Metoda Bożego Szaleńca

Miejsce w leksykonach muzycznych nie jest celem Marcela Péresa. Jest nim raczej miejsce w leksykonach kościelnych.

28.07.2009

Czyta się kilka minut

Gdy po raz pierwszy usłyszałem chorał w interpretacji Marcela Pér?sa, było dla mnie jasne, że Francuz ma już zapewnione miejsce w encyklopediach muzycznych. Wiele lat później poznałem jego credo, zgodnie z którym sam artyzm jest tylko środkiem do celu, a także powody zakwestionowania stylu śpiewu chorału (nie tylko gregoriańskiego), uważanego powszechnie za jedyny poprawny. Od razu natomiast czytelne były metody dochodzenia do jak najbliższej rdzennemu autentyzmowi interpretacji: nowe odczytanie źródeł (także tych zapoznanych) i umotywowane sięganie do żywych dawnych tradycji wokalnych basenu Morza Śródziemnego - przede wszystkim bizantyjskich, następnie korsykańskich, a później też i sufickich z Maroka. "W refleksji o interpretacji muzyki zwanej dawną nie można ignorować zjawiska długiego trwania" - podkreśla Pér?s w książce "Les voix du plain-chant".

Zerwana ciągłość

Stworzony przed ćwierćwieczem i od tego czasu prowadzony przez Marcela Pér?sa wokalny zespół Organum pokazał więc sposób śpiewu chorałowego, jaki zapomniany został przez wszystkie wykonujące "gregoriankę" chóry, od kiedy w użycie weszło XIX-wieczne opracowanie tego repertuaru, dokonane przez benedyktynów z Solesmes. Bezpłciowy czy też "anielski" styl solesmiański - monodyczny śpiew stłumionym głosem, narastający i zamierający (jakby zawieszony w niebycie), pozbawiony ozdobników, celowo monotonny - choć wypracowany na podstawie badań filologicznych (jak to w XIX w.) i dostosowany do ówczesnych potrzeb Kościoła, wprowadził przepaść między tradycją katolicką (w której został uznany za klasyczny, właściwy i autentyczny) a tradycjami całej reszty chrześcijaństwa, a nawet szerzej - wszystkich religii Księgi. Przepaść, której w oryginalnym, późnoantycznym, a następnie średniowiecznym śpiewie - czyli de facto w estetycznej formie liturgii, sposobie komunikowania się wiernych ze sferą boską - być nie mogło. I rzecz jasna - nie było.

Śpiew rzymski wyrastał (nie miał innego wyjścia) z tradycji śródziemnomorskich: sięgających śpiewu żydowskiego, rozwijanych przez Greków, później natomiast przejętych także przez muzułmanów, którzy swoich melizmatów uczyli się od podbitych i zasymilowanych ekschrześcijan. Pér?s postawił więc sobie niezwykłe zadanie - przypomnienie katolikom ich własnej tradycji, czyli powiązanie dnia dzisiejszego z wokalną tradycją Kościoła, tradycją liturgiczną, z powodów historycznych odrzuconą i zapomnianą. "Dzisiejsi katolicy mogą się wiele nauczyć z dawnych praktyk. W tym celu należy je poznać, a aby je poznać, trzeba je także praktykować".

Nie można odtworzyć zerwanej ciągłości, ale można spojrzeć wstecz i na tym spojrzeniu oprzeć lekcję, która pozwoli zrozumieć rolę katolickiej liturgii w zmieniającym się, wielokulturowym świecie - którym zresztą stała się obecnie sama Europa. Czy jest to potrzebne, powiedzą wszyscy, którym leżą na sercu problemy procesu ekumenicznego. Miejsce w leksykonach muzycznych nie jest więc celem Pér?sa. Jest nim raczej, że się tak wyrażę, miejsce w leksykonach kościelnych. Szaleństwo? Z pewnością. Dogłębny upadek w Kościele samego poczucia estetyki, świadomości, że forma przekazuje komunikat równie znaczący jak treść (a często nawet bardziej), poświadcza to codziennie, i nie tylko w Polsce. Nie mogąc liczyć na zaangażowanie hierarchii, Pér?s podjął pracę poza Kościołem. W sukurs przyszło współczesne otwarcie się szeroko rozumianego Zachodu na dawne, a nawet obce kultury.

Wędrujące centrum

Marcel Pér?s jest więc dziś instytucją. Urodzony w algierskim Oranie, w rodzinie pochodzenia hiszpańskiego, dzieciństwo spędził w Nicei, gdzie w wieku 14 lat zaangażowany został jako organista do parafii anglikańskiej, a następnie wysłany do Anglii na naukę. Doświadczenie tradycyjnej liturgii wielkich katedr angielskich - sięgającej przecież czasu sprzed reform Soboru Trydenckiego - było jednym z przełomowych wydarzeń jego życia. "W Anglii nauczyłem się miłości do psalmodii - stwierdził w wywiadzie dla francuskiego "La Nef". - Anglikanie nadal praktykują psalmodię jako szczyt modlitwy liturgicznej, traktując ją z najwyższą atencją". Następnie po latach studiów w innych miejscach i częstych wizytach w rodzinnym Oranie, gdzie w środowisku tamtejszego biskupa uczył się islamu tudzież żywego podtrzymywania wiary we wrogim środowisku, w wieku 26 lat założył Ensemble Organum.

