Litania nieporozumień

Omawiane tu sprawy dzielą nasze społeczeństwo i nasz Kościół. Podczas tegorocznego Adwentu przyglądam się im jeszcze raz – z nadzieją, że pozwoli to skierować dyskusję na właściwe tory. Dziś druga część cyklu „Rekolekcje polskie”.

29.11.2014

Czyta się kilka minut

Marsz Równości w Poznaniu, 23 listopada 2014 r. / Fot. Jakub Walczak / REPORTER
Marsz Równości w Poznaniu, 23 listopada 2014 r. / Fot. Jakub Walczak / REPORTER

Jeszcze kilka lat temu nikt w Polsce, prócz specjalistów, nie słyszał o gender. Dzisiaj podkłada się pod to słowo wszystkie plagi świata. Czynią tak nie tylko tropiciele demonów, nieuleczalni sekciarze, ale również szanowani myśliciele i szanowne instytucje.
Gender i genderyzm
Czym jest gender? Szansą czy zagrożeniem? „Tygodnik Powszechny” opublikował świetny artykuł o. Macieja Zięby, w którym autor odróżnia gender od genderyzmu („TP” nr 2/14). Gender jest szansą, natomiast genderyzm – ideologią. Gender każe pochylać się nad przemianami cywilizacyjnymi, które sprawiają, że zmienia się społecznie rola mężczyzny i kobiety. Natomiast genderyzm – ideologia, której fundamentem jest przekonanie, że gender jest ważniejszy niż płeć, prowadzi np. do postulatów: ograniczania władzy rodzicielskiej (wraz z wykluczeniem słów „matka” i „ojciec” i zastąpieniem ich słowami „rodzic I” i „rodzic II”), prowadzenia edukacji seksualnej już od przedszkola (także na temat masturbacji i związków homoseksualnych), jak najwcześniejszej edukacji na temat antykoncepcji itd.
Świetną wypowiedź na ten temat miał abp Stanisław Gądecki („TP” nr 12/14): „Gender to społecznie uwarunkowane kulturowe przeżywanie płci, która jest faktem. Inaczej przeżywano męskość czy kobiecość w XIII wieku, inaczej przeżywa się je w Afryce, inaczej w Polsce. Genderyzm natomiast to prawdziwa ideologia, która miesza porządek natury z porządkiem kultury. W praktyce macierzyństwo, rodzinę opartą na małżeństwie mężczyzny i kobiety, komplementarność mężczyzny i kobiety, małżeńską tożsamość osoby, męskość i heteroseksualność traktuje jak społeczne wytwory i stereotypy prowadzące do braku równouprawnienia i dyskryminacji, a zatem wymagające kulturowej dekonstrukcji”.
Średniowieczni mistrzowie mawiali: qui bene distinguit, bene docet – kto właściwie rozróżnia, ten dobrze uczy. Ta zasada jest ważna i trzeba o niej pamiętać w toku gorących dyskusji.
Polski Episkopat na niedzielę Świętej Rodziny 29 grudnia 2013 r. opublikował list, który w wielu środowiskach spotkał się z dezaprobatą, a nawet oburzeniem. Być może niektóre zawarte w nim sformułowania były kontrowersyjne, ale zdaje się, że oponenci nie zauważyli, iż w liście mowa jest nie o gender, ale o genderyzmie – o ideologii gender. Czytamy m.in.: „Genderyzm promuje zasady całkowicie sprzeczne z rzeczywistością i integralnym pojmowaniem natury ludzkiej. Twierdzi, że płeć biologiczna nie ma znaczenia społecznego i że liczy się przede wszystkim płeć kulturowa, którą człowiek może swobodnie modelować i definiować niezależnie od uwarunkowań biologicznych. Według tej ideologii człowiek może sam siebie w dobrowolny sposób określać: czy jest mężczyzną, czy kobietą, może też dowolnie wybierać własną orientację seksualną. To dobrowolne samookreślenie, które nie musi być czymś jednorazowym, ma prowadzić do tego, by społeczeństwo zaakceptowało prawo do zakładania nowego typu rodzin, np. zbudowanych na związkach o charakterze homoseksualnym”.
