Napisz, gdzie jesteś i co robisz

Matka idąc do więzienia mówi córce: „Wrócę za dwa lata”. Ale dla dziecka czas jest rzeczą niepojętą.

24.06.2019

Czyta się kilka minut

Zakład karny w Grudziądzu – jedyne miejsce, gdzie więźniarki mogą rodzić i zajmować się dziećmi, 2018 r. / PIOTR TRACZ / REPORTER
Zakład karny w Grudziądzu – jedyne miejsce, gdzie więźniarki mogą rodzić i zajmować się dziećmi, 2018 r. / PIOTR TRACZ / REPORTER

Losy tych trzech kobiet przecięły się w jednym zakładzie karnym. Każda dźwiga kryminalną przeszłość. Wszystkie podkreślają, że Probacja – stowarzyszenie pomagające osobom opuszczającym więzienia – umacnia je w pokonywaniu trudów teraźniejszości. Kiedy mówią o przyszłości, priorytetem jest spokój ich dzieci. I dobre z nimi relacje.

Droga

„Zemsty nadejdzie czas” – wstęga słów wije się wzdłuż jej prawej ręki. Na lewym ramieniu: twarz niemowlaka z palcem w buzi.

Paulina tłumaczy: – Pierwszy tatuaż zrobiłam, jak miałam siedemnaście lat i szczerze nienawidziłam świata. Ten drugi po urodzeniu syna, to jego portret. Na kostkach dłoni wytatuowałam inicjały trójki moich dzieci. Dziewięć lat temu urodziłam Marcina, sześć – Nicolę, trzy – Anastazję. Ja mam lat 29.

Siedzimy w salonie mieszkania Pauliny w Krakowie. Marcin w sąsiednim pokoju ogląda bajkę. Anastazja od rana w przedszkolu. Gdzie jest Nicola, dowiem się za 40 minut. Wtedy niebieskie oczy Pauliny zaszklą się po raz pierwszy. Po raz drugi, kiedy wspomni babcię. Przez resztę rozmowy na jej twarzy uśmiech rozlewa się jak ciepłe mleko z miodem.

Młodość Pauliny jest burzliwa. – Od dziecka były ze mną kłopoty: najpierw wylądowałam w domu dziecka, potem w zakładzie poprawczym. Były narkotyki, kradzieże, pobicia...

Do aresztu śledczego przy Montelupich trafi z artykułu 280. k.k. (rozbój) i 284. (przestępstwa przeciwko mieniu). Ma 19 lat i jest w zagrożonej ciąży. Wyjdzie za kaucją (18 tysięcy) z wyrokiem (sankcją) w zawieszeniu i przydzieloną kuratorką. Początkowo Paulina utrzymuje z nią stały kontakt, zerwie go, gdy z Marcinem wyjedzie do Niemiec. Wtedy wyrok zostaje odwieszony. W Polsce ścigana jest listem gończym.

W Niemczech spędzi siedem lat. Próbuje ułożyć sobie życie rodzinne (skwituje: „Pasmo porażek”). Wkrótce rodzi się Nicola. Kiedy z kolejnym partnerem jest w trzeciej ciąży, zdarzy się coś, co nie śniło jej się w najgorszych koszmarach: Jugendamt – urząd ds. dzieci i młodzieży – odbiera jej czteroletniego Marcina i dwuletnią Nicolę.

Paulina: – Przychodzę do przedszkola, a tam nie ma dzieci. Byłam zszokowana. Jak ktoś mógł to zrobić? I dlaczego? W Jugendamt powiedziano mi, że w aktach są dokumenty z interwencji policji ze starego mieszkania. Ktoś z sąsiadów doniósł o odbywających się tam imprezach. Prawda, zdarzały się, ale co dwa tygodnie, kiedy dzieci były pod opieką taty Nicoli.

Dzieci zostają rozdzielone i trafiają do rodzin zastępczych. Paulinie w walce o ich odzyskanie pomaga ojciec Nicoli. Wspiera ich Międzynarodowe Stowarzyszenie Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech oraz Poradnia Rodzinna z Berlina.

