Na marginesie, hermeneutycznie

Dyskusja o poezji najnowszej doczekała się dwóch manifestów: Igora Stokfiszewskiego i Marii Cyranowicz. Chciałbym zrozumieć, "co i "jak obwieszają krytycy.

11.05.2007

Czyta się kilka minut

Zacząć wypada od określenia pytania, jakie postawił Stokfiszewski. Nie jest to pytanie o kształt poezji, jej temat; nie wydaje się także najistotniejsza batalia o hierarchię, prywatny czy powszechny kanon. "Mocną racją" perswazyjnych mocy Stokfiszewskiego staje się proklamowanie "ponownej lektury", "rezygnującej z języków metafizycznych, egzystencjalnych czy metapoetyckich". Wynika ona z przekonania, że krytycy okazali się nieprzygotowani do swej społecznej roli, do wystąpienia przeciw kulturze ufundowanej na projekcie liberalnym. Także Cyranowicz domaga się lektury uwzględniającej nowe formy komunikacji. Tę perspektywę uznaję za najcenniejszą. Nie interesuje mnie negocjowanie prywatnych obrazów najnowszej poezji (o co zabiegają Karol Maliszewski, Grzegorz Kociuba i Tomasz Bielec) - chcę porozmawiać, jak ją czytamy.

To już było

O jaki model lektury walczy Stokfiszewski, o jaki Cyranowicz? Nie są to propozycje rewolucyjne...

Bliżej mi do Śliwińskiego, który mówił - choćby nawet ironicznie - o "przaśnym socjologizmie" Stokfiszewskiego jako o dawno nie próbowanym "uchwycie na wiersz", niż do kalumnii rzucanych spod pióra Maliszewskiego pod nogi autora "Poezji i demokracji". Nazwanie go "komisarzem ludowym" niczego nie załatwia. Spór o socjologizm ma długą tradycję. W połowie lat 40. Adam Ważyk zapytywał retorycznie Artura Sandauera: "A czy metoda socjologiczna jest łatwiejsza od formalistycznej spekulacji?". Stokfiszewski mógłby zapytać w nieco zmienionych słowach: "A czy metoda socjologiczna jest łatwiejsza od hermeneutycznej spekulacji?". I pytania tego nie da się zbyć, jest bowiem pytaniem prowokującym spór modeli lektury, niepoddających się takiemu czy innemu uzgodnieniu. Pomiędzy używaniem dzieła z pozycji zewnętrznych (krytyka transcendentna) a wysuwaniem domysłów co do jego tekstowych intencji (krytyka immanentna) nie może być zgody. Nie bagatelizowałbym głosu Stokfiszewskiego, bo prowokuje on do sporu zasadniczego. Można tylko, pamiętając o Ważyku, spytać, czy lekturze socjologicznej poezja jest do czegokolwiek potrzebna.

Propozycje Stokfiszewskiego i Cyranowicz warto czytać w kontekście sporów o poezję z lat 70. Śliwiński przywołuje, rozważając wystąpienie autora "Poezji i demokracji", szkic Barańczaka "Zmieniony głos Settembriniego". Pokrewieństwo to jednak nie jest tak proste. "Poezja jest w tej chwili jedyną dziedziną sztuki wolną od presji zarówno światopoglądowych, jak i ekonomicznych, a zarazem należy do narracji szczególnie wyczulonych na niuanse życia indywidualnego oraz zbiorowego. Owo wyczulenie nie tylko kusi, by spojrzeć na język poetycki jako nośnik wiedzy o przemianach naszej demokracji, ale wręcz zobowiązuje »do konkretnych poszukiwań treści społecznej«" - tyle Stokfiszewski. Barańczak: "Chodzi chyba nie tylko o to, że poezja przejmuje dzisiaj niektóre tradycyjne zadania humanistyki naukowej - te zwłaszcza, które polegają na przekazywaniu pewnych treści społecznie ważnych. Rzecz raczej w tym, że we współczesnym świecie właśnie myśleniu poetyckiemu najczęściej zdarza się znaleźć na biegunie dokładnie przeciwnym wszelkim formom myślenia dogmatycznego. Poezja bywa coraz częściej (...) rodzajem społecznej kontroli tego wszystkiego, co staje się praktycznym rezultatem wprowadzania w życie ideologicznego dogmatu. Gdy ten ostatni operuje zawsze masową skalą oceny zjawisk - poezja, wierna jednostkowemu punktowi widzenia, ukazuje realne konsekwencje, jakie wierność dla dogmatu ma dla życia jednostki". Lektura Stokfiszewskiego - świadomie, chcę wierzyć - ulega "pokusie" (czytania poezji przez pryzmat określonego ideologicznego dogmatu), poddaje się "zobowiązaniu" (dostrzegania treści społecznych w poezji). I tym się różni od lektury Barańczaka, że zgadza się na konsekwencje owej zdogmatyzowanej lektury.

