Katalonia w ogniu

Uwięzienie buntowniczego rapera okazało się iskrą: na ulicach hiszpańskich miast protestują młodzi ludzie. Chodzi o granice wolności słowa. Ale nie tylko.
z Terrassy i Barcelony

08.03.2021

Czyta się kilka minut

Protesty i race na ulicach miasta Terrassa, 26 lutego 2021 r. /  / FOT. AGNIESZKA ZIELIŃSKA
Protesty i race na ulicach miasta Terrassa, 26 lutego 2021 r. / / FOT. AGNIESZKA ZIELIŃSKA

Carlos wychodzi przed klatkę scho- dową swojego bloku. 74-letni mężczyzna, ubrany w koszulę w kratę i wełniany sweter zapinany na guziki, jest niespokojny. Chodzi tam i z powrotem, oczekując na to, co za chwilę może się wydarzyć. Obok Carlosa kręci się grupa kilkunastu dziennikarzy i fotoreporterów. W kaskach i pomarańczowych kamizelkach z napisem „prasa”, dla bezpieczeństwa.

– Całe życie tu mieszkam i zawsze to wszystko dzieje się akurat przed moim oknem! Tak teraz, jak i ponad trzy lata temu! – mówi mi Carlos, nawiązując do protestów, które odbyły się po referendum w sprawie niepodległości Katalonii (przez władze w Madrycie uznanym za nielegalne).

Tymczasem zaczyna się dziać. Zbliża się tłum, idący na przodzie niosą transparent z napisem w języku katalońskim: „Walka o przyszłość młodzieży. Przyszłość naszego miasta”. Początkowo pokojowa, demonstracja błyskawicznie zamienia się w zamieszki, gdy tylko naprzeciw demonstrantów – akurat na wysokości bloku Carlosa – staje policyjna blokada. Tworzą ją funkcjonariusze ze specjalnego oddziału katalońskiej policji Mossos d’Esquadra. Na ich widok demonstranci, których średnia wieku wydaje się nie przekraczać 20 lat, jakby wpadli w furię. W ruch idą butelki, kamienie, jajka i petardy – to wszystko leci w kierunku policjantów. Większość nie dolatuje, spada pod ich nogi.

Terrassa, piątek, 26 lutego

Po wezwaniu do rozejścia się policjanci przechodzą do czynów. Carlos łapie mnie za rękę i ciągnie na klatkę schodową. Dalsze wydarzenia na ulicy obserwujemy zza szyby.

– Nie rozumiem, przecież oni nie robili nic złego! – denerwuje się Carlos, gdy funkcjonariusze Mossos d’Esquadra okładają pałkami protestujących. Carlos uważa, że to, co miało być przejawem niezależności Katalonii, teraz jest jej przekleństwem. Bo tylko Katalonia i Kraj Basków mają własne oddziały policji. Carlos uważa, że o ile Policía Nacional i Guardia Civil, ogólnohiszpańskie formacje policyjne, łagodzą napięcia społeczne, to Mossos d’Esquadra zawsze prowokuje. – Kiedy tworzyli tę formację, brali wszystkich bez sprawdzenia i obiecywali duże pieniądze – przekonuje.

Jesteśmy w Terrassie, 200-tysięcznym mieście oddalonym o jakieś 30 km od Barcelony. Dziś mija 10 dni, od kiedy do więzienia doprowadzony został Pablo Hasél, 33-letni raper.

Za nawoływanie do terroryzmu i obrażanie rodziny królewskiej w 2018 r. Hasél został skazany na dziewięć miesięcy więzienia i 30 tys. euro grzywny. Był to jego drugi wyrok. Pierwszy, skazujący go na dwa lata więzienia, został zawieszony, bo Hasél nie był wcześniej karany. Ten drugi musiał już odsiedzieć. A ponieważ się uchylał, został zatrzymany – po tym, jak wcześniej na 24 godziny zabarykadował się ze zwolennikami na Uniwersytecie w Lleidzie (to także Katalonia). Od tego momentu na katalońskich ulicach jest niespokojnie, a do protestów przyłączają się też młodzi ludzie z kolejnych miast w różnych miejscach Hiszpanii.