– Dzieci mogłam widywać raz na dwa tygodnie. W tym emocjonalnym koszmarze urodziła się Anastazja... Czarna dziura w życiu nas wszystkich. W rodzinie zastępczej syn był bity – po wielu testach psychologicznych zostało to udowodnione. Po półtora roku dzieci wróciły do mnie. Byłam trzecią Polką, której udało się wygrać z Jugendamtem słynącym z dyskryminacji imigrantów. Dostaliśmy odszkodowanie.

Paulina decyduje się na powrót do Polski z Marcinem i Anastazją. Nicola zostaje w Niemczech z ojcem – wydaje się to rozwiązaniem bezpieczniejszym.

10 stycznia 2016 r. Paulina przekracza granicę niemiecko-polską. Dzień później zatrzymuje ją policja.

Z wyrokiem 4 lata i 2 miesiące trafia do zakładu półotwartego (mówi: „półotworek”) w Nowej Hucie. Sale są tam otwarte, jest podwórko, spacerownik, siłownia. Mnóstwo kwiatów.

Paulina: – Trafiłam do recydywy na salę pięcioosobową. Na wejściu trzeba ustalić zasady, mówiąc krótko: nikt nie może ci nasrać na głowę. Musisz być silna i zdecydowana. Początek był okropny, rozdzierała mnie tęsknota za dziećmi. Zajęła się nimi mama, dostała prawa rodziny zastępczej. Niby dobrze, bo przecież babcia, ale nie tak dobrze, bo Marcin i Anastazja praktycznie jej nie znali. Widywali się rzadko – ona mieszkała w Polsce, my w Niemczech.

Pierwsze widzenia z dziećmi Paulina wspomina źle. Ich płacz i niezrozumienie, a jej wyrzuty sumienia; świadomość, że zawiodła. Obiecywała, że jadą tam, gdzie będzie im lepiej i nikt ich już nie rozdzieli. Tłumaczyła, że kiedyś była niegrzeczna i teraz musi ponieść karę. Anastazji nie przejdzie przez usta słowo: „więzienie”. Woli powiedzieć: „Mama chodzi do pracy”.

Widzenia odbywają się co tydzień, trwają godzinę. Duszno i gwarno. Dwadzieścia więźniarek odwiedzają po dwie, trzy osoby. Przed kantyną ustawia się długa kolejka. Paulina bierze dzieci na dywanik, tam może być z nimi blisko – wywracać się, przytulać, bawić.

Raz w miesiącu dzięki Probacji organizowane są widzenia dwugodzinne, bez obecności strażnika, przeznaczone wyłącznie dla rodzin z dziećmi. Może wtedy z Anastazją zrobić wyklejanki, a z Marcinem zagrać w „piłkarzyki”. Paulina wyciąga z plastikowej teczki zdjęcia, na których widać grupę kobiet przebranych za Smerfy.

– To ja – mówi. – Grałam Łasucha. Same organizowałyśmy próby, ja malowałam dekoracje. W sumie wystawiłyśmy trzy przestawienia, były jeszcze „Elfy” i „Shrek”. O, tu jestem Shrekiem, byłam cała pomalowana na zielono. Moje dzieci poznały mnie dopiero po głosie; budziłam w nich zachwyt. Z więzienia niewiele mogłam im dać, za wyjątkiem tego, że przez pół roku przygotowywałam te przedstawienia. A tu jest laurka, którą Marcin wręczył mi w Dzień Matki. I jego dyplom za dobre wyniki w nauce. Dostawałam od dzieci serduszka i papierowe karuzele, wieszałam to wszystko przy łóżku. Pierdoły, ale te pierdoły były dla mnie namiastką domu.

„Praca to wolność” – powie dyrektor więzienia i dla Pauliny stanie się to drogowskazem. Wie, że wolontariat dokłada cegiełkę do jej wcześniejszego zwolnienia. W związku z tym pracuje w kilku miejscach: w hospicjum św. Łazarza, dwóch domach opieki społecznej, w sortowni odzieży. Wynagrodzeniem jest więcej widzeń z dziećmi. W pewnym momencie dojdą przepustki. Na pierwszą wychodzi w 2018 r. W kajdanach jedzie do szpitala, gdzie leży jej chora babcia.

– Była dla mnie bardzo ważnym człowiekiem, zawsze mi pomagała, także wtedy, gdy siedziałam w więzieniu – mówi Paulina. – Szukała adwokatów, spłacała grzywny. I nigdy nie robiła mi wymówek.