Podobnie jak z listem biskupów ma się sprawa ze słynną wypowiedzią abp. Henryka Hosera, w której stwierdza, że genderyzm – a nie gender, jest herezją: „W czasach apostolskich mnożyły się herezje teologiczne, zwłaszcza chrystologiczne. Dzisiaj mamy herezje antropologiczne. Ideologia gender jest herezją, bo nastąpiło zakwestionowanie różnicy płciowej i jej wrodzonej determinacji. (…) Zanegowanie różnicy płciowej jest zanegowaniem Bożego planu w stosunku do człowieka” („ND” z 7–8 grudnia 2013).
Równouprawnienie kobiet
Jest jednak w liście biskupów passus, który budzi zdziwienie, a nawet zaniepokojenie. To oskarżenie, że polskie władze „cichaczem” wprowadzają ideologię genderyzmu w struktury społeczne: „Tymczasem ideologia gender bez wiedzy społeczeństwa i zgody Polaków od wielu miesięcy wprowadzana jest w różne struktury życia społecznego: edukację, służbę zdrowia, działalność placówek kulturalno-oświatowych i organizacji pozarządowych. W przekazach części mediów jest ukazywana pozytywnie: jako przeciwdziałanie przemocy oraz dążenie do równouprawnienia”. To poważne zarzuty.
Myślę, że w wielu przypadkach takie stanowisko Episkopatu mogło stać się „podpałką” do histerycznych zachowań, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Wobec mnożących się nieporozumień, wobec alarmów, że ideologię gender wprowadza się cichaczem do przedszkoli, rządowy pełnomocnik ds. równouprawnienia min. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz skierowała do biskupów list, w którym wyjaśnia, że gender nie kwestionuje różnic biologicznych, a jedynie głosi znaną chrześcijanom prawdę, iż kobiety i mężczyźni mają prawo do równego traktowania w życiu społecznym, gospodarczym, politycznym i rodzinnym. „Nie istnieje dziś żaden program edukacji seksualnej w przedszkolu” – pisze dalej. Gender w przedszkolu sprowadza się do tego, że nie ma segregacji. Dziewczynki mogą się bawić zabawkami chłopców. Ale przecież nie jest to przerabianie chłopców na dziewczynki. Zwykłe równouprawnienie uznano za zgniliznę gorszą od nazizmu.
Badacze gender podkreślają, że ludzie dzielą się na biologiczne kobiety i biologicznych mężczyzn, ale każda kultura inaczej definiuje kobiecość i męskość. W rodzinie mamy różne sytuacje i różne wzory zachowania. W życiu rodzinnym rola kobiety i mężczyzny się zmienia. Badania gender sprawdzają, jak sobie ludzie z tym radzą i czy społeczeństwo (państwo) im pomaga. Gender umożliwia rozpoznanie kobiecości i męskości jako zjawisk różnych, ale komplementarnych. Umożliwia także rozpoznanie zagrożeń dla kobiet i mężczyzn.
Zarzut, że w gender zaciera się różnice płciowe, jest na pewnym odcinku prawdziwy i na pewnym nieprawdziwy. Na płaszczyźnie relacji intymnych tych różnic się nie zaciera, ale w życiu publicznym tak. W życiu publicznym liczą się: wykształcenie, kompetencje, wiek, a nie płeć.
Kryzys rodziny
Biskupi i katolickie media słusznie podnoszą alarm w sprawie rodziny. Jeszcze w 1990 r. kilka procent dzieci rodziło się w Polsce poza małżeństwem. Dzisiaj jedna czwarta, a w niektórych miastach połowa noworodków przychodzi na świat poza małżeństwem. Gwałtownie rośnie liczba rozwodów i lawinowo upowszechnia się zamieszkiwanie młodych bez ślubu – nawet cywilnego. To są problemy, a często dramaty. Ale zdaje się, że wroga widzimy w złym miejscu.
Za kryzys odpowiada nie ideologia, lecz zmieniająca się struktura społeczna i przemiany kulturowe. W ciągu ostatnich 50 lat przestały liczyć się autorytety rodziców, Kościoła i państwa. Swoboda seksualna stała się chlebem powszednim „wolnego” człowieka. Pigułka i prezerwatywa uwolniły ludzi od strachu przed ciążą, a internet skrócił czas oczekiwania na zaspokojenie. Kobiety okazały się bardziej wykształcone od mężczyzn (w Polsce kobiet z wyższym wykształceniem w wieku 25–34 lata jest o połowę więcej od mężczyzn), co również zmieniło relacje kobieta–mężczyzna, a kultura konsumpcyjna osłabiła chęć angażowania się w układy wymagające osobistego poświęcenia – takie jak rodzina, Kościół, służba państwowa. Trzeba dostrzegać to wszystko, a nie ograniczać się do wyklinania gender.