Protest w Terrassie trwał zaledwie kilkanaście minut. Początkowo grupy młodzieży gromadziły się na głównej ulicy miasta La Rambla. Ale gdy po kilku minutach pokojowy marsz napotkał policyjną blokadę, zaczęły się zamieszki. Uciekający demonstranci podpalali śmietniki wzdłuż La Rambli i chronili się na najbliższej stacji kolejowej. Mossos d’Esquadra aresztowała tego dnia siedem osób, w tym jedną nieletnią.

– Wiesz, co jest najgorsze? Że nikogo to nie interesuje. Ludzie chyba myślą, że protesty są u nas codziennością… – powie mi Carlos. Jego tezę wydaje się potwierdzać wydawany w Barcelonie dziennik „La Vanguardia”. Protesty w Terrassie zostaną odnotowane zaledwie w kilku zdaniach na czternastej stronie sobotniego wydania.

Barcelona, sobota, 27 lutego

– Buenas, qué tal, jak się masz? – zagaduje Pedro w lokalu przy Plaça de la Universitat. Jest tu właścicielem. Ale zanim zapyta, co zamawiam, zaczyna mnie ostrzegać. – Lepiej nie wychodź dziś z domu po osiemnastej! – instruuje. – Na tym placu ma być wielki protest, największy od aresztowania Haséla. Zapowiada się coś poważnego. Zaparkowałem dziś auto w innym miejscu, ale boję się o moją kawiarnię…

– Frustrację czuć było od dawna – Pedro wydaje się jednak rozumieć młodych ludzi. – I nie chodzi tylko o wolność słowa. Oni chcą, żeby ktoś ich usłyszał. Snują się całymi dniami ze słuchawkami po mieście i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Część chce zacząć studia, ale są przekonani, że i tak nie znajdą później pracy.

Informacje o planowanych protestach znajduję w internetowym komunikatorze Telegram – uchodzącym za bardziej odporny na ingerencję państwowych służb; najwyraźniej jest on popularny nie tylko na Białorusi. Tego dnia na ulice mają wyjść mieszkańcy kilku miast Katalonii, m.in. Girony, Tarragony, Sabadell i Lleidy. Największe demonstracje planowane są w Barcelonie.

Internetowa komunikacja funkcjonuje najwyraźniej dobrze: od godzin popołudniowych ludzie istotnie będą się zbierać w trzech punktach miasta, aby następnie przemaszerować na Plaça de la Universitat i tu zacząć wspólną demonstrację. – To niesamowite, ta różnorodność. Spójrz na flagi, symbole! Są tu przedstawiciele różnych, czasem zupełnie skrajnych grup światopoglądowych – będzie się zachwycać Carmen, gdy po osiemnastej spotkamy się w miejscu połączenia się trzech kolumn.

Nic do stracenia

„Godzina 20.16: jak dotąd obyło się przez większych incydentów” – informuje twitterowy komunikat Mossos d’Esquadra. Istotnie, przez pierwsze dwie godziny protest przebiega pokojowo. Demonstrujący niosą plakaty: „Uwolnić Haséla”, „Chcemy wolności słowa”, „Nie mamy nic do stracenia”. Ich przemarsz nadzoruje helikopter, policja nie ingeruje. Jest obecna, ale trzyma się w znacznej odległości.

– Nie ze wszystkim, co mówi Hasel, się zgadzam i wcześniej nie słuchałam jego piosenek. Ale to niesprawiedliwe, że ktoś trafia do więzienia za to, co mówi – tłumaczy mi 23-letnia Saioa, która na protest przyjechała z Kraju Basków.

– Choć pochodzę z Chin, mieszkam w Barcelonie już wiele lat, tu kończyłam turystykę. To cudowne, że ci ludzie mogą demonstrować swoje uczucia. Ale są niestety momenty, gdy pojawia się wandalizm. Hasél? Znam go dopiero od niedawna, jak się zaczęły protesty. Niezależnie od tego, co śpiewa, muzyka nie powinna mieć granic – przekonuje 26-letnia Mei-chen.

– Aresztowanie Haséla, od tego wszystko się zaczęło! Ale spójrz na ludzi i na charakter tych protestów, jak intensywne się stają. Tu nie chodzi już tylko o jednego rapera – uważa 40-letni Antonio.

Patrzymy, jak młodzi ludzie malują sprayem na pobliskich budynkach. Działają grupowo: zakapturzona grupa wyłania się z tłumu, jedna osoba tworzy napis w języku katalońskim, a reszta pilnuje, by nikt nie robił malującemu zdjęć.