Na drugą przepustkę Paulina wyjdzie w dzień, kiedy babcia umiera. – Zdążyłam się do niej przytulić. Powiedziałam: „Obiecałaś mi, że będziesz na mnie czekać”. Babcia: „Właśnie na ciebie czekałam”.

Na trzeciej przepustce Paulina jedzie na babci pogrzeb. Od tej chwili na przepustki wychodzi coraz częściej, potem w cyklach dwutygodniowych. Najpierw trwają pięć godzin, potem 30, 48, 72. Najdłużej poza zakładem karnym Paulina przebywa pięć dni.

– „Ile będziesz jeszcze godzin?” – co chwilę pytały mnie dzieci. Kiedy zbliżał się dzień powrotu do zakładu, robiły się nieznośne. Wiedziałam, że chcą, bym została, że szaleją w nich emocje. A gdy ja wracałam do celi, musiałam radzić sobie z moimi emocjami. Więzienie pomogła mi przetrwać Karina, też mama. Kiedy mój syn dawał w kość, nie było sensu musztrować go przez telefon: „Masz być grzeczny.” Karina radziła: „Zadawaj dużo pytań. Wysłuchaj jego racji. Nie mów: »ja chcę«, tylko: »ja myślę w ten sposób, a ty w jaki?«”.

– Jakie są inne matki? Prawdziwych było tam niewiele. Zanim niektóre trafiały pod klucz, pięcioro ich dzieci od dawna przebywała w domu dziecka. A one sobie o nich przypominają, gdy są na dnie. By czuć się silniejszymi? Potrzebniejszymi? To są matki chwilówki.

– Każdemu może potknąć się noga... Przecież sama za małolata trafiłam do domu dziecka, to była porażka mojej mamy. Potem mnie zabrano dzieci. Lecz trzeba było zrobić wszystko, by je odzyskać.

Dzięki „Poczytaj mi”, akcji organizowanej przez Probację, Paulina podaruje swoim dzieciom prezent. Dla Marcina przeczyta bajkę o Bazyliszku („bo syn lubi smoki i wszystko kończy się dobrze”), dla córki – o Czerwonym Kapturku („bo bohaterką jest dzielna dziewczynka i też jest happy end”). Nagranie na CD, opatrzone efektami dźwiękowymi, zostaje wysłane pocztą. – W ten sposób co wieczór dzieciom mogłam czytać do snu. Taki okruch mamy, namiastka rodzica.

– Powyżej dwóch lat w więźniu przestawia się myślenie, ryje ci psychikę. Życie w wiecznym napięciu uczyniło mnie bardziej nerwową. W celi siedzisz z przypadkowym towarzystwem, każdy ma swoje traumy, nawyki, humorki. Do tego to są baby: wylęgarnia plotek i intryg. Z reguły recydywiści na przepustki nie wychodzą. A mnie się udało jako jedynej z pięćdziesięciu. Dziewczynom powiedziałam: „Wyjdę, udowodnię wam to”. Nie wierzyły, śmiały się.

Paulina w więźniu spędzi dwa i pół roku, za dobre sprawowanie jest zwolniona wiosną 2019 r. Wszystko teraz robi w biegu: szkoła, przedszkole, zakupy, sprzątanie, gotowanie, praca (jest baristką). Weekendy są wyłącznie dla dzieci – a to basen, a to wycieczka do lasu, a to rower. Bywa, że ma dość, głównie wtedy, kiedy Anastazja i Marcin kłócą się o bzdury.

Trudnym tematem jest Nicola. Paulina sama do Niemiec nie pojedzie, bo Marcin i Anastazja mogliby pomyśleć, że mama znowu ich zostawiła. Nie pojedzie tam też z dziećmi, bo w Krakowie mają szkołę i przedszkole. Czeka więc do wakacji, wtedy sześcioletnia Nicola odwiedzi ją w Polsce. I to ona wtedy zadecyduje, gdzie i z kim chce mieszać. Paulina zdaje sobie sprawę, że córka w Niemczech ma swoje życie. I więcej mówi po niemiecku niż po polsku.