W pierwszej połowie lat 70. dyskusję z etycznym lingwizmem Barańczaka (i Krynickiego) podjęli członkowie katowickiej grupy Kontekst. Programowe wystąpienie Włodzimierza Paźniewskiego i Stanisława Piskora "O poezję naszego czasu", a także późniejsza ich książka "Spór o poezję" (wydana wspólnie z Tadeuszem Sławkiem i Andrzejem Szubą), do złudzenia przypomina tekst Cyranowicz. Miejsc wspólnych jest wiele: obwieszczanie kresu epoki Gutenberga, pojmowanie wiersza nie tylko jako układu słów, ale także jako układu przestrzennego, oddawanie inicjatywy wyobraźni odbiorcy etc. Cyranowicz - pisząc, że dzięki stwarzaniu nowych możliwości "poezja może, mimo sceptycyzmu Śliwińskiego, stać się »źródłem diagnoz i impulsów społecznych«" - wydaje się bliska stwierdzeniom Paźniewskiego i Piskora: "założenia artystyczne mają na celu czynne przekształcenie mentalności i wrażliwości poszczególnych widzów, słuchaczy i czytelników", stwierdzeniom powołującym program tzw. poezji otwartej. Czynię tę analogię nie po to, by stwierdzić, że Cyranowicz powtarza to, co już było, ale by uwypuklić istotę kiedyś już zainicjowanego (i tak naprawdę w latach 70. nieodbytego - objęcie Barańczaka zapisem cenzorskim odegrało tu rolę niebagatelną) sporu o poezję naszego czasu.

Kultura ruchomych marginesów

Warto podjąć dyskusję nie z modelem lektury socjologicznej, nie z podjęciem "zobowiązania", by dostrzegać treści społeczne w poezji, także nie ze zwrotem ku nowym formom komunikacji - warto dyskutować z konsekwencjami manifestów odnowionej lektury.

Stokfiszewski ubolewa nad "marginalnym miejscem poezji w refleksji społecznej", Cyranowicz wtóruje mu, zauważając, że "nowe języki (...) są wykluczane z publicznej debaty". Pożądana sytuacja byłaby więc taka, że owe języki opuszczą marginesy i zaczną stanowić o kształcie centrum. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o władzę! Czy jednak język poetycki - wedle Cyranowicz - "wchodząc w konflikt z dominującym językiem władzy" może uniknąć zagrożeń języka centralnego? Inaczej - czy lektura z pozycji centrum, z pozycji walki o władzę, używania języka poezji do generowania konfliktu z językiem władzy jest jeszcze lekturą poezji? Wreszcie - czy poezję da się czytać w centrum? Wypada zapytać, jak czytają Stokfiszewski i Cyranowicz?

