiej kompozytorce, a jednocześnie odtwórczyni partii wokalnej towarzyszą cztery tancerki i trzech tancerzy. Ubrani w kostiumy protagonistów "Sudden Rain", wrzuceni w tę samą pstrokatą, ale już pustą przestrzeń, stanowią multiplikację poznanych już bohaterów, ogniskują ich pragnienia i lęki, niewypowiedziane fantazje i skrywane tragiczne wspomnienia, symultanicznie dają świadectwo nierzadko sprzecznych intencji ich działań.

Sugestywna choreografia autorstwa Mikołaja Mikołajczyka, obfitująca w wiele przejmujących damsko-męskich duetów, już to ukazujących trudne do okiełznania miłosne namiętności, już to kipiących nienawiścią i złością, w wielu fragmentach wzmacnia ładunek dramaturgiczny dzieła. Ale nie tylko. Obok licznych refrenowo powracających gestów i wariacyjnych przetworzeń zachowań protagonistów "Sudden Rain", kilka obrazów pełniło funkcję estetycznie wysmakowanych ornamentów. Przykładem choćby kalejdoskopowo zmieniające się wzory, kreślone geometrycznymi układami choreograficznymi filmowanych z góry tancerzy. Trudno będzie także zapomnieć o mocnym finale, w którym strach przed przeszłością, dojmujące wspomnienia o przemocy seksualnej nagle zamieniają się w wyuzdanie i perwersję.

U źródeł szaleństwa

Wystawiona w Operze Wrocławskiej "Matka czarnoskrzydłych snów" Hanny Kulenty to trzyczęściowe studium schizofrenicznej zapaści Klary, w warstwie literackiej z gęstą siecią luźno powiązanych ze sobą spostrzeżeń i wspomnień, podrzucanych widzom fragmentów informacji, obsesyjnie nierzadko powtarzanych, które z jednej strony ledwie sugerują przyczyny choroby, z drugiej tworzą atmosferę grozy i emocjonalnego uwiądu. Obok bohaterki przechodzącej psychiczny kryzys (partia sopranowa), na scenie pojawiają się jej siostry Klik oraz Nożyce, rozbite na role aktorskie i wokalne. Kobiety rywalizują o względy demonicznego Leśnego Kruka, uosobienia zła, mężczyzny odpychającego, a jednocześnie pociągającego, dlatego prawdopodobnie będącego źródłem wszelkich problemów Klary.

Dzieło, po raz pierwszy wystawione w 1996 roku w Monachium, powstałe do libretta Paula Goodmana, jest dla muzyków nie lada wyzwaniem. Kompozytorka bowiem balansuje tutaj na granicy operowego gatunku i teatru dramatycznego, wymaga od śpiewaków płynnego przechodzenia między śpiewem a mową, stawia przed artystami skomplikowane zadania aktorskie. Do tego przytłacza mroczną aurą brzmieniową, muzyką rytmicznie złożoną, w wyrazie namolną, transową, ze smakowitymi dysonansowymi współbrzmieniami i na szerokim oddechu rysowanymi ekspresyjnymi gejzerami. I trzeba niestety przyznać, że interpretacja muzyczna, którą przygotował Wojciech Michniewski, okazała się najsłabszym punktem wrocławskiej produkcji. Kameralnemu zespołowi instrumentalnemu brakowało spoistości brzmienia, zaś Marta Wyłomańska jako Klara nie grzeszyła wokalną swobodą i dziewczęcością głosu (sugestia w partyturze: non vibrato). Również Mariusz Godlewski tym razem zawiódł - jakkolwiek w partiach śpiewanych wzbudzał szacunek, we fragmentach mówionych ocierał się o operetkową manierę aktorską.

Ciekawą za to koncepcję sceniczną zaproponowała Ewelina Pietrowiak. Ze względu na brak didaskaliów, w zderzeniu z chaotycznym, pozbawionym związków przyczynowo-skutkowych librettem, była zmuszona nie tylko uporządkować przeżycia postaci, ale nade wszystko stworzyć wiarygodny kontekst opowieści. Reżyserka postawiła na dosłowność, zdecydowała się ukonkretnić przestrzeń i bohaterów, sprowadzić szaleńcze wizje do poziomu historii realnej, która mogła się wydarzyć każdemu z nas. Zbudowała więc na scenie skromny dom, w środkowym, kulminacyjnym ogniwie zdekonstruowany i opleciony pajęczyną, posklejała Klarę z migawek z nieszczęśliwego dzieciństwa, nieudanego małżeństwa i zakończonej fiaskiem samobójczej próby, Leśnego Kruka ubrała w lekarski kitel, smoking (pan młody) lub sprany podkoszulek (ojciec alkoholik?), a kolejnym warstwom schizofrenicznie rozszczepionej kobiety nadała autonomiczne cechy.

***

Dziś tylko teatry operowe w Warszawie i Wrocławiu gotowe są odstąpić scenę twórcom żyjącym. Szkoda, bo ostatnie prapremiery udowodniły, że współczesne dzieła sceniczne mogą nas obchodzić. Najlepiej też opowiadają o nas samych, dźwiękami może niełatwymi, ale najbardziej zbliżonymi do naszej wrażliwości.

Aleksander Nowak, "Sudden Rain", dyr. M. Moś, reż. M. Kleczewska, TW-ON, premiera 13 maja.

Agata Zubel, "Between", reż. M. Kleczewska, TW-ON, premiera 13 maja.

Hanna Kulenty, "Matka czarnoskrzydłych snów", dyr. W. Michniewski, reż. E. Pietrowiak, Opera Wrocławska, premiera 15 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2010