Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sukces dyplomatyczny? Przełom? Zapewne nie mniej i nie bardziej, niż deklaracje wielu krajów, które w przeszłości zabiegały o broń atomową (oraz środki do jej przenoszenia) i z czasem ją zdobyły: historia uczy, że wbrew deklaracjom i zobowiązaniom żadne z tych państw nie zrezygnowało ze swego celu. Ostatni przykład to Korea Północna: fetowane w latach 90. jako osiągnięcie ONZ i prezydenta Clintona nakłonienie Kim Dzong Il - naciskami dyplomatycznymi, obietnicą dostaw żywności, oleju opałowego i “bezpiecznych" reaktorów (z których nie można pozyskiwać materiału do bomb) - do rezygnacji ze zbrojeń atomowych okazało się kamuflażem. Dziś Korea Pn. ma bombę (może jedną, może kilka), możliwości produkcji kolejnych i rakiety o zasięgu 5 tys. km.
Być może irańska deklaracja jest podobnym posunięciem taktycznym? Jeśli tak, to sprytnym: za jednym zamachem Iran zyskuje na czasie, udaje się pod “ochronę" ONZ (via IAEA) i chroni się przed sankcjami. Osłabia też pozycję tych, którzy gotowi byliby do interwencji: składając obietnicę na ręce przedstawicieli trzech krajów Europy, Teheran wykorzystał spory między USA a Francją i Niemcami; fakt, że w tej trójce znalazła się proamerykańska Wielka Brytania (trzeci mediator), ma walor dodatkowy. A jeśli chodzi o Amerykanów, “zastawem" staje się też sytuacja w Iraku, gdzie Iran może oddziaływać pozytywnie - lub negatywnie. Trudniejsza jest też pozycja Izraela. Jeśli Iran będzie potajemnie kontynuować prace, Izraelczycy mogą oczywiście posłać samoloty, tak jak w 1981 r. zniszczyli iracki reaktor w Osiraku, grzebiąc atomowe marzenia Husajna. Operacja taka nie będzie jednak powtórzeniem “chirurgicznego" rajdu na Osirak: Iran może odpowiedzieć uderzeniem (konwencjonalnym lub nie) przy pomocy rakiet Shihab-3. Po drugie, izraelski nalot uderzyłby w amerykańską politykę wobec Bliskiego i Środkowego Wschodu.
W przypadku Korei Pn. błędne koło “miękkiej" polityki - w której na radykalne kroki zawsze jest za wcześnie albo za późno - już się zamknęło: kilka lat temu, gdy Phenian nie miał bomby, zdawało się, że działania zdecydowane (włącznie z ograniczoną interwencją) nie są konieczne. Teraz Kim bombę ma i radykalne kroki są niebezpieczne. Jak będzie z Iranem?