Jak sypano Hel

Przez kilkanaście lat dzierżawcy kempingów na Półwyspie Helskim powiększyli plaże o siedem hektarów. Na nasypanych terenach stawiali przyczepy. Zarabiali miliony. Wkrótce staną przed sądem.

11.05.2015

Czyta się kilka minut

Kempingi w Chałupach na Helu  / Fot. Kacper Kowalski / FORUM
Kempingi w Chałupach na Helu / Fot. Kacper Kowalski / FORUM

Ze skraju plaży kempingu Polaris w Chałupach rozciąga się płycizna Zatoki Puckiej – tzw. Piaski Dziewicze. Latem ciepłe wody opanowują windsurferzy i kiterzy – jest świetny wiatr, w płytkich wodach można po upadku szybko wrócić na deskę. To polska stolica tych sportów. W sezonie przez plażę ciężko się przebić, bo ciało leży koło ciała. Na terenie kempingu trzeba się przeciskać między rzędami przyczep.

Jeszcze 10 lat temu w tym miejscu słona woda sięgałaby do pasa. Do plaży byłoby stąd blisko 60 metrów. Tu nigdy nie było głęboko. Woda jest tak płytka, że idąc w kierunku Kuźnicy, a następnie skręcając w stronę Rewy – Rybitwią Mielizną – można przejść pieszo na drugą stronę Zatoki.

Jak to możliwe, że na polu kempingowym w Chałupach przez kilka lat przybyło ponad hektar polskiego brzegu?

– Panie, na różne pola kempingowe przyjeżdżały hurtem wywrotki i sypały piasek jak leci – opowiada mieszkaniec Chałup, prosząc o anonimowość. – Dziś sprawa jest głośna i ma trafić do sądu, ale mieszkańcy całego Półwyspu o tym wiedzieli, bo to przecież nie jedyny kemping, gdzie nasypywano piasek. Urzędy przymykały oczy, bo tu wszyscy się znają. Swój swojego nie będzie dziobał.

Mówi kiter z Gdańska, od lat ma przyczepę na jednym z podejrzanych pól: – Powiększanie plaż to na Półwyspie tajemnica poliszynela. Nie wiem, kto to miał kontrolować, ale rzecz rozgrywa się o gigantyczne pieniądze. Poszczególne pola i szkółki walczą o klientów. Nie chodzi tylko o pieniądze za wozy kempingowe. Pamiętajmy, że kiterzy i surferzy to ludzie z kasą. Latem zostawiają w barach masę gotówki. Dla mnie ta sytuacja wyglądała zabawnie, bo z roku na rok mój kemping oddalał się od morza.

Astry, pliszki i szuwary

Dzierżawca przez lata nawoził piasek i zasypywał naturalny brzeg Zatoki Puckiej. Gdy brakło z bałtyckich plaż i pogłębiarek, dowoził piach z głębi Polski. Powiększał teren kempingu, żeby można postawić jeszcze więcej przyczep, a tym samym więcej zarobić. Interes kwitł, bo roczny koszt postawienia na polu jednej przyczepy to 6-10 tys. zł. Na dzierżawionych terenach może ich stanąć kilkaset.

Podobnie działo się na sześciu innych kempingach między Władysławowem a Chałupami. Latemnasypane plaże pękają w szwach: nikt z turystów nie myśli o tym, że leży na piasku ze Śląska.

Problem w tym, że dzierżawcy kempingów nie zwracali uwagi na przepisy o ochronie środowiska, choć Półwysep i Zatoka leżą w granicach Nadmorskiego Parku Krajobrazowego, a dodatkowo region znajduje się na unijnej liście obszarów chronionych Natura 2000. Teraz Polsce grożą milionowe kary za zniszczenia brzegu Półwyspu Helskiego. Skutki dewastacji trzeba będzie usuwać.

Jeden z szefów kempingów już osiem lat temu był karany za zniszczenia linii brzegowej.

Śledztwo ruszyło na dobre dzięki Jarosławowi Jaszewskiemu, dyrektorowi Nadmorskiego Parku Krajobrazowego, który już trzynaście lat temu informował urzędy, że dzierżawcy bez zezwoleń powiększają tereny kempingów i plaże. Wtedy nikt się tym nie zajął, Jaszewski się jednak uparł: zdobył zdjęcia lotnicze tego samego kempingu, zrobione na przestrzeni kilku lat. Widać na nich, jak kemping rośnie, odbierając morzu powierzchnię.