Przy Carrer de les Tàpies, w pobliżu komisariatu, część protestujących szuka konfrontacji z Mossos d’Esquadra. Ale mimo lecących butelek i petard policja nie reaguje. Kilka minut później rondo zostaje zablokowane przez kontenery na śmieci. Grupka nastolatków wdrapuje się na nie, z głośników dobiega song Haséla. Protestujący klaszczą, poruszają się w jego rytm. Po chwili na ulicy gasną niszczone lampy, płonie kolejny kontener.

Tego dnia spłonie ich jeszcze wiele. Będzie też wybijanie szyb w sklepach, przewracanie donic z kwiatami, niszczenie kolejnych miejskich lamp. Wielu właścicieli małych biznesów będzie drżeć o swoją własność. Choć ich sklepy i kawiarnie wieczorami muszą być zamknięte, pozostaną w nich, licząc, że uchronią je przed zniszczeniami. Jednak grupy wandalów najbardziej upodobają sobie bankomaty i siedziby banków, zwłaszcza na barcelońskiej La Rambla. Tu petardy lecą na samochód La Guardia Urbana, Straży Miejskiej. Gdy zacznie płonąć, do akcji wkroczy Mossos d’Esquadra.

Dzień zakończy komunikat policji o aresztowaniu trzynastu osób.

Wyrok na rapera

„Ile milionów splądrowali i roztrwonili przez tyle lat… Ale ich lata są policzone… Zbliża się republika ludowa...” – to fragment utworu, który Pablo Hasél poświęcił emerytowanemu dziś już królowi. Nosi tytuł „Juan Carlos el Borbón” i pochodzi z 2016 r. Pozytywnym bohaterem jednego z jego tweetów był z kolei Joseba Arregi: słynny członek baskijskiej organizacji terrorystycznej ETA (Kraj Basków i Wolność), zamęczony na śmierć w 1981 r. przez policjantów. „Zabijasz policjanta? Szukają cię nawet pod kamieniami. Policja zabija? Nikt tego nie wyjaśnia” – śpiewa Hasél.

Hiszpański Sąd Najwyższy obliczył, że w ciągu dwóch lat Hasél opublikował łącznie ponad 1900 tweetów ze słowami „ETA”, „terroryzm”, „bomba”, „policja”, „Guardia Civil”, „monarchia” czy „Burbonowie” (dynastia panująca). To na ich podstawie osądzono rapera.

Obok tekstów, które miały obrażać instytucje państwa i zawierać groźby wobec rodziny królewskiej, znalazły się takie, w których raper miał gloryfikować terroryzm (enaltecimiento de terrorismo podlega pod osobny paragraf) i osoby związane z ugrupowaniami terrorystycznymi. Sąd Najwyższy uznał w swoim wyroku, że tweety Haséla to podżeganie do działań terrorystycznych („generują wysokie i realne ryzyko, że followersi na portalach społecznościowych oskarżonego będą próbowali je powtórzyć”).

– Trudno się dziwić hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który reaguje tak ostro na wychwalanie ETA. Oczywiście mamy tu głos świata artystycznego, jest to wolność ekspresji. Ale z drugiej strony musimy pamiętać, jak wyglądała historia Hiszpanii od końca lat 50., od momentu powstania tej organizacji. Za sprawą działalności terrorystycznej ETA zginęło prawie 900 osób. Dla Hiszpanii to wciąż ogromna trauma – mówi prof. Małgorzata Myśliwiec z Uniwersytetu Śląskiego.

Obawy przed powrotem terroryzmu widać też w innych orzeczeniach hiszpańskich sądów. Od 2011 r., kiedy to ETA ogłosiła, że zawiesza działalność, znacznie więcej osób zostało skazanych za nawiązywanie do niej niż w czasach jej aktywności.

Granice wolności

W 2015 r. w Hiszpanii przeprowadzono reformę kodeksu karnego. Od tego momentu za przekroczenie granic wolności słowa skazano 75 osób – to głównie piosenkarze, dziennikarze i aktywiści. Większość ukarano grzywnami.