Paulina: – Dopiero teraz uczę się być mamą. Moim dzieciom zafundowałam okropną życiową przygodę, na pewno to się kiedyś na nich odbije. Przepustki były sielanką, żadnych problemów, byłam na sto procent z dziećmi, wszystko im podporządkowałam. Teraz sytuacja się zmieniła, nie jestem już weekendową mamą. Bywam zmęczona. Wczoraj miałam doła, myślałam, że wyjdę z domu i nie wrócę. Przecież tylu ludzi tak robi. Ale jednocześnie pomyślałam: „Nie mogłabym zostawić dzieci. Pękłoby mi serce”. Żałuję, że pochorowałam się na łuszczycę i nie mogę sobie zrobić nowego tatuażu. A chciałabym mieć wytatuowany zegar – wiadomo, to znak czasu. I wilczycę z wilczkiem – symbol opiekuńczości, honoru i rodziny. Jeszcze dwa ptaki – to na pamiątkę babci z dziadkiem. Może też łapacza snów – by mnie chronił od złego. I drogę... Tak, na jednej ręce chciałabym mieć długą drogę.

Byłam we Francji

Agnieszka dla swoich córek w akcji „Poczytaj mi” nagra bajkę o jeżyku. Lecz nie powie, gdzie to zrobiła. Kłamie od początku. Za pierwszym razem trafi do zakładu karnego w 2015 r. oskarżona z artykułów 278. i 279. k.k. (przestępstwa przeciwko mieniu). Wyrok: półtora roku. Sześcioletnia Zosia i dziewięcioletnia Julia pod nieobecność mamy przebywają u dziadków. Babcia wprowadza swoje wychowawcze zasady. Mieszczańsko-konserwatywne. Najważniejsza: dzieci nie mogą wiedzieć, że ich matka jest w więzieniu.

– To było okropne – wspomina Agnieszka, dziś czterdziestolatka o ujmującym tembrze głosu. – Do córek w listach pisałam: „Kocham i tęsknię”. One odpisywały: „Mamo, to wiemy, napisz, gdzie jesteś i co robisz”. Wtedy musiałabym tworzyć kolejne kłamstwa. Nie dawałam rady. Przestałam pisać, nie miałam widzeń z dziećmi. Moja mama wolała zrobić ze mnie wyrodną matkę niż kryminalistkę. Wymyślała mojej nieobecności rozmaite alibi. Najpierw mówiła dziewczynkom, że jestem w szpitalu. Potem, że leczę się we Francji. W końcu, że tam pracuję. A ja w pewnym momencie córkom chciałam powiedzieć prawdę.

Powie, ale nie od razu. I nie wtedy, kiedy po raz pierwszy, po półtora roku, 16 maja 2016 r. na warunkowym opuści zakład. Jeden pełny miesiąc cieszy się swobodą. A już 20 czerwca z powrotem jest w więzieniu. W życie wchodzi nowe prawo: recydywistom wszystkie sprawy są odwieszane i łączone w jeden wyrok. Agnieszka ma teraz do odsiedzenia blisko cztery lata. Ze względu na czynności procesowe związane z wyrokiem łącznym nie ma prawa do przepustek i pracy wolnościowej.

– Wtedy pękłam i w czasie telefonicznej rozmowy powiedziałam Julii prawdę. To nie była spontaniczna decyzja, ale skonsultowana z psychologiem. Obie córki w czasie mojej odsiadki dzięki Krakowskiemu Ośrodkowi Terapii były pod jego stałą opieką. Jak zareagowała Julka? Spokojnie. Bywa uparta i agresywna, ale gdy przychodzi do spraw poważnych, dużo potrafi zrozumieć. Zosia też już wie, że mama nie była we Francji. Jednak nie używa słowa „więzienie”, tylko „zakład karny”.

