Góry, czyli życie prawdziwe

Książka-dokument, książka-przestroga, książka-świadectwo. Zwięzły, wręcz suchy zapis dziesiątków dramatycznych wydarzeń podszyty jest silnym tonem osobistym - autor, nie tylko pisarz i publicysta, ale też taternik, sam uczestniczył w wielu akcjach ratowniczych - a w rzeczową kronikę wplecione zostały refleksje zarówno nad powodami, które każą człowiekowi podjąć wyzwanie gór, jak i nad szerszym wymiarem ratownictwa.
 /
/

"Zaryzykuję twierdzenie - czytamy we wstępie - że Pogotowie Tatrzańskie, widziane w całej jego historii, jest najpełniejszą znaną mi praktyczną realizacją idei personalistycznej, która godzi poszanowanie jednostki, osoby, z koniecznością poddania się rygorom... Ludzie, którzy tworzą jego trzon, są hardzi, niepokorni, ambitni, chronią swą godność i wewnętrzną autonomię przed każdym, kto chciałby ją ograniczyć, a jednocześnie potrafią złożyć część swej wolności w ręce jednego z nich, którego uznają za swego zwierzchnika. Indywidualiści - a potrafią odgrywać anonimową rolę jako części składowe sprawnie funkcjonującego mechanizmu zwanego patrolem ratowniczym, akcją, wyprawą".

To jednak nie wszystko. Góry są żywiołem, zauważa dalej Jagiełło, a ratowanie ludzkiego życia, któremu ten żywioł zagraża, jest autentyczną twórczością. "Człowiek wchodzący w góry rozpoczyna z nimi grę. Ratownicy wkraczają wtedy, gdy gra toczy się na serio, gdy staje się walką o życie... Wyprawa ratownicza to skondensowany czas życia prawdziwego".

Wróćmy na poziom konkretów. "Za duchowych Ojców Założycieli pogotowia górskiego - pisze Jagiełło - należy bezsprzecznie uznać Mieczysława Karłowicza - wybitnego kompozytora, ale przecież równie znakomitego turystę, taternika, narciarza i fotografa Tatr, oraz Mariusza Zaruskiego - malarza, pisarza i publicystę, narciarza i taternika, a także żeglarza". Gdy jednak w październiku 1909 roku dokonała się formalna rejestracja Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, Karłowicz od kilku miesięcy już nie żył. Nie zdążył nawet podpisać "Odezwy", w której członkowie Towarzystwa Tatrzańskiego wzywali do powołania instytucji ratowniczej - zginął 8 lutego 1909 r. w lawinie śnieżnej, która zeszła ze stoków Małego Kościelca.

O wypadku Karłowicza i poszukiwaniu jego ciała, a także o podjętej we wrześniu 1909 przez czterech młodych wspinaczy, wśród których znajdował się przyszły pisarz Ferdynand Goetel, wyprawie na Wielką Buczynową Turnię, zakończonej śmiercią jednego z uczestników, przeczytać możemy w pierwszym rozdziale książki. "Gałązka kosodrzewiny" - bo taki tytuł nosi ów rozdział - zawiera opisy najdawniejszych udokumentowanych w literaturze tragedii tatrzańskich. Jest wśród nich śmierć pięciu górników w lutym 1856 pod lawiną w rejonie Ornaku (w dolinie Kościeliskiej wydobywano wtedy rudę) - wydarzenie wykorzystane przez Michała Bałuckiego w noweli "Ojcowska wola". Jest też wielokrotnie opisywana i dyskutowana akcja z sierpnia 1910 roku: podczas próby ratowania Stanisława Szulakiewicza uwięzionego w północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu zginął liczący już wtedy przeszło 60 lat Klimek Bachleda, postać-legenda, a od niedawna zastępca naczelnika TOPR-u. I jest zamykający epokę pionierską dramat, który wydarzył się w lipcu 1914 roku na Granatach.

Anna Hackbeilówna zginęła wtedy, spadając z wysokości stu metrów na piargi, załamany i wyczerpany Bronisław Bandrowski rzucił się w przepaść, uratowano tylko jego siostrę Marię. "Fatum nieubłagane tragedii greckiej ciążyło nad gronem nieszczęśliwych turystów - wspominał uczestniczący w akcji ratunkowej Zaruski - i kierowało ich krokami od chwili zgubienia ścieżki na grani Granatów aż do epilogu, którym było roztrzaskanie się ciała kierownika wycieczki o głazy komina. Krok za krokiem zbliżali się oni do śmierci i im niżej schodzili, tym bardziej jej władzy się oddawali, aż w końcu wrota życia zamknęły się nad pozostałymi dwojgiem na fatalnej płasience, nad którą nachyliły się przewieszone ściany...". I dodawał rzeczowym tonem: "Katastrofa ta jest zarazem odstraszającym przykładem, do jakiego stopnia u ludzi nieobytych z górami może w chwilach cięższych nastąpić zamroczenie elementarnych zdolności orientowania się w terenie i oceny trudności".