Amnesty International uważa, że hiszpańskie przepisy dotyczące gloryfikacji terroryzmu są zbyt ogólnikowe i że granice wolności wypowiedzi powinny zostać doprecyzowane. – Nikt nie powinien być skazywany za to, co powie, opublikuje na Twitterze czy zaśpiewa. Nawet jeśli wydaje się to nieprzyjemne lub skandaliczne, można skazywać dopiero, gdy mamy do czynienia z bezpośrednim podżeganiem do przemocy – przekonuje Eduard Martinez Guaita z katalońskiego oddziału Amnesty International.

Kolejny paragraf, z którego skazano Haséla, dotyczy rodziny królewskiej. Instytucje Unii Europejskiej wielokrotnie wskazywały, że karanie przez hiszpańskie sądy osób, które krytykują króla, nawet ostro, narusza międzynarodowe standardy.

– Gdy podczas protestów w 2007 r. spalono zdjęcia króla Hiszpanii, osoby, które to zrobiły, zostały skazane. Spotkało się to z reakcją Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – przypomina Mar Aguilera-Vaqués, profesorka prawa konstytucyjnego z Uniwersytetu Barcelońskiego. – Trybunał stwierdził wówczas, że ich czyn mieścił się w granicach wolności słowa, bo obrażana była instytucja, a nie bezpośrednio osoba. To oczywiste, że król Hiszpanii powinien być szanowany. Ale obywatele mają prawo do krytyki i nawet do obrażania każdej instytucji.

Przemoc kontra przemoc?

Demonstracje, które zaczęły się w połowie lutego, coraz częściej zamieniają się w zamieszki. W samej tylko Barcelonie w ciągu dwóch tygodni zniszczono mienie o wartości przekraczającej milion euro. Zatrzymano tu ok. 200 osób. Kilkanaście trafiło do szpitala, w tym dziennikarz i kobieta, która straciła oko od policyjnej gumowej kuli. Środki używane przez funkcjonariuszy, zwłaszcza na początku protestów, spotkały się w kraju z krytyką. Na protestach słychać dziś wezwanie, aby rozwiązać Mossos d’Esquadra.

Była policjantka Sonia Vivas, dziś działaczka lewicowej partii Podemos, uważa, że w policji potrzebne są zmiany, bo wrogość do tej instytucji jest powszechna. – Powinniśmy odrobić lekcję z przeszłości. Spójrzmy na Niemcy, które oczyściły swoje służby z nazizmu. Musimy zrobić to samo z faszystami w naszych strukturach. Właśnie stąd bierze się brak zaufania do służb. A protestujący na przemoc odpowiadają przemocą – przekonuje Vivas.

Tymczasem policja reaguje nie tylko na ulicy. Związek Zawodowy Policjantów (CEP) złożył skargę na Pabla Echeniquego, parlamentarzystę z partii Podemos, za tweet, który ten opublikował, gdy w Madrycie trwał protest w obronie Haséla: polityk miał zachęcać do przemocy i udziału w zamieszkach. Z kolei izba adwokacka w Madrycie wszczęła na wniosek CEP postępowanie wobec adwokatki Haséla: w swoich wypowiedziach w mediach Alejandra Matamoros miała nazywać policjantów „oprawcami”; miała też powiedzieć, że nie zamierza potępiać przemocy, której dopuszczają się protestujący.

Ogień na ulicach

Hiszpański rząd centralny premiera-socjalisty Pedro Sáncheza zapowiedział zmiany legislacyjne dotyczące wolności słowa. Jednak protesty nie słabną.

Sánchez jest w trudnym położeniu. Wybory regionalne, które odbyły się 14 lutego w Katalonii, nie wyłoniły oczywistego zwycięzcy. Trwają negocjacje w sprawie utworzenia nowego rządu autonomicznego. Tyle samo mandatów (po 33 w 135-osobowym parlamencie lokalnym) zdobyły dwa ugrupowania: Partia Socjalistów Katalonii (powiązana z partią Sáncheza) i Republikańska Lewica Katalonii, która chce niepodległości regionu. – Premier Sánchez zdaje sobie sprawę, że jest zakładnikiem katalońskiej lewicy republikańskiej – uważa prof. Myśliwiec.

Tymczasem Pablo Hasél z więzienia zagrzewa sympatyków. Opublikował wiersz zatytułowany „Ogień na ulicach”. Pisze w nim, że płonące barykady ogrzewają jego zimną celę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2021