Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy Lou Reeda należy komuś przedstawiać? To przecież żywa legenda muzyki rockowej. Człowiek, który wraz ze swoim zespołem The Velvet Underground w latach 60. zrewolucjonizował rock'n'rolla, udowadniając, że w muzycznym chaosie też tkwi piękno. Także Reed jako pierwszy odważył się śpiewać o mrocznych stronach życia, narkotykach, seksualnych dewiacjach i Nowym Jorku jako mieście, w którym sztuka i zbrodnia koegzystują na równych prawach. Po rozpadzie Velvet jego solowe płyty wyznaczyły drogę rozwoju dla twórców takich jak Michael Stripe z R.E.M. choćby.
„The Raven” najnowszy solowy krążek Reeda to kolejne dzieło niezwykłe, wymykające się jakimkolwiek klasyfikacjom. Album poświęcony jest Edgarowi Allanowi Poe - jedynemu prawdziwemu amerykańskiemu romantykowi. Inspirował on już wielu muzyków (by wymienić tylko Petera Hammila), Reed w przeciwieństwie do innych nie skupia się tylko na opowieściach poety, ale także na jego osobie. „The Raven” to historia życia geniusza, gdzie fragmenty poematów przeplatają się w tekstami Reeda, w których próbuje on rysować nie tylko tło historyczne i biografię, ale przede wszystkim klimat miasta, w jakim przyszło im obu tworzyć. Tak więc „The Raven” to z jednej strony opowieść o Poe, zdrugiej hymn ku czci Nowego Jorku oddany przez rdzennego nowojorczyka.
By w pełni ukazać specyfikę miasta, Reed do nagrania albumu zaprosił artystów stricte nowojorskich, lecz z różnych jego muzycznych biegunów. Znajdziemy tutaj niekwestionowanego króla free jazzu Ornette' a Colemana, grającego obok znakomitego trębacza żydowskiego Stevena Bernsteina i... Davida Bowie. Teksty zaś recytują charakterystyczni dla Miasta aktorzy, m.in. Wil-lem Dafoe i Steve Buscemi. „The Raven” to przykład zamkniętej muzycznej całości, której nie sposób rozbijać na poszczególne utwory. Każdy bowiem ma tutaj swoje miejsce, określone następującym po sobie ciągiem przyczynowo-skutkowym, co uniemożliwia dzielenie ich na lepsze i gorsze. „The Raven” należy po prostu wysłuchać w całości i dać się uwieść. Podobnie jak pisarstwu Edgara Poe czy Nowemu Jorkowi. Należy złapać rytm kroków przewodnika-Reeda, a wtedy nogi same poprowadzą nas do zakamarków, które najbardziej przypad-ną nam do gustu.
Robert Ziębiński