Ich lektura jest lekturą na kształt dwóch zasadniczych figur obecności (złej obecności, dodać wypada). Pierwszym gestem staje się nadanie statusu bycia źle widzianym niektórym poetom (Stokfiszewski w "Wyborczej" potraktował tak poezję Sosnowskiego, nazywając ją "estetyczną wydmuszką"). Po drugie, manifesty obojga krytyków kreują nadobecność niektórych poetów i zjawisk (Cyranowicz umieszcza w centrum obrazu najnowszej poezji hiperpoemat Pawła Kozioła "Low Fidelity"). Analizując, jak krytycy obwieszczają potrzebę "ponownej lektury", odwołuję się do szkicu Przemysława Czaplińskiego "Cóż po poecie w czas medialny". Z jednej strony stwarza on narzędzia analizy dyskursu krytycznoliterackiego, który znalazł się w centrum, ale także da się przeczytać jako proklamowanie kultury ruchomych marginesów, czyli świadomości, która nie zapomina o środku i obrzeżach, o niebezpieczeństwach dyskursu centralnego (mediów, władzy) i podsycaniu ruchu na marginesach.

Raz jeszcze zatem - o co warto się spierać? O to, czy ubolewać z powodu "marginalnego miejsca poezji w refleksji społecznej"! Tylko w tych pozycjach język poetycki może zachować lekturową ważność. Umieszczony w centrum jest w stanie jedynie być - ponownie garść cytatów - "zapisem tendencji ze sfery publicznej", "nośnikiem wiedzy o przemianach naszej demokracji". A to nie jedyne, co potrafi.

Hermeneutyka, ale jaka?

Na łamach "Wyborczej" Stokfiszewski za powód "marginalnego miejsca poezji w refleksji społecznej" uznał "niedowład krytycznego głosu", a winą obarczył "klasyczną hermeneutykę, która wciąż postrzega poezję jako głos egzystencji, postawy humanistycznej lub metafizyki". W "Tygodniku" proklamował lekturę ponowną, "rezygnującą z języków metafizycznych, egzystencjalnych czy metapoetyckich". Konsekwencje są znane. O nie warto się spierać. Bo czyż nie jest tak, że pozbawienie lektury krytycznoliterackiej owych trzech horyzontów jest gestem redukcji nie do końca fortunnej?

Zgadzam się, trudno dzisiaj bronić jedynej prawdy poezji "jako głosu egzystencji, postawy humanistycznej lub metafizyki". Wykroczenie poza te języki jest jednak pustym gestem. Dlatego wybieram może nie "klasyczną" hermeneutykę, ale hermeneutykę jako lekturę słabą. Za Giannim Vatimo rzec by można, że to hermeneutyka zdająca sobie sprawę, iż wykroczenie poza języki nowoczesności (metafizyczne, egzystencjalne) i ich przezwyciężenie jest niemożliwe. Co pozostaje? Języki te - w akcie krytycznoliterackiej lektury - zaakceptować, poddawać przemyśleniu. Tylko w ten sposób wydaje się możliwe podtrzymanie otwartości lektury, tylko w ten sposób można powtarzać za Jerzym Kwiatkowskim "przepraszam, że lubię poezję" i ją czytać. I chciałoby się zawołać za nim: "Ale pozwólcie innym - lubić poezję, mieć szeroką wrażliwość estetyczną, wiersz traktować jako wiersz, nie jako wyznanie wiary, i pisać dobrze o biegunowo różnych poezjach - jeśli im się tylko podobają".

Praktyczne pożytki? Takie, że w rozmowie o poezji nie wolno zawężać pola zainteresowania na sposób zideologizowany: generacyjnie (Stokfiszewski), kolektywnie (Cyranowicz). W budowaniu takiego obrazu mogą obok siebie znaleźć się twórczość Starych Mistrzów i wizualne teksty Cyranowicz; etyczny konceptualizm Krynickiego i utajony lingwizm Sosnowskiego; poezja religijna Leszka Aleksandra Moczulskiego i buddyjska wrażliwość Ewy Sonnenberg.

Zapewnie można by sporządzić dłuższy katalog pożytków, ale o tym wie każdy, kto lubi poezję.

---ramka 491085|strona|1---

Tomasz Cieślak-Sokołowski jest krytykiem literackim, z-cą redaktora naczelnego sieciowego czasopisma "Dynamis" ( ), autorem książki "»Mój wszechświat uczyniony« O poezji Janusza Szubera" (Kraków 2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007