Lista dewastacji chronionych roślin i zwierząt jest długa. Żeby zrobić miejsce na nowe przyczepy, zasypano m.in. astry solne, mleczniki nadmorskie czy siedliska pliszki żółtej. W płytkich lagunach Zatoki mieszkają kaczki z rodzaju Anas. Część ich siedlisk zniszczono, a ptaki musiały przenieść swoje miejsca lęgowe. Wyginęły żyjące na dnie organizmy, którymi żywiły się chronione ryby i ptactwo. Na kempingach zniknęły okalające brzegi Półwyspu szuwary, gdzie chowała się rybna drobnica.

Po czterech latach prokuratura kończy śledztwo w sprawie dewastacji Półwyspu przez właścicieli siedmiu pól kempingowych. Nie wszyscy będą oskarżeni – w jednym przypadku dzierżawcy zmieniali się na przestrzeni lat i trudno dziś ustalić, kto odpowiada za dewastację; w drugim przypadku właściciel zmarł.

Śledztwo trwało tak długo, bo przez dwa lata przygotowywano opinię. Biegli z Uniwersytetu Gdańskiego liczyli nawetptaki, które ucierpiały na skutek działań szefów kempingów. Odwierty geodezyjne potwierdziły, że zasypano chronione rośliny. Śledczy dysponują m.in. zdjęciami z motolotni, gdzie widać, jak spychacz przetacza do morza góry piachu. W aktach jest też kilkadziesiąt ortofotomap: zdjęć lotniczych z precyzyjnie naniesionym rzutem działek geodezyjnych. Widać na nich, jak przez lata „przemieszczają się” helskie wydmy – na terenach, które jeszcze niedawno skrywały morskie fale, stoją latarnie i przyczepy kempingowe.

Dochodzenie gdańskiej prokuratury ma zakończyć się w maju – pięciu szefów kempingów stanie przed sądem. To będzie precedensowy proces.

– Podejrzanym grozi do pięciu lat pozbawienia wolności za zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym w znacznych rozmiarach – mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk.

Poza więzieniem, najdotkliwszą konsekwencją dla właścicieli kempingów może być przywrócenie stanu wałów wydmowych sprzed dewastacji. Jeśli zapadnie taki wyrok, musieliby wywieźć obcą glebę gliniastą i głazy. Koszty rekultywacji brzegów mogą iść w setki tysięcy złotych. Jednak dzięki powiększaniu pól ich właściciele na przestrzeni lat zarabiali miliony.

Właściciele kempingów twierdzą, że są niewinni: – Nie niszczyliśmy żadnej roślinności, a jedynie odbudowywaliśmy brzeg po sztormach – mówi jeden z oskarżonych. – Uwzięli się na nas, wymyślili jakieś przepisy i chcą zniszczyć nasz biznes. Po prostu zwykła ludzka zawiść, że komuś się nieźle powodzi.

Żaden z pięciu oskarżonych nie przyznał się do dewastacji wydm po stronie Zatoki. Według prokuratury do największych dewastacji doszło na Polarisie i Solarze – dwóch polach-molochach, najchętniej odwiedzanych przez turystów.

To nie budowa

Sprawa kempingów na „helskiej kosie” na tym się nie skończy. Kilka dni temu swój raport ogłosiła Najwyższa Izba Kontroli, która przez kilka lat badała ochronę brzegów morskich i zmiany linii brzegowej. Dokument nie pozostawia suchej nitki na urzędach kontrolujących dzierżawców – NIK skierowała do prokuratur pięć zawiadomień o popełnieniu przestępstwa.

Według NIK, ochrona brzegów morskich na Półwyspie Helskim przed erozją i niedopuszczalną ingerencją w środowisko naturalne była nieskuteczna. Zmiana przebiegu linii brzegowej była niekontrolowana, a zabezpieczenia przed naturalną erozją brzegów nie były w stanie powstrzymać niszczącego oddziaływania morza. Nasypywanie plaż w celu zwiększenia ich powierzchni użytkowej odbywało się poza wszelkimi procedurami i kontrolą, i spowodowało przesunięcie linii brzegowej w głąb morza na odległość od 1,5 m do 60 m na odcinkach o łącznej długości prawie czterech kilometrów. Jak wyliczyli kontrolerzy, właściciele kempingów w latach 1997–2013 powiększyli plaże o siedem hektarów!

„Dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, sprawujący nadzór nad przestrzeganiem przepisów ustawy o obszarach morskich, nieskutecznie zapobiegał zmianie linii brzegowej i nielegalnej lokalizacji obiektów budowlanych na brzegach morskich – czytamy w dokumencie NIK. Działania Urzędu Morskiego w zakresie monitorowania przebiegu granic linii brzegu i usytuowania wybranych obiektów oraz kontroli stanu bezpieczeństwa brzegu morskiego nie były wykonywane z należytą starannością, przez co okazały się nieskuteczne”. Kontrolerzy uznali, że nie było koordynacji i przepływu informacji pomiędzy poszczególnymi instytucjami sprawdzającymi kempingi. Przykładowo, Pomorski Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego w Gdańsku przeprowadził kilkadziesiąt kontroli i stwierdził, że powstało 136 nowych budynków w pasie technicznym. Choć inspektorzy widzieli nasypywanie ziemi, nie interweniowali, bo stwierdzili, że to nie jest budowa.

Płynna granica

Podobnie zachowywali się samorządowcy. Choć były zawierane umowy dzierżaw, to nikt nie sprawdzał ich przestrzegania. W dokumentach nie zawarto postanowień dotyczących kontroli warunków na polach kempingowych oraz nie zabezpieczono interesów gminy w przypadku ich nieprzestrzegania. Przez lata burmistrzowie gmin nie sprawdzali prawdziwego zagospodarowania terenów skarbu państwa. Kontrolerom tłumaczyli, że nie mieli informacji o nieprawidłowościach i czekali na rozstrzygnięcia spraw przed innymi urzędami.

Wicedyrektor Urzędu Morskiego Anna Stelmaszyk-Świerczyńska wyjaśnia, że po 2006 r. nie wydawano zgód na odtwarzanie linii brzegowej na tym obszarze.

– Uwagi NIK do naszej instytucji dotyczyły przede wszystkim przepływu informacji i przekazywania danych uzyskanych przez Urząd Morski innym organom. Wyciągnęliśmy z tego wnioski, obecnie system działa lepiej – mówi Stelmaszyk-Świerczyńska. – Jednoznaczne ustalenie linii brzegowej na tym odcinku Półwyspu jest bardzo trudne. Wahania w poziomie wód są duże, a brzeg płaski. Ta granica była płynna. Dodatkowo trudno stwierdzić, kiedy dzierżawcy nasypywali ziemię. Czasami mieliśmy też problem z wejściem na dzierżawione pola, bo ochrona nie wpuszczała naszych pracowników. Jak sytuacja tego wymagała, wchodziliśmy z policją. Teraz pracownicy robią kontrole częściej, ale pamiętajmy, że jedna osoba ma do sprawdzenia pas wybrzeża o długości 20 km. Dzierżawcy uzgadniali z urzędem tylko naprawę szkód posztormowych.

Jedyną instytucją, do której NIK nie miał zastrzeżeń, jest Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.

– Przed sezonem robimy regularne kontrole – mówi Hanna Dzikowska, dyrektor RDOŚ. – Teraz, przed końcem maja, będzie kolejna. Od 2004 r. stan brzegów przy kempingach stale się pogarszał. Przez prawie 30 lat nikt z samorządów nie kontrolował tych terenów, a z tego wynikają wieloletnie dewastacje. Mam nadzieję, że sprawa, którą kończy prokuratura, spowoduje, że przedsiębiorcy będą zwracać uwagę na przyrodę. ©

WYJĄTKOWA ZATOKA PUCKA
Nadmorski Park Krajobrazowy obejmuje tereny o powierzchni 18 tys. hektarów. Ponad połowa to wody tzw. wewnętrznej Zatoki Puckiej, która jest oddzielona od reszty akwenu piaszczystym, podłużnym wypłyceniem zwanym Ryfem Mew. Część lądowa Parku obejmuje całość Półwyspu Helskiego oraz wąski pas wybrzeża morskiego, ciągnący się od Białogóry do Władysławowa wraz z obszarem Karwieńskich Błot. Na południe od Władysławowa granica NPK obejmuje przymorskie fragmenty Kępy Swarzewskiej i Puckiej, pradolinnych obniżeń Płutnicy i Redy do miejscowości Mechelinki. Unikalny charakter Zatoki Puckiej wynika z jej niewielkiej głębokości (ok. 2 m) i osłonięcia Półwyspem Helskim od pełnego morza. Wody Zatoki są w niewielkim stopniu zasolone, dzięki czemu są tam idealne warunki dla rozwoju roślin wodnych, wśród których najistotniejszą rolę odgrywają tzw. łąki podwodne z charakterystycznymi gatunkami – ramienicą bałtycką, trawą morską i licznymi gatunkami glonów. W Zatoce żyje wiele zwierząt, w tym ryby, mięczaki i skorupiaki, foka szara czy morświn.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015