Kukurydza z podziemia

Przygotowując ustawę o organizmach genetycznie modyfikowanych, rząd próbuje pogodzić interesy przeciwników i zwolenników GMO. Ale awantury nie uniknie.

16.02.2010

Czyta się kilka minut

Przeciwnicy GMO wskazują, że nie znamy skutków dotychczasowych eksperymentów genetycznych. Ostrzegają również, że zmniejszy się bioróżnorodność, wzrośnie za to uzależnienie rolników od koncernów produkujących nasiona.

Stosunek gabinetu Tuska do GMO (organizmów genetycznie modyfikowanych) dobrze oddaje wypowiedź Janusza Zaleskiego, wiceministra środowiska, który podczas ubiegłotygodniowej debaty w Sejmie stwierdził, że choć rząd jest przeciwko wprowadzaniu tych organizmów do Polski, musi się na to zgodzić ze względu na zobowiązania unijne. W razie odmowy narażamy się na otwarty konflikt z Komisją Europejską i Światową Organizacją Handlu, a jego konsekwencjami mogą być kary finansowe. Nie wiadomo jednak w jakim stopniu jest to groźba realna. W tej sprawie Unia jest głęboko podzielona - wbrew nakazowi KE zakaz handlu GMO na terenie swoich krajów uchwaliły m.in. Francja, Niemcy i Włochy, nad wprowadzeniem zakazu zastanawia się Wielka Brytania.

GMO - organizmy genetycznie modyfikowane. Zawierają w sobie geny pochodzące z obcego organizmu. Głównym celem eksperymentów jest zwiększenie masy rośliny lub zwierzęcia i ich odporności na pasożyty i chwasty. Jednym z najbardziej znanych zabiegów było wprowadzenie do genomu kukurydzy genów bakterii bacillus thuringensis, dzięki której roślina nie jest atakowana przez omacnicę prosowiankę - szkodnika powodującego duże straty w plonach.

U nas: słowo się rzekło. Projekt ustawy już jest w Sejmie, choć sprawia wrażenie, jakby u jego podstaw leżało głębokie rozdwojenie. GMO w Polsce będzie legalne, ale obrót nim ma zostać obwarowany tak wielką liczbą przepisów, że według rządu stanie się wyjątkowo trudny. Rząd zobowiązuje się do stworzenia szczelnego systemu kontroli, który w tej chwili istnieje w stanie szczątkowym - do pogoni za workiem kukurydzy będą wprzęgnięte m.in: Państwowa Inspekcja Pracy, Państwowa Inspekcja Sanitarna, Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Dostęp do dokładnego systemu ewidencji będzie miał każdy obywatel. Rząd obiecuje też, że każdy rolnik ekologiczny będzie miał możliwość łatwego zablokowania uprawy sąsiada, jeśli okaże się, że pochodzi ona ze zmodyfikowanych nasion. Tyle obietnice i zapewnienia, w które przeciwnicy GMO nie wierzą.

Pytanie do pszczół

Ta nieufność wydaje się głęboko uzasadniona. Zostawmy bowiem na chwilę spór, kto ma rację w sporze o przyszłość biotechnologii w produkcji pożywienia, o to, czy zniszczy ona ludzi i środowisko, czy też zaprowadzi nas do krainy powszechnej szczęśliwości. W Polsce od 2001 r. działa restrykcyjna w porównaniu z obecnym projektem ustawa, która zezwala jedynie na sprowadzanie GMO w celach eksperymentalnych. Oznacza to, że spółki nie mogą sprzedawać rolnikom zmodyfikowanego ziarna, rolnicy nie mogą go siać, a następnie przeznaczać na paszę. Złamanie ustawy grozi karą więzienia do lat trzech.

Jak kontrola nad obrotem GMO wygląda w praktyce, pokazała ubiegła jesień. Działacze Greenpeace pojechali na południe kraju, do tzw. "spichlerza Polski", by sprawdzić, czy rolnicy wysiewają nielegalnie nasiona. Mieli ze sobą przenośne testy, dzięki którym mogli sprawdzić obecność genów białka występujących w zmodyfikowanej kukurydzy MON 810. Tylko pod Raciborzem znaleźli kilka pól obsianych modyfikowanymi nasionami. Dla pewności próbki roślin wysłali do laboratoriów niemieckich, które potwierdziły wyniki.

Co więcej, do ubiegłego roku przeciwnicy GMO byli przekonani, że nasiona dla rolników przyjeżdżają głównie z Czech. Właściciel jednego z pól bronił się jednak, że kupił ziarno legalnie, w Polsce. Dziennikarze zadzwonili do wskazanej przez niego firmy, podszywając się pod rolników poszukujących modyfikowanego ziarna. Usłyszeli, że mogą kupić każdą ilość. Okazało się też, że pod Raciborzem działają firmy, które dzierżawią od rolników ziemię i obsiewają ją nielegalnym ziarnem. Według Polskiego Związku Producentów Kukurydzy legalne uprawy w całym kraju zajmują 3 tys. ha.

