Jak poszerzano Zachód

John Kornblum, były dyplomata USA: Niemieckie postrzeganie Gorbaczowa ma coś wspólnego z postrzeganiem Putina. Wielu Niemców cierpi na „syndrom sztokholmski”: agresor może liczyć u nich na większe zrozumienie niż wyzwoliciel.

14.12.2014

Czyta się kilka minut

JOACHIM TRENKNER: To Pan napisał historyczne przemówienie prezydenta USA Ronalda Reagana, które wygłosił on w 1987 r. pod Bramą Brandenburską i w którym znalazło się słynne zdanie: „Mr. Gorbaczow, niech pan otworzy tę bramę! Mr. Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur!”. Co Pan czuł, gdy dwa lata później mur istotnie runął?

JOHN KORNBLUM: Jak wszyscy, 9 listopada 1989 r. byłem zaskoczony, że mur upadł i że stało się to tak bezproblemowo. Gdyby się pilniej przyglądano, to najpóźniej wiosną 1989 r. można było dostrzec, że NRD jest na dnie – politycznie, gospodarczo i moralnie. A przemówienie Reagana miało pokazać wszystkim, dobitnie i klarownie, jak USA i Zachód powinny reagować na zbliżającą się plajtę NRD: nie poprzez „uznanie realiów”, za czym opowiadało się wtedy wielu w Niemczech Zachodnich, lecz poprzez zburzenie muru i wyzwolenie całej Europy.

Gorbaczow, wtedy szef sowieckiego państwa i partii, dla większości Niemców jest nadal kimś niemal świętym. Wielu widzi w nim osobę, wyłącznie dzięki której zawdzięczają zjednoczenie Niemiec. Czy kult Gorbaczowa nie umniejsza zasług USA dla procesu zjednoczenia?

Niemieckie postrzeganie Gorbaczowa ma coś wspólnego z niemieckim postrzeganiem Putina. Wielu w Niemczech zdaje się cierpieć na rodzaj politycznego „syndromu sztokholmskiego”: agresor może liczyć u nich na większe zrozumienie niż wyzwoliciel. Gorbaczow był na swój sposób odważny, ale przecież nie był bohaterem ani wybawcą. Był przekonany, że Związek Sowiecki nie może przetrwać, jeśli nadal będzie dźwigać obciążenia ideologiczno-systemowe i Układ Warszawski. Po prostu bardzo zdecydowanie reprezentował rosyjskie interesy. Także Stany reprezentowały amerykańskie interesy, gdy przez prawie 50 lat broniły wolności i bezpieczeństwa Zachodu, w tym Berlina Zachodniego. Tyle tylko, że interes USA pokrywał się tu z interesem zachodnich Europejczyków, także Niemców. Gdyby nie nieustające wsparcie Ameryki, Berlin Zachodni zostałby szybko połknięty przez Sowietów.

Bynajmniej nie wszyscy na Zachodzie byli 25 lat temu zachwyceni ideą zjednoczenia Niemiec. Jak udało się osiągnąć to, że na koniec wszyscy byli za?

Kluczowymi postaciami byli Bush i Kohl. Ściśle ze sobą współpracowali, aby zjednoczone Niemcy pozostały trwałą częścią struktur zachodnich, żeby w ten sposób zmniejszyć obawy innych państw. Najważniejszym punktem było pełnoprawne członkostwo zjednoczonych Niemiec w NATO. Idea Hansa-Dietricha Genschera, szefa bońskiego MSZ, aby wschodnia część Niemiec była jedynie luźno związana z NATO, nie spotkałaby się na Zachodzie z akceptacją.

Jaka rola przypadła Polsce przy późniejszym rozszerzeniu NATO?

Rozwój sytuacji w Polsce od początku lat 80. umożliwił koniec „zimnej wojny”. Polska jest jednym z kluczowych krajów Zachodu i musiała zostać w pełni zintegrowana w zachodnich instytucjach. Ten cel był ważny także ze strategicznego punktu widzenia. Wcześniej w historii Niemcy i Rosja nigdy nie traktowały poważnie interesów krajów i narodów Europy Środkowej, oględnie rzecz ujmując. Dlatego było bardzo ważne, aby uplasować „Zachód” – pod postacią Polski, należącej do jego struktur – także za wschodnią granicą Niemiec. Dziś, podczas kryzysu rosyjsko-ukraińskiego, słuszność tej decyzji potwierdza się każdego dnia.

Od upadku muru minęło 25 lat. Czy „długa droga na Zachód”, jak nazwał ją jeden z historyków, udała się zjednoczonym Niemcom?

Niemcy są dzisiaj wiodącym narodem Europy Zachodniej i strategicznym łącznikiem, swego rodzaju „zawiasem” między Europą i Wschodem. Jednak, niestety, ciągle wielu Niemców ma kłopoty z zaakceptowaniem tego, że ich kraj musi odgrywać taką właśnie rolę. Długa tradycja niemieckich „szczególnych relacji” z Rosją prowadzi czasem jeszcze do jakichś niemieckich „osobnych dróg”, gdy interesy zachodnich partnerów nie są w pełni brane pod uwagę. Pokazuje to, że nie wszyscy w Niemczech wewnętrznie przyjęli zachodnie wartości. Znaczy to również, że jeszcze przez dłuższy czas Niemcy będą trudnym partnerem.


JOHN KORNBLUM (ur. 1943) jest emerytowanym dyplomatą USA. Pracował w ambasadach w Bonn, Berlinie Wschodnim, Brukseli (w przedstawicielstwie przy NATO) i w OBWE. W 1996 r. zastępca sekretarza stanu ds. Europy, uczestniczył w rozszerzaniu NATO; w latach 1997–2000 ambasador USA w Berlinie. Obecnie doradca banków i koncernów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014