Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bogowie nie przychodzili lub samowolnie opuszczali obrady, spożywali dary boże nieestetycznie (i wbrew regułom), spali przy stole lub głośno wypuszczali odgłosy z ciała. Losy świata wymykały się z ich rąk". Tak rozpoczyna się "Ofiara", zamykająca główny cykl utworów tworzących tę książkę. Nie ma wątpliwości - nie mamy do czynienia ze szkolnym wykładem mitologii.
Co jednak w takim razie z tytułem cyklu - i być może alternatywnym tytułem całości? Brzmi on "Bogowie z zeszytów szkolnych" i stanowi aluzję do napisanej w 1919 roku ballady Rudyarda Kiplinga. Angielski poeta przeciwstawia w niej zdrowy rozsądek tradycji wyrażony w sentencjach i maksymach modnym ideologiom - ale co robić, skoro kryzys objął także i Olimp? Czy ocalić nas może tylko ofiara Dionizosa?
"Król mrówek", ostatnia, powstająca przez blisko 20 lat i niedokończona książka Zbigniewa Herberta, zrekonstruowana po śmierci autora przez Ryszarda Krynickiego (który zresztą sam określa to przedsięwzięcie jako próbę, opisując mozolną pracę nad trudno czytelnymi rękopisami), kryje więcej takich pytań i paradoksów. Weźmy utwór tytułowy: historia Myrmidonów, ludu, którym Zeus obdarzył swego syna Ajakosa, władcę Eginy, to przecież w wersji Herberta przewrotna wersja opowieści o grzechu pierworodnym. Zacni, choć prymitywni i pozbawieni wyobraźni Myrmidoni są szczęśliwi, trwając w swej "żenującej apatii", zamkniętym kole bytu, a źródłem nieszczęścia staje się ich łagodny król, który za wszelką cenę pragnie pchnąć poddanych - oczywiście dla ich dobra - na drogę linearnego postępu. Misja "Transportowców idei", których sprowadza Ajakos, budzi oczywiście grozę i jednoznacznie się kojarzy, ale i wizja pierwotnej Arkadii wydaje się cokolwiek podejrzana...
"Król mrówek" to wędrówka po obrzeżach greckiej (i po trosze rzymskiej) mitologii, w której spotykamy raczej postaci z drugiego i trzeciego planu, a znane wątki poddane zostają reinterpretacji. Ironia sąsiaduje w tych miniaturach z czystym tonem rozpaczy, jak w "Hekabe"; żart, zwykle zresztą dosyć gorzki - z liryzmem wysokiej próby, jak w niezwykłym, niedokończonym "Orszaku Posejdona". Herbert wpisuje się tą książką (jak i wieloma innymi swoimi utworami) w wielki nurt, stale obecny w europejskiej literaturze. Jak jednak przenikliwie zauważa historyk Marek Węcowski w recenzji publikowanej w internetowym piśmie "Latarnik", Herbert inaczej niż wielu jego poprzedników "podchodzi do antycznej tradycji nie z zewnątrz, ale od wewnątrz" i "staje się niejako kolegą po fachu pisarzy antycznych". Przypomina greckich poetów epoki hellenistycznej, którzy dokonują reinterpretacji mitów, a przy tym interesują się "wersjami mitów lokalnymi i egzotycznymi, bawią ich formą oraz napięciami powstającymi pomiędzy sprzecznymi wzajemnie wersjami". Polski poeta jest bowiem na tyle bliski greckiej tradycji, że - pisze dalej Węcowski - "może bawić się jej konwencją, a zabawa ta często idzie w parze z walką o utrzymanie ironicznego i autoironicznego dystansu do świata, który sam powołuje do życia, jak i do świata po prostu".
"Poetą współczucia" nazwał kiedyś Herberta Jerzy Kwiatkowski. "Król mrówek" potwierdza tylko trafność tego określenia. Opowiadając na nowo greckie mity, Herbert staje po stronie przegranych. Zawiedziona miłość, niezawinione cierpienie, bezsilny bunt bywa jakże często ich udziałem; ironia narracji prawem paradoksu pozwala tym mocniej wydobyć tragizm ich losu. (Wydawnictwo a5, Kraków 2008, ss. 156. Przypisy i posłowie: Ryszard Krynicki. Wyjątkowo piękny tom zawiera także - jako przerywniki - reprodukcje rysunków Herberta z jego greckich szkicowników. Na okładce - czarnofigurowa czara Eksekiasa przedstawiająca Dionizosa na morzu. Wydanie pierwsze ukazało się w 2001 r.; teraz dodano opublikowane po raz pierwszy dwa bruliony tekstu "Giganci".)