Gloria trąbek

Mój Händel: żarliwy potok melodii, rwących kaskadami ozdobników - i liryczne zwolnienia, niezrównane, płynące śpiewnymi meandrami, ale nigdy nieociągające się, nierozwlekłe. Gloria trąbek i kotłów...

05.05.2009

Czyta się kilka minut

O  pierwszej miłości zapomnieć nie sposób, kto jednak oddaje się jej na całe życie? Moją pierwszą miłością była muzyka Georga Friedricha Händla. Właśnie w ten sposób: niemieckiego Händla, nie żadnego zangielszczonego George'a Friderica Haendla, gdyż czerpałem ją z nagrań produkowanych w nieświętej pamięci NRD, granych i śpiewanych, zresztą wcale nieźle, po niemiecku. Fragmenty z oratoriów i Concerti grossi twórcy rodem z Halle, którego właściwa angielska kariera z tej perspektywy była niezauważalna - tak samo jak wybrane przezeń obywatelstwo, jak język włoski, w którym tworzył w Londynie opery, i angielski, w którym pisał oratoria.

Largo z Kserksesa

Żarliwy potok melodii, rwących kaskadami ozdobników - i liryczne zwolnienia, niezrównane, płynące śpiewnymi meandrami, ale nigdy nieociągające się,

nierozwlekłe. Świętem było zdobycie wreszcie całego "Mesjasza" (wciąż po niemiecku), świętem obchodzonym, jak należy - triumfalnie, w glorii trąbek i kotłów, z blaskiem chórów. A następnie, chcąc chłonąć z Händla cokolwiek... długo, długo nic. Mimo sławy największego po Bachu kompozytora baroku, Händel należał do rarytasów - dopiero w erze kompaktów ma niegdysiejsza już miłość zdołała dostać pożywkę. Zmysłowa słodycz głosek, leciutko podskakujących w arii Poppei "Bel piacere", śpiewanej przez Marylin Horne (z tym okrąglutkim, miękko modulowanym "o" ze słowa "cuor"), to wciąż dla mnie jeden z wokalnych ideałów - podobnie jak jej olśniewająca "Or la tromba" i zapierające dech dłuuugie crescendo w "Ombra mai fu". W swoim czasie ten ostatni fragment doczekał się zdałoby się nieśmiertelnej popularności, jako tzw. "Largo z Kserksesa", egzystując we wszelkich możliwych opracowaniach. Uwielbienie dla niemal jednego tylko "Larga" (niemal, bo tak naprawdę rzecz dotyczy jeszcze "Mesjasza" i "Muzyki na wodzie"), a następnie jego zmierzch w ostatnich dekadach jest chyba dobrym świadectwem głębokiej przemiany, jaka nastąpiła w postrzeganiu Händla.

Dziś możemy przebierać w tytułach nie tylko dlatego, że sklepy płytowe działają całkiem inaczej niż nawet jeszcze kilkanaście lat temu, ale dlatego, że mnóstwo utworów zyskało wreszcie odpowiednie nagrania. Dziś wśród tej masy płyt z pełnymi operami i oratoriami, podpisanymi często przez najwybitniejszych współczesnych dyrygentów, nawet w koszach z przeceną trudno jest znaleźć zestaw "encores", gdzie na jakichś elektrycznych skrzypeczkach ktoś piłować będzie wymęczone Largo. W toczącym się właśnie Roku Haendlowskim dostaniemy zaś nawet słuszną konkurencję dla jedynej opublikowanej dotąd po polsku haen­dlowskiej książki, jaką jest nie tak znowu nieśmiertelna pozycja autorstwa - tak, tak - Romain Rollanda. Właśnie zaczytaniem się w tej nowej (stosunkowo - I wyd. 1984, ale autorskim posłowiem uzupełniona w 2007 r.) książce, pióra - tak, tak - Christophera Hogwooda, jaką przygotowuje wydawnictwo Astraia (oczywiście żaden duży polski wydawca, a już szczególnie muzyczny, nie zatroszczył się o aktualizację od ponad pół wieku), uczciłem tę okrągłą rocznicę - 14 IV 1759 r. Tekst o Händlu w "Tygodniku" będzie więc nieco spóźniony wobec jubileuszu, co i lepiej, bo Händel godzien jest występowania bez sztucznie kreowanych powodów. Nigdy też nie jest za późno, co właśnie pokazał Placido Domingo, po 50 latach kariery podejmując, z imponującym rezultatem, wielką tenorową partię Tamerlana (spektakl z Madrytu krąży w TV Mezzo).

