Jeżdżąc z panem Władkiem

"Taksim" to wyciąg z twórczości literackiej i pism eseistycznych Andrzeja Stasiuka, pełen autopowtórek i autoparafraz.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

"Taksim" to dopiero trzecia powieść - po "Białym kruku" (1994) i "Dziewięć" (1999) - w pokaźnym, składającym się z ok. 20 pozycji książkowych dorobku Andrzeja Stasiuka. Niecodzienna gratka, święto dla fanów tego pisarza? Niekoniecznie. Wszak od jakiegoś czasu wiadomo, że twórczość beskidzkiego autora, biegle wypowiadającego się w kilku gatunkach prozatorskich i dramacie, jest na swój sposób "nierozwojowa". W określeniu tym nie ma przygany. "Nierozwojowość" tego pisarstwa polega bowiem na tym, że Stasiuk obsesyjnie krąży wokół kilku bliskich mu tematów i problemów o charakterze bez mała filozoficznym. Najważniejsze punkty owego repertuaru znamy na pamięć: próba odsłonięcia fenomenu upośledzonej prowincji, w tym rozważania o tzw. gorszej Europie, fascynacja cywilizacją second handu i rozpadem świata, namysł nad czasem i przemijaniem, zaduma nad rzeczami, ich życiem i śmiercią, pochwała ruchu (zwłaszcza podróży bez celu), apologia męskiej opowieści rzekomo wydartej życiu.

Wszystkie te sprawy obecne są w "Taksimie", lecz żadnej z nich, jak sądzę, nie można uznać za centralną. W jednym z wywiadów Stasiuk powiedział: "to książka o stu rzeczach naraz". Bardzo trafna uwaga. Ale "Taksim" to nie tylko opowieść wielotematyczna, ale i - by tak rzec - przekrojowa. To osobliwy wyciąg z dotychczasowej twórczości literackiej i pism eseistycznych autora "Dukli", pełen autopowtórek i autoparafraz (m.in. liczne odwołania do postaci i zdarzeń znanych z wcześniejszych dzieł). Żeby osłodzić tę przykrość (z grubsza to samo w nowym opakowaniu), Stasiuk podarował nam niezbyt przekonującą i dziurawą jak szwajcarski ser fabułę, rodzaj konferansjerki, która ma scalić przedstawienia powieściowe i refleksje o owych "stu rzeczach naraz".

Oto dobiegający pięćdziesiątki Paweł, bohater "Dziewięć", nieszczęsny przedsiębiorca, który ongiś popadł w Warszawie w poważne tarapaty, znalazł schronienie w podkarpackiej mieścinie (można w niej rozpoznać Gorlice). Zaprzyjaźnia się z miejscowym zuchem, swoim rówieśnikiem, niejakim Władkiem. Razem handlują używaną odzieżą, objeżdżając wioskowe jarmarki tak w najbliższej okolicy, jak na terenie Słowacji i Węgier. Paweł jest szoferem i zarazem właścicielem rozpadającej się furgonetki, a Władek sprzedawcą-kuglarzem mówiącym w każdym języku środkowoeuropejskim oraz niedoścignionym opowiadaczem. Ponadto przybysz ze stolicy wypytuje innych o dawne przygody swego kompana, którym wyraźnie jest zauroczony. A ponieważ Paweł unika towarzystwa kobiet, można w tej fascynacji zobaczyć bez mała homoerotyczne zapatrzenie. Nawiasem mówiąc, to także nie jest novum - mężczyźni w prozie Stasiuka zawsze byli ze sobą blisko, choć nie aż tak blisko jak bohaterowie "Tajemnicy Brokeback Mountain".

Ostatecznie więc Paweł jako główny bohater i narrator przedstawia przede wszystkim to, co sam usłyszał. O swoim aktualnym położeniu ma niewiele do powiedzenia. Najczęściej snuje tasiemcowe opisy dotyczące palenia w piecu lub papierosów. Dużo spaceruje po zapyziałym miasteczku, z którego wyjechali już wszyscy ambitni i przebojowi obywatele, grzebie przy zdychającym aucie. Kiedy nie jeździ z Władkiem, pogrążony w apatii, czeka na koniec.

Szorstka przyjaźń tych starzejących się mężczyzn to związek przeciwieństw. Paweł nigdy nie wraca do warszawskiej przeszłości, za to Władek bez końca opowiada o latach przemytniczo-handlowej świetności, kiedy to krążył po Europie (od Stambułu przez Bukareszt i Budapeszt do Wiednia), robiąc interesy. Działo się to w drugiej połowie lat 80. Ten pierwszy marzy o tym, "żeby się już nic nie wydarzyło", ten drugi przeciwnie: ma usposobienie awanturnicze, za nic nie chce się poddać wyrokom upływającego czasu. O ich wspólnej kondycji Paweł powiada: "Zarabialiśmy tyle, żeby starczyło na paliwo i raz w tygodniu na spokojne pijaństwo. Ale byliśmy w ruchu". Obaj dobrze wiedzą, że ich zajęcie z ekonomicznego punktu widzenia jest absurdalne. Nikt nie chce rzeczy, które z Zachodu trafiły na polską, słowacką czy węgierską prowincję jako śmieci i odpady. Tę część świata zalały tanie, jednorazowe produkty z Chin. Jeżeli w ogóle coś czy raczej kogoś opłaca się przewozić przez granicę, to tylko uciekinierów z Azji.

I tu wracam do nieprzekonującej fabuły. Wątek sensacyjny (szmuglowanie nielegalnych imigrantów) rozwijany jest kapryśnie i rozłazi się na boki. Z kolei wątek erotyczny, czyli historia pięknej bileterki z lunaparku, którą wydobył z tureckiej niewoli zakochany w niej Władek, jest zaledwie ostentacyjnym zmyśleniem, doklejonym bodaj na siłę. W finale Paweł z Bossem ni stąd, ni zowąd wyruszają z odsieczą dla tych dwojga, docierając aż na tytułowy plac Taksim w Stambule. Ale o co w tym wszystkich chodzi? - nie sposób zgadnąć. Takich pozostawionych samopas wątków, przeróżnych niedopowiedzeń i "miejsc pustych" jest w tej powieści ogrom.

Oczywiście ów fakt można rozumieć dwojako. Raz - że duża, epicka struktura wyraźnie nie leży pisarzowi. Stasiuk jest mistrzem opisu, impresji krajobrazowej, potrafi ślicznie rozpisać scenkę rodzajową i równie efektownie przeprowadzić wywód eseistyczny, ale powieściopisarzem raczej marnym. Dwa - że to świadome zabiegi, że każda z postaci miała być nosicielem jakiejś tajemnicy (i tak sprawy się mają), a zdarzenia powieściowe celowo pozbawione są wyraźnych konturów i puent. Zawsze można powiedzieć, że pisarz zatroszczył się o to, żebyśmy mogli czytać tę powieść na wiele sposobów, również wbrew konwencji realistycznej, w której jest utrzymana.

Ten drugi wniosek otwiera całkiem atrakcyjną perspektywę. Odczytywanie symboli i metafor zawartych w tej powieści wydaje się czynnością bardziej pociągającą niż próba oswojenia kapryśnej fabuły. Można tedy spekulować, jaką funkcję pełni w tej opowieści - dajmy na to - czarna węgierska świnia, która uśmierciła Wietnamczyka, kim naprawdę jest zły człowiek zwany Kusym bądź demoniczne postaci z lunaparku. Zagadek w "Taksim" bez liku. Zmaganie się z nimi to świetny pomysł na wypełnienie długich jesiennych wieczorów.

Andrzej Stasiuk, "Taksim", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009