O podawaniu i niepodawaniu ręki

Odkąd 13 grudnia 1981 roku w PRL-u zaczął obowiązywać stan wojenny, często zastanawialiśmy się z przyjaciółmi, czy i w jakich sytuacjach osobom, które go wprowadziły bądź go tylko hałaśliwie popierają - podalibyśmy rękę. Czasami, prawdę mówiąc: bardzo rzadko, nasze rojenia stawały się literaturą.

06.03.2005

Czyta się kilka minut

Starszego asystenta na wydziale polonistyki UJ, bohatera opowiadania Jerzego Pilcha “Gdyby odwiedził was...", paraliżuje lęk, że na prowadzonych przezeń zajęciach z literatury odwilżowej złoży niezapowiedzianą wizytę Przedstawiciel władz najwyższego szczebla (zaryzykuję domysł, iż chodziło o generała armii Wojciecha Jaruzelskiego). Nieszczęsny szeregowiec nauki boi się swojej “nieumiarkowanej skłonności do gestów pojednawczych", czuje, że w skwapliwości, z jaką uściśnie wyciągniętą rękę, nie będzie pozorów, że “będzie to skwapliwość autentyczna, co więcej, podszyta duchem dyscypliny i militaryzmu", a przecież gdyby zdobył się wreszcie na odwagę, mogłoby się zdarzyć, iż “odwzajemniwszy z pozorną skwapliwością uścisk wyciągniętej dłoni, nagle miażdży jej palce z nieludzką wprost siłą i chwytem prędszym niż refleks obstawy przerzuca [generała] przez bark, biodro i głowę, aż wzbije się w powietrze i (...) runie na podłogę". Onego czasu takie oto były nasze ćwiczenia z wyobraźni.

Refleksje o podawaniu i niepodawaniu ręki snuliśmy, ma się rozumieć, także później. W przestrzeni tak zwanego “dyskursu publicznego" zagadnienie to jako kłopotliwa kwestia etyczna pojawiało się na ogół podczas kolejnych kampanii wyborczych, niekiedy tak spektakularnie, jak w wypowiedzi Lecha Wałęsy, że Aleksandrowi Kwaśniewskiemu nie podałby ręki, tylko nogę - wypowiedzi wielokrotnie zresztą przez Wałęsę modyfikowanej i opatrywanej zastrzeżeniami (“nogę podałbym mu w kraju, rękę - za granicą" itp.).

Publiczne deklaracje na temat: “komu podałbym, a komu nie podałbym ręki" mnożą się ostatnio w niebywałym tempie i wystarczy przejrzeć gazety z jednego dnia, aby się dowiedzieć, że Bronisław Wildstein “może odruchowo podałby rękę Małgorzacie Niezabitowskiej", że nowy prezes ZASP-u powiedział o starym prezesie: “temu panu ręki nie podam" (nie wykluczam, że stary powiedział tak o nowym, dawno już się pogubiłem w tym sporze jak z Fredry), że Bogdan Borusewicz “ręki nie podaje" Mieczysławowi Cholewie, że Kinga Dunin i Sławomir Sierakowski “raczej gotowi byliby podać rękę Lesławowi Maleszce niż Markowi Królowi" i tak dalej.

Na samych deklaracjach zresztą się nie kończy. Niektórzy odczuwają potrzebę, by ze swojej emocjonalnej gestykulacji robić przedstawienia dla masowej widowni. Agenta SB Mieczysława Cholewę, który chciał wyznać winę i prosić o przebaczenie Bogdana Borusewicza, ten ostatni ściąga do swojego gabinetu wicemarszałka województwa pomorskiego, a liczni dziennikarze, kamerzyści i fotoreporterzy przeprowadzają bezpośrednią transmisję z sądu nad winowajcą: “Wchodzi Cholewa. Borusewicz wita się, ale utrzymuje dystans, nie podaje ręki. Siadają przy stole (...) Borusewicz nagle kuli się, zakrywa twarz i zaczyna szlochać. Nie podaje Cholewie ręki. Cholewa jest czerwony na twarzy, ale ma suche oczy" itd. Z pewnością Pani Józefa Hennelowa nie musi się obawiać, że tylko dla niej takie sceny (i sposób ich aranżowania) są nie do zniesienia...

Pół biedy, kiedy rozmaite publiczne osoby dają wyraz swoim emocjom, znacznie gorzej, gdy subiektywne stany usiłują obiektywizować i - na przykład - własne przekonania o tym, kto jest, a kto przestał być człowiekiem godnym, by mu podać rękę, podnoszą do rangi norm etycznych i kodyfikują. Kinga Dunin i Sławomir Sierakowski w podpisanym wspólnie artykule na łamach “Rzeczpospolitej" twierdzą, że podaliby rękę Maleszce, bo “jego hańba to hańba człowieka, który przegrał z historią", bo “niskie pobudki agenta i jego małość były pochodną systemu, który nad nim pracował". Nie podaliby natomiast ręki Markowi Królowi, naczelnemu “Wprost", bo “postępował zawsze tak, aby nie stanąć przed prawdziwym wyzwaniem, nie wspiął się nigdy na ten poziom, z którego ryzykuje się albo dramatyczny upadek, albo pozostaje na zawsze w chwale". Ciekawe, czy autorzy artykułu naprawdę radzi są z tych zdań, pretendujących do niesprzeczności? Władysław Boziewicz definiując w “Polskim Kodeksie Honorowym" indywidua niezdolne do dawania satysfakcji czynił to równie absurdalnie, w porównaniu jednak z wywodami Dunin i Sierakowskiego wydaje się być nad wyraz klarowny. (Ciekawostka: artykuł 383 kodeksu Boziewicza głosi, że “po ukończeniu pojedynku mogą sekundanci poczynić kroki, zmierzające do pojednania się przeciwników. Czynić to jednak mają dyskretnie i ostrożnie, aby przez odmówienie podania ręki drugi przeciwnik nie został obrażony", co musiałoby się skończyć kolejnym pojedynkiem.)

Co do mnie, towarzystwa osób, które okryły się niesławą, nie szukam czy wręcz go unikam, gdybym jednak, obawiając się - niczym bohater opowiadania Pilcha - swojej skłonności do gestów pojednawczych, manifestacyjnie odmówił komuś podania ręki, z pewnością by mnie to później gryzło. Niepodanie ręki wydaje mi się postępkiem niechrześcijańskim. Czyżby ten, któremu jej odmawiamy, nie zasługiwał na zbawienie?

Najmądrzejszy z ludzi, których znam, wysłuchawszy co do powiedzenia mam o podawaniu i niepodawaniu ręki, rzekł mi:

- Chwała Bogu, nie musimy rozważać, czy podamy rękę Heinrichowi Himmlerowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2005