Lubię się chwalić

Lubisz się chwalić? Tak. To pewnie jesteś samochwałą? Trzeba być skromnym, nie wywyższać się, a uniżać - czyli dopuszczać, by nas poniżano; trzeba być pokornym - czyli mieć o sobie jak najgorsze zdanie. Natomiast pokazywanie choćby najprawdziwszych swoich dobrych stron - nie, to nie uchodzi. Tymczasem prorok Baruch mówi do mieszkańców Jerozolimy, wcale niedoskonałych: "Bóg chce pokazać twoją wspaniałość wszystkiemu, co jest pod niebem". Wiemy również i o tym, że Bóg oczekuje nie tylko od Jerozolimy, ale od wszystkich będących z Nim w przymierzu, że będą głosić chwałę Boga, to znaczy opowiadać o Jego wierności, niczym nieuwarunkowanej dobroci i niemożliwej do zanegowania miłości.

01.12.2009

Czyta się kilka minut

W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg (przynajmniej tak to jest we francuskim tłumaczeniu Biblii Chouraquiego) na koniec każdego dnia, patrząc na to, co zrobił, wykrzykiwał: "Jakże to piękne!". Skoro Stwórca nie potrafi się powstrzymać od pochwalenia się przed sobą samym swoim szczęściem, to może nasze pokorne i pobożne utyskiwanie na naszą niedoskonałość jest niczym innym jak małodusznością? Albo jeszcze gorzej: skutecznym sposobem usprawiedliwiania lenistwa?

Co jednak jest ową wspaniałością Jerozolimy, z powodu której to miasto stanie się najistotniejszym punktem odniesienia dla wszystkich myślących i poszukujących swego miejsca pod niebem? Tą wspaniałością według Barucha jest Bóg Izraela, który nie siedzi gdzieś w zaświatach, w bezpiecznym niebie, gdzie nie docierają żadne ziemskie głosy i odgłosy - lecz Bóg prowadzący swój naród z sobie właściwą sprawiedliwością i miłosierdziem. Jest tym, który nie zważa na to, co z Nim wyprawiamy, nie zważa na żadne wyrządzane Mu krzywdy, pozostaje niezmienny w swym do nas nastawieniu. Co bowiem oznacza bycie miłosiernym, jeśli nie to, że mimo odrzucenia nadal kocha się tego, kto naszą miłością gardzi?

Tą wspaniałością Izrael podzielił się ze wszystkimi narodami, stąd jest ona i naszym, chrześcijan, Kościoła, skarbem. Jeśli więc dzisiaj staje przed nami Jan Chrzciciel, to pewnie po to, by przypomnieć chrześcijanom o zapomnianych skarbach. Zapomnianych często nie ze złej woli czy szczególnej przewrotności - ale z pobożności właśnie.

Jeśli na przykład przeraża nas kryzys dzisiejszego Kościoła i zaczynamy szukać przyczyn takiego stanu rzeczy, może jednak warto przypatrzeć się największemu z proroków, ale nie zatrzymywać się wyłącznie na jego ubraniu i diecie. W tym człowieku wciąż płonie ogień, zachwyt tym, co nadchodzi. Jan nie szuka bezpiecznego schronienia w przeszłości, nie osłania się wyidealizowaną opończą założycielskiego mitu, lecz żyje tym, co przynosi dzień dzisiejszy. Dlatego dzisiaj możemy powiedzieć, że to nowe go nie zawiodło. Przeciwnie, w tym, co nowe, odnalazł spełnienie starego i drzwi do przyszłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, publicysta, poeta. Autor wielu książek i publikacji, wierszy oraz tłumaczeń. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2009