Dowiercił się do ropy

Rocznice mijają, książki pozostają. Publikacja pierwszej po polsku nowoczesnej biografii jest lepszym powodem powrotu do Händla niż jakikolwiek jubileusz. Nazwisko autora, choć zeszło na dalszy nieco plan sceny muzycznej, kojarzy się jak najlepiej: z odświeżeniem angielskiej i włoskiej muzyki w latach 80., z jego znakomitą orkiestrą dawnych instrumentów Academy of Ancient Music, no i wreszcie ze świetnymi nagraniami utworów Händla, niegdyś dyskutowanymi (np. z powodu nadużywania - według wielu osób - sopranów chłopięcych), dziś już klasycznymi. Z nader ograniczonej perspektywy polskiego czytelnika trudno powiedzieć, czy jako biograf Hogwood okazuje się podobnym odkrywcą, co jako dyrygent - choć z pewnością przed nami odkrywa Händla takim, jakim widzi się go współcześnie. Oczywiście od czasu powstania tej książki szereg hipotez zostało zweryfikowanych, niektóre atrybucje podawane jeszcze przez Hogwooda podważone - badania nad "Drogim Saksończykiem" ("Caro Sassone") wciąż idą do przodu, na co zwraca uwagę sam autor, w napisanym ledwie dwa lata temu posłowiu. Jako intrygujące nakreślenie sylwetki kompozytora (to popularna biografia, z przystępną, ale i elementarną tylko - choć z erudycji wynikłą - charakterystyką muzyki), na tle jego świata, w który Händel był uwikłany po uszy, książka ta jednak wystarczy. Bardziej aktualne informacje na temat poszczególnych dzieł znajdą czytelnicy w odpowiednich artykułach "Tysiąca i jednej opery" Piotra Kamińskiego, który jest wielbicielem i wytrawnym znawcą twórczości Händla (moje autorstwo tego artykułu usprawiedliwia jedynie fakt, że obok stoi pisany przezeń przewodnik po haendlowskich nagraniach).

Jeśli więc już wchłoniemy "Mesjasza", arcydzieło, które nigdy nie zeszło z afisza, angażując niegdyś po kilka tysięcy osób do pojedynczego wykonania (dzieje jego recepcji, wraz z cokolwiek nacjonalistyczną kanonizacją, są jednym z najciekawszych fragmentów książki Hogwooda), a którym - w opinii pewnego XIX-wiecznego amerykańskiego miłośnika - "Händel dowiercił się do ropy", najlepiej sięgnąć po muzykę z głównego nurtu twórczości kompozytora, czyli po operę.

Np. po pełnego przebojów "Rinalda", oczywiście w błyskotliwym nagraniu Hogwooda, gdzie "Bel piacere" wyśpiewuje Cecilia Bartoli - tym razem jednak jako arię Almireny, gdyż Händel nie lubił grzebać udanej muzyki w jednym tylko dziele, z lubością ratując w ten sposób także prace innych kompozytorów. "Jak wszędzie u Händla, większy pożytek przynosi podziwianie umiejętności konstrukcyjnych i zdolności do przetwarzania niż pytanie o źródła inspiracji dla każdego fragmentu" - stwierdza Hogwood. Ta akurat znana od dawna prawda znajduje coraz to nowe potwierdzenia, wśród zdezaktualizowanych jest natomiast jedna teza szczególna - i szczególnie wiele mówi o 25 latach, jakie upłynęły od jej wygłoszenia.

hhh

Samemu nagrawszy uprzednio swą do dziś podstawową wersję "Mesjasza", napisał Hogwood: "Choć »nagrania autentyczne« [stosujące barokowe instrumentarium i odtwarzające stosunkowo skromne, oryginalne wielkości obsad - a zwłaszcza ich proporcje brzmieniowe] nie są w stanie osiągnąć statusu kanonicznych, to przyczyniają się do poszerzania i objaśniania historycznego repertuaru muzycznego, a także chronią współczesnego słuchacza przed nalotem XIX-wiecznego sentymentalizmu i romantyczną patyną". W latach 80. trzeba było jeszcze bronić "autentycznego nurtu wykonawstwa". Dziś dyrygenci orkiestr symfonicznych sięgający po ten repertuar wydają się równie anachroniczni, jak awangardowa zdawała się kiedyś kameralna obsada w nagraniach Hogwooda i Gardinera.

Christopher Hogwood, "Händel", wyd. Astraia, Kraków 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2009