Szczęśliwie się składa, że papież Franciszek postawił przed Kościołem na najbliższy rok zadanie „pochylenia się” nad problemami małżeństwa i rodziny. Tu trzeba wielkiej, rzetelnej pracy, np. przepracowania sposobów przygotowania do małżeństwa narzeczonych. Dodam, że lat temu blisko 30, a byłem wtedy duszpasterzem akademickim we Wrocławiu, zainicjowałem wraz z moimi przyjaciółmi, małżeństwem Rosą i Lesławem Bielakami, inną formę przygotowania do małżeństwa, którą nazwaliśmy „Wieczory dla zakochanych”. Ta forma jest obecnie w wielu miejscach w Polsce z powodzeniem praktykowana.
Myślę, że to właściwy kierunek, ale dzisiaj wprowadziłbym pewną korektę: trochę więcej rzetelnej teologii ukazującej wielkość i piękno małżeństwa. Sakramentalna więź, wyrażana także seksualnie, prowadzi małżonków w głąb Bożego życia i jest zaproszeniem do niepowtarzalnej mistycznej przygody. Erotyka może być świecka – też piękna, ale może być też święta. Decyzja o zawarciu sakramentalnego związku małżeńskiego nie jest tylko decyzją o religijnym obrzędzie, ale decyzją o wejściu w misterium, którego człowiek całym sercem pragnie. Zdaje się, że ciągle nie odkryliśmy całej wielkości małżeństwa.
Chciałoby się, aby w tej pracy życzliwie współdziałały rząd i Episkopat, bez podejrzliwości o niecne zamiary.
Gender w przedszkolu
Straszenie ludzi demonami stało się chyba naszą narodową specjalnością. Trzeba tytułem przykładu zacytować choć niektóre wypowiedzi: „programy gender piszą pedofile” (ks. Dariusz Oko); „gender jest jednym z największych zagrożeń dla Kościoła XXI wieku” (Tomasz Terlikowski); „wprowadzać genderyzm do szkół to tak, jakby wprowadzać obowiązkowe lekcje pornografii” (ks. Oko); programem gender objęte są dzieci. Plan jest taki: „te dzieci, które zostają objęte programem gender, swoich dzieci mają już nie mieć. (...) Gender instytucjonalnie narzuca kazirodztwo i pedofilię. Kolejny etap to przyuczanie dzieci do masturbacji już od 4. roku życia, a następnie od roku 12. ma mieć miejsce regularne współżycie płciowe dzieci w szkole” (Piotr Jaroszyński); „Ideologia gender prowadzi do śmierci narodu. Nawet nazizm i komunizm nie zniszczyły tak narodu. To jest robota naprawdę arcyszatańska” (ks. Oko); Ojcowie, stańcie „razem w obronie rodziny przed współczesnym Herodem, który nosi imię genderyzm” (bp Kazimierz Ryczan).
Justyna Dąbrowska („TP” nr 3/14), i nie tylko ona, twierdzi, że czarne kolory, w których opisywany jest gender, to „nieporozumienie, świadczące o braku wiedzy”. Te dziwne propozycje, które trzeba starannie przesiewać przez sito rozsądku, napływają i będą napływać z różnych stron, także ze strony poważnych organizacji. Oto Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) stworzyła dla Europy program edukacji seksualnej i zaleciła wprowadzanie go w życie. Tymczasem wielu badaczy, w tym także min. Kozłowska-Rajewicz, zgłosiło do tego programu zasadnicze zastrzeżenia: standardy wychowania seksualnego zalecane przez WHO dla Europy są wątpliwe dlatego, że miesza się tutaj – taka jest opinia badaczy – przekazywanie informacji z przekazywaniem nastawień, wartości, czyli elementów wychowania seksualnego.