Ta wymyślona Francja nie wzięła się z kosmosu, Agnieszka spędziła tam siedem lat. Choć w Polsce studiowała prawo bankowe i prowadziła dwa drobne interesy, zawsze ją ciągnęło do tego, co miało związek z artyzmem. W Paryżu spełnia się w zawodzie: w kwiaciarni układa bukiety, ma do tego rękę. I żyje, jak lubi: zwiedza świat, prowadzi bogate życie towarzyskie, jest niezależna finansowo. Nawet kiedy okaże się, że związek z ojcem Julki jest kompletnym nieporozumieniem, a córka rodzi się z wadą serca (przechodzi szereg operacji, ostatnią kilka miesięcy temu), potrafi temu sprostać i czerpać z życia garściami. Gdy pytam o ojca Zosi, twarz Agnieszki nieruchomieje. Upłynie dłuższa chwila, zanim powie, że ten człowiek z pełną świadomością zaraził ją wirusem HIV.

– Leczył się 12 lat, sąd w czasie jego procesu odtajnił dokumentację medyczną. Teraz ojciec Zosi odsiaduje wyrok za celowe zarażenie mnie wirusem HIV. Do tego ten drań próbował molestować moje córki, za to też odsiaduje wyrok. To wtedy zaczęły się moje problemy z prawem, runęłam w przestępstwa z dnia na dzień.

W więzieniu Agnieszka zdjęcia córek chowa między kartki książki. I pilnuje się z każdą emocją. Mówi: „Kobiety w zamknięciu są dla siebie wrogami. Wykorzystają każdą twoją słabość”. Zakład zamknięty nauczy ją nieufności, a oduczy dotyku. Zdziczeje. Dziś ma problem z przytulaniem córek.

Ważny dla Agnieszki był ojciec. Przychodził na każde widzenie. Agnieszka powie: „To był nasz najlepszy czas”. Dużo i szczerze rozmawiali, będąc wyłącznie dla siebie. W połowie 2018 r. ojciec Agnieszki rozchoruje się – w trzy tygodnie od postawionej diagnozy pokona go rak. Na jego pogrzeb Agnieszka mogłaby pojechać skuta. Rezygnuje, nie chce robić – jak mówi – spektaklu. Nikt w rodzinie nie wie, że odsiaduje wyrok. Cały pogrzeb ojca przepłacze w celi.

– Od roku jestem na warunkowym. „Czysta” będę dopiero w roku 2020. To oznacza jeszcze przez kolejnych 12 miesięcy permanentną kontrolę: raz w tygodniu mam się stawić u kuratora, a wcześniej w każdej chwili ktoś może mnie sprawdzić w domu. Nadal mieszkam z mamą. Dlaczego? Bo nie mam pewności, czy ponownie mnie nie zamkną. Wyprowadzę się na swoje, gdy będę pewna, że córki są bezpieczne i nagle nie zostaną pozbawione mamy. Nadrabiam z dziećmi stracony czas. Bywa trudno – z mamą rywalizuję o palmę pierwszeństwa. Zosia chce być lojalna, gdy mówi: „Babciu, kocham cię”, natychmiast dodaje: „Mamo, ciebie też kocham”.

– Jaką jestem mamą? Wyluzowaną, choć brak mi cierpliwości. Moje dzieci wykorzystują fakt, że nie było mnie cztery lata. Pytają zgryźliwie: „A gdzie są te wszystkie zaległe prezenty?”. W więzieniu żyje się łatwiej. Tylko trzeba nauczyć się przetrwać wśród stu kobiet. Wolność jest bardziej wymagająca: gdy po kilku latach wychodzisz z zakładu karnego, czujesz się zagubiona. Świat się zmienił, człowiek nie ma pieniędzy, nie wie, co robić... Ma zacząć kraść ponownie, by móc coś załatwić? Dzieci też są inne – nie tak miłe jak kiedyś – śmieje się. – W nowej pracy też nie mogę opowiadać o swojej przeszłości. Komu i po co? Ponownie wchodzę w jakąś rolę, tak jak wtedy, gdy przed całym światem udawałam, że mieszkam we Francji.

Pytam Agnieszkę, jak siebie widzi za 20 lat. Najpierw mówi: „Blisko córek. Mogą na mnie liczyć”. Potem dodaje, że marzy o chatce pod lasem. Na końcu, że najbardziej pragnie normalności.

– Polskie prawo inaczej powinno karać osoby, które są rodzicami. Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów, ale jest tyle innych sposobów na karanie. Bo polskie więzienie nie resocjalizuje, polskie więźnie niszczy, także Bogu ducha winne dzieci – mówi.

