No więc plan jest taki...

Kościół Mariacki w Krakowie. Świątynia nabita ludźmi tak, że nie sposób wcisnąć przysłowiowej szpilki. Przeważają młodzi. Głoszący rekolekcje ojciec dominikanin zaprasza, by zebrani siedli również wokół głównego ołtarza.

29.03.2015

Czyta się kilka minut

Wszyscy się przesuwają, żeby ci, dla których brakło miejsca nawet w przedsionku, mogli teraz stać w cieple. Kilkanaście kilometrów dalej kościół parafialny. Rekolekcjonista zaczyna konferencję. Opowiada głównie o zagrożeniu, jakim jest dla Polski jedna z partii politycznych. Mam powiedzieć która czy sami się domyślicie? Po kilku minutach z kościoła zaczynają wyciekać pojedynczy wierni, jedni zgorszeni, inni znudzeni.

Seweryn Goszczyński w powstałym w latach 30. XIX w. „Dzienniku podróży do Tatrów” pisze o pewnym zwyczaju zaobserwowanym wówczas na Podhalu. „Zdarza się na przykład, że księdzu każącemu z ambony nie idzie, jak by powinno iść w takiej chwili natchnionemu Duchem świętym, uważaj tylko, a oto Górale jeden za drugim wysuwają się z kościoła, skupiają na cmentarzu kościelnym; wtedy jeden z nich, zazwyczaj sędziwy i poważańszy, staje pośrodku i przemawia w duchu kazania lepiej, jaśniej, z większą godnością i namaszczeniem jak kaznodzieja urzędowy, i bywa lepiej wysłuchany”.

Ludzie pytają mnie, co zrobić, gdy stojąc w kościele, czują, że to, co słyszą w kazaniu, nie zgadza się z miejscem, w którym są, i powodem, dla którego tam przyszli. Wychodzić? Nie dawać na składkę? Słyszałem o takim przypadku – ale nie wiem, czy to prawda – że pewien wierny co niedzielę przychodził na mszę, mając w jednej kieszeni pieniądze, a w drugiej karteczkę z uwagą „Kazanie było marne”. W zależności od tego, co usłyszał z ambony, rzucał na tacę jedno albo drugie.

Doświadczenie mówi mi, że ludzie są w stanie wytrzymać bardzo dużo. Nie tylko ci najstarsi, także ludzie z mojego pokolenia i ci o pokolenie młodsi. Ale co z następnymi? Kościół nie jest od tego, żeby ludziom schlebiać, ale z pewnością jest od tego, żeby przekazywać im dobre nowiny. Dobrą nowiną może być także dobrze uzasadniona krytyka. (Pytanie, czemu na ogół kieruje się ona na zewnątrz, to osobna sprawa, nie na teraz.) Tyle że u nas krytykę myli się z połajankami. Ludzie idący na rekolekcje są gotowi wysłuchać krytycznych słów na własny temat. Ale połajanki, nawracanie przez straszenie lub zawstydzanie, znoszą źle. Często mają tego dosyć w miejscu pracy. Może mieli to również w domu, kiedy byli dziećmi.

Do tego dochodzi upolitycznienie homilii. Dużo o tym pisano, więc powiem krótko. Są tacy, którzy lubią Kościół upolityczniony, lubią, gdy ksiądz z ambony „ładuje” w partię, która im się nie podoba. Proponuję jednak małe intelektualne ćwiczenie. Wyobraźmy sobie, że ten ksiądz nagle zmienia poglądy i zaczyna krytykować partię, która jest nam miła. Co czujemy? Czy nie to, że „Kościół się pogubił”? Że nie tędy droga?

Myślę, że w głębi ducha każdy, kto przychodzi do kościoła, chce usłyszeć słowa nadziei, umocnienia. Nawet jeśli jego własne życie jest pokręcone – chce usłyszeć, że wszystko jest jeszcze do uratowania. Chrześcijaństwo musi karmić ludzi nadzieją. To wcale nie jest proste, bo ludzie niekiedy przychodzą do kościoła utwierdzić się w swoich lękach. Tacy ludzie nie wyjdą, gdy kaznodzieja będzie grzmiał, że nigdy w historii religia chrześcijańska nie była tak prześladowana jak dziś. Może nawet zapłaczą. Ale wierzę, że w głębi ducha oni też chcą wstać, pójść i zrobić raban. Też chcieliby poczuć, że „nie są niewolnikami, lecz synami”.

Podczas tegorocznych Rekolekcji Tischnerowskich w Ludźmierzu biskup Grzegorz Ryś przywołał pewien średniowieczny traktat. Pisząc o sakramencie pokuty, autor traktatu posłużył się sugestywnym obrazem: oto człowiek klęka przed Jezusem jako Panem, żeby ucałować jego stopy. Ale Jezus podnosi go, żeby ucałować go w usta. Pocałunek w usta był w średniowieczu równoznaczny z powiedzeniem: jesteśmy sobie równi.

Czy ja, który to piszę, mam nadzieję? Jeden z moich ulubionych pisarzy, Kurt Vonnegut, opisuje pewien rysunkowy żart. Więzienna cela, gdzieś wysoko w murze maleńkie, zakratowane okienko. Czterech mężczyzn stoi przykutych do ściany za ręce i nogi. I jeden z nich mówi do pozostałych: „No więc plan jest taki...”.

Często myślę o tym mężczyźnie.

Dobrych Świąt! ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2015