Powierzchni nielegalnych upraw nikt nie jest w stanie oszacować, podobnie jak zawartości genetycznie modyfikowanej soi w paszach.

Jeśli więc przy tak restrykcyjnych zapisach czarny rynek GMO działa bez przeszkód, co stanie się, jeśli państwo zezwoli na ograniczony nawet handel w celach innych niż eksperymentalne?

Oczywiście pytanie można odwrócić i zapytać: jaki sens ma ustawa, która nie działa? Sprawa wydaje się oczywista: mimo najlepszych chęci ustawodawcy w stosunkach między gospodarstwami ekologicznymi a tymi, które będą wytwarzać choćby genetycznie modyfikowane zboża, zawsze będzie istnieć asymetria. Wiceminister Zaleski powiedział w Sejmie: "Jeśli rolnik będzie chciał produkować żywność ekologiczną i nie mieć w sąsiedztwie GMO, będzie to mógł zablokować. W odległości jednego lub dwóch kilometrów od jego pola nie powstanie uprawa roślin genetycznie modyfikowanych. Wierzę w rolników, że nie będą chcieli mieć w swoim sąsiedztwie takich upraw. Więc praktycznie Polska może być wolna od GMO".

Kilometr? Dwa? Nawet gorący zwolennicy upraw genetycznie zmodyfikowanych przyznają, że podmuchy silnego wiatru potrafią przenosić pyłek roślinny znacznie dalej. Jak się zdaje, ministerstwo nie wzięło również pod uwagę kwestii pszczół. Jak nakazać owadom, by korzystały wyłącznie z pożytków ekologicznych bądź modyfikowanych, jak sprawdzić, czy nie przenoszą pyłku na pole rolnika ekologicznego? To nie ekologiczne rośliny będą psuły swoim pyłkiem GMO, tylko odwrotnie. Niefortunne zdanie wiceministra Zaleskiego świadczy albo o jego naiwności, albo o niewiedzy.

Pytanie do posłów

Projekt ma też inne zastanawiające dziury. Rzecz nie tylko w tym, w jaki sposób pracownicy Państwowej Inspekcji Pracy zamierzają zmienić się w specjalistów od biotechnologii i jakie będą koszty wprowadzenia w życie tak rozbudowanego systemu kontroli. Oto zakłady inżynierii genetycznej same ustalają stopień zagrożenia, jaki będą stanowić dla środowiska. Im niższy stopień zagrożenia, tym mniejsze środki bezpieczeństwa i, co za tym idzie, mniejsze koszty. Czy taki zapis nie jest zachętą do omijania prawa?

Rząd ma twardy orzech do zgryzienia z jeszcze jednego powodu. Na ustawę z niecierpliwością czekają biotechnolodzy, producenci pasz, którzy skarżą się, że mieszanki z odmian genetycznie modyfikowanych są tańsze i trudno z nimi konkurować. Skorzysta z niej na pewno wielu rolników. Ale z drugiej strony koalicja przeciwników GMO rozrasta się i funkcjonuje coraz sprawniej. Jeszcze kilka lat temu była to grupka osób skupionych wokół ekologów ze Stryszowa - Jadwigi Łopaty i sir Juliana Rose’a - uznawana za element radykalny, ale bez siły przebicia.

Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Lista członków koalicji "Polska Wolna od GMO" liczy blisko 400 członków, zarówno indywidualnych, jak i zrzeszonych w większych grupach. Znajdziemy na niej zarówno Mariana Zagórnego, jak i Zielonych 2004, Greenpeace, prawników, radców prawnych, rolników ekologicznych, europosła Janusza Wojciechowskiego, ekonomistów i przyrodników. Nie sposób uznać ich za grupę konserwatywnych szaleńców, którzy chcą za wszelką cenę zablokować dostęp Polski do zdobyczy biotechnologii - koalicja podpiera się nazwiskami naukowców, którzy stawiają biotechnologom szereg sensownych znaków zapytania. Podczas dyskusji w Sejmie do rąk parlamentarzystów trafiły propozycje 60 poprawek do ustawy. Koalicja zapowiada też, że w razie uchwalenia ustawy w takiej formie, złoży skargę do Trybunału Konstytucyjnego - zdaniem jej członków rząd łamie swój konstytucyjny obowiązek ochrony środowiska, ochrony obywateli i własności osobistej. Zapowiada się więc długotrwała batalia o obecność organizmów modyfikowanych w naszym otoczeniu.

Byłoby jednak smutnym paradoksem, gdyby w jej trakcie okazało się, że sprawę rozstrzygnął po cichu czarny rynek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2010