Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dwa lata po rewelacyjnej płycie „Both Sides Now”, Joni Mitchell dokonała rzeczy nieprawdopodobnej, wydając jeszcze lepszy, wręcz doskonały, podwójny album „Travelogue”. Co prawda amerykańska wokalistka - świętująca w tym roku 60. urodziny - uchodzi za przedstawicielkę muzyki country (lub jak kto woli: folk), jednak w nagraniu 22 piosenek składających się na „Travelogue” wzięli udział przede wszystkim muzycy jazzowi: pianista Herbie Hancock i saksofonista Wayne Shorter - członkowie legendarnego kwintetu Milesa Davisa, a także przedstawiciele młodszego pokolenia: grający na perkusji Brian Blade oraz Kenny Wheeler grający na flugelhomie. Wspomagają ich m.in. bluesowy organista Billy Preston, brazylijski per-kusjonista Paulinho DaCosta oraz grający na basie elektrycznym Larry Klein, prywatnie mąż wokalistki.
Mamy tu zarówno tematy z lat 60 i 70., takie jak „The Circle Game”, „Amelia”, „Hejira”, jak i 80. - „Chinese Cafe” czy „Refuge of the Roads” oraz 90. - „Borderline” i „Sex Kills”, które w swoim czasie zabłądziły nawet na listy przebojów. Wszystkie utwory zostały zaaranżowane na wielką orkiestrę symfoniczną, którą dyryguje Vince Mendoza. Oczywiście, niejeden purysta zastanawiać się będzie, czy mamy tu do czynienia z folkiem, jazzem czy może z rockiem symfonicznym lub world music, tyle tylko, że w istocie nie ma to większego znaczenia. Niezależnie bowiem, do jakiego gatunku przypiszemy ów album, jedno jest pewne: „Travelogue” to dzieło spójne i jednorodne pod względem estetycznym, unieważniające wszelkie podziały stylistyczne, czyli najkrócej mówiąc - akt mistrzowski. Słuchając pieśni takich jak „Woodstock” (manifest generacji dzieci-kwiatów) czy „Love” (zainspirowanej I Listem do Koryntian) lub „Slouching Towards Bethlehem” (inspirowanej liryką Yeatsa), nie mamy cienia wątpliwości, że pozostajemy w tyleż magnetycznym, co tajemniczym kręgu sztuki.
Głos Joni Mitchell jest głosem anioła. Zaiste.