Lepsza trzecia trzydziestka

Jacek Santorski, psycholog: W mózgu codziennie budzi się kilkadziesiąt tysięcy komórek, które pytają: „Czy masz dla nas robotę?”. Jeśli rozwiążę krzyżówkę albo nauczę się, jak obsługiwać tablet, te nowe komórki uczynią mózg nieśmiertelnym.

10.03.2015

Czyta się kilka minut

Aleksander Doba, 68-latek, który jako pierwszy w historii samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk / Fot. Tomasz Barański / REPORTER
Aleksander Doba, 68-latek, który jako pierwszy w historii samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk / Fot. Tomasz Barański / REPORTER

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: „Mam szalenie napięty kalendarz” – powiedział Pan, kiedy umawialiśmy się na rozmowę…

JACEK SANTORSKI: Mój system aktywności jest następujący. Przez dwa miesiące – zwykle włącznie z weekendami – tworzę i pracuję średnio po 10 godzin dziennie. Wtedy rzeczywiście trudno mi znaleźć wolną chwilę. Potem na 5–6 dni wyjeżdżam, by się odbudować. Choć i wtedy prowadzę aktywne życie – nazwijmy to – twórczo-sportowe.

Wychodzi do 70 godzin pracy tygodniowo! Jak to się robi w wieku 64 lat?

Zawsze mówię, że moje życie dzieli się na trzy „trzydziestki”. W ciągu pierwszej szalałem, w trakcie drugiej zap…łem. Na ostatnie 30 zaplanowałem życie oświecone.

Czyli?

Na pewno nie działka i hamak. Działkę, co prawda, mamy, nad morzem, ale nazywam ją „domem pracy twórczej”. Moje życie oświecone polega m.in. na tym, że nie robię rzeczy, które mnie zbyt dużo kosztują. Nie prowadzę całodniowych szkoleń, rzadko zdarza mi się też przeprowadzać indywidualne coachingi. Natomiast realizuję – z dużym powodzeniem i dobrze odbierane przez rynek – wykłady motywacyjne. No i prowadzę Akademię Psychologii Przywództwa, która okazała się w Polsce prototypem – jest pierwszą i jak dotąd jedyną u nas tego rodzaju akademią.

Codziennie rano joga i nordic walking. Dbam o dietę, żeby była zrównoważona, choć bez przesady. Dbam o czułość, miłość i radość.

A mówi coś Panu liczba 65? Albo 67?

Nic! W głowie mam inne liczby, np. 2015––2020. To lata obejmujące najnowszą strategię działania mojego zespołu. Mamy pięcioro wnucząt i wiem, że ich rozwój opiera się na tzw. akceleracji, tzn. nie ma stałego przyrostu, ale raczej rozwojowe „skoki”. Podobnie bywa z przemijaniem. Dlatego, choć zakładam plany na 90 albo 100 lat życia, biorę też pod uwagę czynnik ewentualnej sukcesji. Mówię współpracownikom, że jeśli oszaleję albo zakocham się w jakimś nowym projekcie – bo po co mówić o śmierci? – to będzie mniej więcej wiadomo, co po mnie przetrwa, a co nie.

Kiedy się umawialiśmy, zastrzegł Pan, że na temat lęku przed emeryturą niewiele wie. I że lepiej zna Pan świat ludzi chcących „umrzeć w pracy”. Co to za świat?

Świat „samorealizatorów”, ludzi z pasją, którzy nie dostosowują się do rzeczywistości, lecz ją kształtują. W tym świecie oczywiście zmieniają się proporcje wydatku energetycznego i regeneracji, ale nie ma mowy o emeryturze.

Ks. Andrzej Santorski, stryjeczny brat mojego taty, duchowny zajmujący się przez całe życie dogmatyką, na starość coraz mniej pracował. 8 godzin, 7, 5, 4 itd. Ale przez te 4 godziny był w fantastycznej formie! Korekty swoich podręczników, co było przekleństwem dla jego współpracowników, robił co pół roku. Ostatnią tydzień przed śmiercią. Jaka płynie z tego lekcja? Że zarządzać można nie tylko swoją firmą albo czasem – przemijaniem też!

Wie Pan, jaki procent Polek wierzy, że zachowa na emeryturze dotychczasowy styl życia?

Nie mam pojęcia.

Dwa procent.

To jednocześnie mało i dużo. Weźmy inną liczbę – 0,8 proc. Polaków uprawia jogę. Niby mniej niż jeden procent, a jednak to minikorekta, która – na zasadzie efektu motyla – może wywoływać makrozmiany.

Jak na razie, większości z nas towarzyszą lęki. Z kimś Pana zapoznam. Pani Elżbieta, 59 lat, kucharka pracująca w szkolnej stołówce. Szuka w internecie ogłoszeń „sprofilowanych pod człowieka zbędnego”. Pani Halina, woźna w przedszkolu. Emerytalne lęki: nuda i brak pieniędzy.

Te lęki, albo ich brak, zależą głównie od tego, do jakiego stopnia mamy w sobie poczucie sprawczości. Do klasyki psychologii należy teoria locus of control. To spektrum, w ramach którego żyją ludzie totalnie bezradni, a także ci z poczuciem – czasami niezdrowej – omnipotencji. Między tymi skrajnościami jest 90 proc. populacji: ludzie, którzy mają – silniejszą bądź słabszą – wiarę, że do pewnego stopnia są kowalami własnego losu.