Drugi dzień wolności

Zapewnia: „Wrócę za dwa lata”. Dla dziecka czas jest jednak rzeczą niepojętą. Przed jej wyjściem 11-letnia Karolina jeszcze ją prosi: „Mamo, zostań”.

Nie zostanie. Jest rok 2016, na policję Karina zgłosi się sama. Ma dość ukrywania się i listów gończych. Chce zamknąć poprzedni rozdział życia. Do więzienia po raz pierwszy trafi jako 21-latka, wróci tam po 13 latach z tego samego artykułu 278. (przestępstwa przeciwko mieniu).

Zostaje skazana na trzy lata, po dwóch wyjdzie na warunkowym, od blisko roku jest na wolności. W maju siedzimy w kuchni jej wynajętego mieszkania. Karina mówi szybko, pali cygaretki.

– W więzieniu imponowały mi matki, które o dzieciach nie rozmawiają, bo jest to dla nich zbyt duże cierpienie. Drażniły mnie matki, które wydzwaniały do dzieci, obciążając je więziennymi problemami. Uważam, że to bezduszność i czysta głupota.

Kobiety w zamknięciu są nie do zniesienie, kłócą się o każdą bzdurę – otwarte lub zamknięte okno, włączony lub wyłączony telewizor, pusty lub pełny czajnik. Każdy z 730 dni tam spędzonych był piekielnie trudny. Ale najtrudniejsze jest to, by nie poddać się panującej tam pustce – beznadziei, frustracji i cynizmowi.

Karolina w więzieniu odwiedziła mamę dwukrotnie. Karina w akcji „Poczytaj mi” nagrała córce wymyśloną przez siebie bajkę o królewnie. Córka jej powie, że płyty nie przesłuchała. W ten sposób ukarała ją za nieobecność. Jednocześnie dużo rozmawiały przez telefon. Karina wierzyła, że jak wyjdzie z więzienia, wszystko się ułoży.

W pierwszy dzień wolności pada deszcz. Przemoknięta Karina wchodzi do mieszkania, córka już na nią czeka. Przytulą się, rozpłaczą. Potem zamówią pizzę.

Drugi dzień: Karina matce okazuje wyłącznie chłód.

Dzień trzeci, czwarty, dwudziesty: szukanie pracy, załatwianie spraw sądowych, kupowanie telefonu, rejestracja karty, zakładanie skrzynki mejlowej...

Miesiąc drugi, trzeci: Karina wynajmuje mieszkanie, a Karolina postanawia zostać z babcią, która się nią opiekowała pod nieobecność matki.

Miesiąc piąty: Karolina ucieka od babci do mamy.

Miesiąc siódmy: Karolina ucieka od mamy w Polskę.

Miesiąc ósmy: Karolina sama zgłasza się do domu dziecka. Chce mieszkać pośród obcych, z dala od rodziny.

Karina: – Wtedy straciłam sens życia, na taki obrót sprawy nie byłam gotowa. Okazało się, że w ogóle nie znam swojej córki, idealizowałam nasz kontakt. Na Karolinie odbiło się i moje życie przestępcze, i niedojrzałość do macierzyństwa. O odpowiedzialności nie wiedziałam nic, choć potrafiłam zaspokoić Karoliny potrzeby materialne; w ten sposób zabijałam własne wyrzuty sumienia. Ale z tego zdałam sobie sprawę dzięki programowi „Kontakt” zorganizowanemu przez Probację, gdzie podnosiłam kompetencje wychowawcze.

– W więzieniu zmarnowałam dwa lata córki. Ale nie swoje, wykonałam tam ogromną pracę. Nie jest łatwo spojrzeć w swoje ciemne wnętrze, zobaczyć, ilu ludzi się zawiodło, a najbardziej ukochane dziecko. Musiałam się z tym skonfrontować, by wiedzieć, kim jestem i co zmieniać. Z córką minęłyśmy się w czasie: gdy ona mnie potrzebowała, ja nie byłam na to gotowa. A teraz, kiedy ja jestem gotowa, ona mnie nie potrzebuje.

– Co bym chciała? By Karolina zawsze wiedziała, że można na mnie liczyć. I że czekam na nią. Ale jak z nami będzie?... Nie wiem, naprawdę nie wiem. ©

Imiona bohaterek zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2019