Pierwszą siedzibą zespołu było romańskie opactwo Sénanque i badawczy ośrodek CERIMM (Centre Européen pour la Recherche sur l’Interprétation des Musiques Médiévales); w tej chwili Organum rezyduje przy równie historycznym opactwie w Moissac, gdzie prowadzi własny ośrodek CIRMA - Centre Itinérant de Recherche sur les Musiques Anciennes (powiedzmy: Wędrujące centrum badań nad odmianami muzyki dawnej). Ensemble Organum to najbardziej widoczna i z pewnością najszerzej znana "twarz" Marcela Pér?sa, artystyczne oblicze jego działalności, które dla wielu słuchaczy nie różni się od innych zespołów muzyki dawnej, rekonstruujących jej oryginalne brzmienie.

Organum od samego początku funkcjonuje na muzycznym rynku: koncertuje i nagrywa płyty (długo dla Harmonia Mundi, ostatnio dla Zig-Zag Territoires), dostaje nagrody - wszystko, co robią i inne zespoły. Fakt, że prędko zaczyna śpiewać w nim kierownik Greckiego Chóru Bizantyjskiego i protopsaltis kościoła Hagia Irene w Atenach, Lycourgos Angelopoulos, świadczy o ambicjach i kierunku poszukiwań Pér?sa muzykologa. Na kolejnej płycie pojawi się libańska zakonnica Marie Keyrouz, następnie dojdą śpiewacy korsykańscy, ze swoją świetnie zakonserwowaną tradycją emisji i polifonii. Z roku na rok rozszerza się repertuar: po najwcześniejszej polifonii akwitańskiej przyjdzie chorał starorzymski (vieux-romain, sprzed repertuaru gregoriańskiego), chorał ambrozjański, chorał mozarabski, utwory polifonii średniowiecznej - z rewelacyjną, wstrząsającą interpretacją Mszy Notre Dame Guillaume’a de Machaut - i renesansowej, aż po XVIII-wieczną monodię z katedr francuskich i polifonię z Korsyki. Płyty sprzedają się na świecie, na przełomie lat 80. i 90. trafiają do Polski, gdzie z wypiekami na nastoletnich twarzach odkrywamy w nich świat brzmieniowy, jakiego nawet nie śmieliśmy podejrzewać.

Potęga wizji jest ogromna: zamiast nieobecnego, uładzonego, gładkiego śpiewu, który wówczas już identyfikujemy z estetyką Solesmes, uderza śpiew mocny, silny, ciężki, a także emocjonalny, brzmiący archaicznie i może orientalnie nie tyle przez pełnię charakterystycznej emisji, ile przez mnogość różnobarwnych melizmatów, sprawnie ślizgających się po mikrotonach. Bywa on jednogłosowy, bywa i polifoniczny, gdy ornamentowana melodia rozwija się na tle leżącego głosu burdonowego. Śpiew, który daje się połączyć z niesamowitością romańskich portali i kapiteli, ze śmiałością i doskonałością architektów gotyckich katedr, z fantazją gotyku płomienistego. Porównanie nie do zastosowania przy miłych i nieśmiałych głosach szkoły Solesmes. Koledze śni się nienagrana wówczas jeszcze Msza Notre Dame.

Dla Péresa jednak, o czym jeszcze nie wiemy, Ensemble Organum to nie cel sam w sobie, lecz narzędzie - laboratorium, w którym dociekania muzykologiczne może przełożyć na formę artystyczną, sprawdzając ich prawidłowość, weryfikując wartość. Może też rozsiewać swoje idee w formie praktycznej, znajdując grunt poza klerem, zarażając słuchaczy miłością do pierwotnej estetyki śpiewu.

W tej chwili Ensemble Organum to jedna z działalności CIRMA. Ośrodek organizuje przede wszystkim warsztaty śpiewu - na miejscu i wyjazdowe (w tej chwili we Wrocławiu i w Jarosławiu, z Mszą Machauta), opracowuje też i publikuje edycje źródeł (w zapisie neumatycznym jako najbardziej prawidłowym dla muzyki średniowiecza), organizuje koncerty. Ćwierć wieku konsekwentnej pracy zaczyna przynosić efekty: do Pér?sa z prośbą o konsultacje zaczynają zgłaszać się śpiewacy z różnych ośrodków religijnych.

To jednak wciąż początek drogi. Pér?s ma świadomość ogromu koniecznego wysiłku, wie też, że działa jednostkowo, podczas gdy potrzebna byłaby praca masowa. Nie ma jednak wątpliwości co do słuszności obranego przez siebie kierunku. "Tylko praktyka religijna ma moc przemienienia muzealnej rekonstrukcji w żywą celebrację".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2009