Ludzie tacy jak pani Halina pewnie nigdy nie byli „samorealizatorami”. Może tak ich wychowano, może w takich żyli czasach. Pracowali, gdzie była praca, zwykle w jednym miejscu przez całe życie. Teraz boją się pustki. Co by im Pan powiedział?

Może pan się zdziwi, ale ja bym ich najpierw… przeprosił za „reformy Balcerowicza”. To, co stało się w Polsce po 1989 r., pewnie było nieuchronne, ale jednak olbrzymia grupa Polaków została opuszczona, pozostawiona z poczuciem krzywdy. To byli np. zwalniani ludzie, którzy dostali po kilkadziesiąt tysięcy złotych odpraw, ale nikt im nie podpowiedział, co z tymi pieniędzmi zrobić. Tysiące naszych rodaków żyje z ranami, za to bez poczucia sprawczości.

A przeprosiwszy, co by Pan im powiedział?

Opowiedziałbym o komórkach w mózgu. Jeszcze 10 lat temu myśleliśmy, że po 20. roku życia te komórki – w liczbie milionów – obumierają każdego dnia. A teraz wiemy również, że każdego dnia budzi się do życia kilkadziesiąt tysięcy nowych, które pytają nas: „Czy masz dla nas robotę?”. Jeśli umyję zęby lewą, a nie – jak zawsze – prawą ręką, rozwiążę krzyżówkę albo nauczę się od wnuczka, jak obsługiwać tablet, te nowe komórki będą odbudowywać mózg, czyniąc go nieśmiertelnym.

Opowiedziałbym też o naszej noblistce. Kto by o Szymborskiej pod koniec jej życia powiedział: „Pisarka na emeryturze”?

Artystka, osoba wybitna…

To ja panu powiem, że w gminie Żegocina seniorzy, zmobilizowani przez liderów odkrytych przez Fundację Ashoka, napisali książki kucharskie, wykorzystując swoje stare receptury. A młodzież te książki wydała, robiąc całkiem niezły szmal i uruchamiając fantastyczny projekt społeczny.

Mając przy sobie dwie osoby w podeszłym wieku – mamę i jej bratową – mam dostęp do rynku usług opiekuńczych, chłonnego ze względu na zmiany demograficzne. Spotykam przedsiębiorcze osoby, czasem w wieku lat 30, ale czasem też 60, które zastanawiają się, czy nie warto podjąć nauki niemieckiego, by pracować za granicą.

Bardzo lubię uczestniczyć w wykładach uniwersytetu trzeciego wieku albo bywać – zwykle jako autor książek – na spotkaniach w bibliotekach. Ostatnio w Sieradzu podszedł do mnie pan. Opalony, szczupły, sprawny. Interesuje się zarządzaniem, za jednym razem robi 20 kilometrów na rowerze. Zwykle w towarzystwie swoich równolatków wyglądam najlepiej, a ten pan – jak się okazało – jest ode mnie o 7 lat starszy! Podszedł, by mi opowiedzieć nie tylko o swoich sentymentach, ale też o planach.

A może o tym, czy na emeryturze będziemy czuli się potrzebni, decydujemy dużo wcześniej – w wieku 30, 40, 50 lat?

Jeden z najwybitniejszych teoretyków i badaczy zarządzania, Peter Drucker, zauważył, że wiele osób, które – w obszarze biznesu, sztuki, twórczości – pozostają aktywne w wieku 60 i więcej lat, zwykle w wieku lat około 45 przeszło zmianę. To „przełom drugiej kariery”.

Wzięli drugi oddech?

Sam coś podobnego przeżyłem. W drugiej połowie lat 90. odszedłem z zawodu psychoterapeuty, który uprawiałem ponad 25 lat. Kiedy moi koledzy i znajomi miewali mniej lub bardziej udane romanse wieku średniego, ja wszedłem w romans z nowym zastosowaniem moich zainteresowań, tworząc podwaliny pod polską psychologię biznesu.

„Zapytaj siebie, czy miejsce, w którym jesteś, to na pewno twoje miejsce”?

I czy nie odczuwasz jakiegoś przesytu, zmęczenia, choćby dlatego, że to, co robisz, zaczyna być zbyt proste i powtarzalne. Czy nie chcesz z malarza stać się rzeźbiarzem?

Właśnie w tym wieku – tuż przed pięćdziesiątką – podobnym pytaniom mogą paradoksalnie służyć pierwsze mikrozmiany hormonalne, pierwsze zadyszki na schodach, myśli o przemijaniu, problemy kardiologiczne. Może ten pierwszy dodatkowy skurcz serca sprawi, że pomyślimy: „Jak dobrze przeżyć drugą połowę życia?”. Albo już w wieku lat 60 – „jak lepiej przeżyć moją trzecią trzydziestkę?”. ©℗


Jacek Santorski jest psychologiem społecznym, zdrowia i biznesu. Współwłaściciel firmy consultingowej Values, profesor w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie prowadzi Akademię Psychologii Przywództwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015