"Wołanie w górach" to prawdziwe "dzieło w toku": od pierwszego wydania, które ukazało się w roku 1979, każde kolejne jest aktualizowane i uzupełniane. Obecne, już siódme, liczy sobie blisko osiemset stron i uwzględnia ważniejsze akcje ratownicze aż po koniec 2005 roku. Znalazła się tu więc na przykład głośna i wyjątkowo tragiczna historia zimowej wyprawy uczniów tyskiego liceum na Rysy w styczniu 2003 roku. Lawina porwała wtedy dziewięć osób, spośród których przeżyła tylko jedna, a kwestia odpowiedzialności nauczyciela, który wyprawę zorganizował, stała się przedmiotem nie tylko sprawy sądowej, ale i niekończących się dyskusji w mediach.

"To swoisty przewodnik po Tatrach - tłumaczy Jagiełło - widzianych okiem polskiego ratownika górskiego. Materię tej książki tka samo życie z całym przypisanym mu dramatyzmem, niezwykłymi zbiegami okoliczności i zdumiewającą plątaniną racjonalności z zachowaniami, które trudno wytłumaczyć w kategoriach chłodnego rozumowania". Ów "przewodnikowy" (czy może czasem "antyprzewodnikowy" - chodzi wszak też o ostrzeżenie potencjalnych turystów!) charakter książki podkreśla jej układ. Zasadnicza część uporządkowana bowiem została wedle topografii Tatr: od zwodniczo łagodnych Czerwonych Wierchów, zastawiających pułapkę w postaci wapiennych obrywów ku dolinom Małej Łąki i Miętusiej, poprzez Giewont, Świnicę i Kościelec, sławną Zamarłą Turnię, Kozi Wierch, Granaty i Buczynowe, Mnicha, Cubrynę, Mięguszowieckie i Kazalnicę, po Rysy i okolice oraz Żabiego Mnicha. Trzy ostatnie rozdziały poświęcone zostały "Lawinom", "Poszukiwaniom" i "Jaskiniom".

Jagiełło korzysta z wielu źródeł: przede wszystkim z dokumentacji TOPR-u, czyli "Księgi wypraw", ale także z książek swoich sławnych poprzedników, jak Zaruski czy zmarły tragicznie w Alpach Wawrzyniec Żuławski ("Sygnały ze skalnych ścian", "Tragedie tatrzańskie") oraz z relacji świadków. Jest wśród nich relacja Krzysztofa Kozłowskiego, który w sierpniu 1953, podczas kursu wspinaczkowego (pełnił funkcję pomocnika instruktora, a instruktorami byli m.in. Jan Józef Szczepański, Krzysztof Tatarkiewicz i Paweł Czartoryski), uczestniczył w akcji ratunkowej w Dolince Buczynowej. Szedł ze Szczepańskim, "jak zwykle małomównym", który dotarłszy po ścianie Buczynowej Turni do ledwie trzymającej się pochylonych i mokrych płyt skalnych dziewczyny, spytał jedynie: "Ile ważysz?". "49 kilogramów" - odpowiedziała dziewczyna. "To dobrze" - zareplikował flegmatycznie pisarz, po czym zwiózł ją na piargi...

Zaruski, Karłowicz, Goetel czy Szczepański to nie jedyne znane nazwiska przewijające się przez karty "Wołania w górach". We wrześniu 1917 na Zamarłej Turni omal nie zginął Rafał Malczewski - syn Jacka, malarz i pisarz, przypomniany właśnie wielką wystawą, która z Warszawy powędruje do kilku miast Polski, najpierw oczywiście do Zakopanego... W 1929 roku od ściany Zamarłej odpadły siostry Lida i Marzena Skotnicówny, a ich tragedia uwieczniona została w świetnym wierszu Juliana Przybosia ("Kamienuje tę przestrzeń niewybuchły huk skał..."). Dziesięć lat po wypadku Malczewskiego ofiarą Zamarłej stał się architekt i plastyk Mieczysław Szczuka.

Obok postaci znanych znajdziemy jednak u Jagiełły dziesiątki innych, anonimowych, znaczonych tylko inicjałem. A ten inicjał kryje często przedwcześnie przerwaną historię czyjegoś życia, ból najbliższych - i wysiłek ratowników, by odnaleźć przynajmniej ciało tego, kto przegrał swoją grę z górami. (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006, s. 780. Na końcu indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2006