Inny kwiatek z tego samego ogródka: w jednym z okólników francuskiego Ministerstwa Edukacji (referuję za Chantal Delsol – „TP” nr 19/14) napisano, że należy skończyć z „komplementarnością płci”. A „komplementarność” to różnica i kwestionowanie tej różnicy jest „zniewagą dla ludzkiej różnorodności”, jak mówi Delsol. Nieprzemyślany eksperyment wprowadzono w szkole brytyjskiej. Ustawiono tam automaty z prezerwatywami, aby zmniejszyć liczbę ciąż nastolatek. Po takim zabiegu liczba ciąż wzrosła – obecność automatów z prezerwatywami potraktowano jako zachętę do wczesnej inicjacji.
Będą do nas napływać całymi strumieniami najdziwniejsze pomysły dotyczące sposobu wychowania dzieci i młodzieży oraz kształtu życia małżeńskiego i rodzinnego. Nie trzeba się temu dziwić – żyjemy przecież „na zakręcie”. Obowiązkiem naszym jest jednak nie tyle „tropić demony zła”, ile po pierwsze stworzyć coś w rodzaju „strefy ochronnej” dla małżeństwa i rodziny, a po wtóre tworzyć własne programy wychowania oraz własne, dobre programy przygotowania do małżeństwa i życia rodzinnego.
Jest jakiś „węzeł gordyjski” związany z problemem edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. Rodzice nie są na ogół w stanie sprostać zadaniu. Złożenie zadania w ręce szkoły wydaje się nieodpowiednie. Szkoła będzie prawdopodobnie uczyła bezpiecznego seksu, a nie wierności. Zresztą powierzenie tej ważnej, ale wrażliwej dziedziny nieznanym edukatorom wydaje się ryzykowne. Gdybym miał dzieci, nie pozwoliłbym, aby człowiek, do którego nie mam pełnego zaufania, „grzebał” w ich intymności. Więc co?
Wtajemniczenie w dorosłość
Od kilku lat noszę w sobie pewien pomysł, którego jak dotąd nie udało mi się zrealizować. Pewnie zrobiłbym to, gdybym kiedykolwiek był proboszczem. Powróciłbym do starożytnych i znanych pierwotnym plemionom obrzędów „wtajemniczania”. Praktyczną realizację tego wyobrażam sobie następująco: po ukończeniu 11., 12. roku życia (wiek do przedyskutowania) grupa dziewcząt i odrębnie grupa chłopców z klasy szkolnej lub z parafii (to jest znowu do przedyskutowania) wyjeżdża na, powiedzmy, dziesięciodniowy turnus, którego nie nazywałbym, broń Boże, rekolekcjami, ale np. obozem. Jeśli „turnus” jest organizowany przez parafię (stowarzyszenie religijne?), mógłby być także ksiądz, ale jego rolą byłaby opieka duchowa – msza, ewentualnie spowiedź – a nie prowadzenie „wtajemniczania”.
Organizatorzy starają się, aby klimat tego spotkania był radosny, ale i poważny. Na takim turnusie ojcowie „wtajemniczają” chłopców, a matki „wtajemniczają” dziewczęta. Oczywiście, program takiego „turnusu” powinien być dokładnie przemyślany. Do prowadzenia obozu trzeba wybrać kompetentnych rodziców. Rzecz w tym, że młodemu człowiekowi można i trzeba przedstawić wszystko, nawet najtrudniejsze i najbardziej wstydliwe sprawy, o ile dokona się tego w odpowiednim klimacie.
Młodego człowieka trzeba obdarzyć zaufaniem i w jakimś sensie uznać jego „dorosłość”. To się stokrotnie opłaci. Warto, aby młodzi otrzymali informację z dobrego źródła. Pierwsze źródło wiedzy jest ogromnie ważne, ono kształtuje człowieka. Oczywiście matki i ojcowie prowadzący taki turnus nie zawsze będą „pierwsi”, ale przekonany jestem, że podając informacje systematycznie, poważnie i dogłębnie – bez pomijania czegokolwiek, będą dla młodzieży pierwsi. Chciałbym usłyszeć opinie na ten temat rodziców i duszpasterzy.

OD REDAKCJI: trzecią część adwentowych „Rekolekcji polskich” o. Ludwika Wiśniewskiego opublikujemy za tydzień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dominikan, długoletni duszpasterz akademicki. W PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Laureat Medalu Świętego Jerzego. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokonywał wnikliwej diagnozy sytuacji w polskim Kościele, stawiając trudne pytania niektórym biskupom… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2014