Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno się nie zgodzić z obrazem młodzieżowego ducha, tak ostro i dobitnie zarysowanym przez Jana Hartmana. Nie trudno się też nie uśmiechnąć, słysząc znajomą melodię fraz i frazesów współczesnego języka, jakie przytacza. Czytelnik czyni to, nawet gdy - tak jak ja - sam należy do grupy, która tak bezlitośnie osądzona zostaje przez krakowskiego filozofa. Moc argumentów i przenikliwość sędziego każą przyjąć straszliwy wyrok z pokorą winnego, którego nie usprawiedliwia nawet jego chmurny i durny wiek.
Niezależnie jednak od tego, czy opis stanu młodzieżowego umysłu jest poprawny, wątpliwość mogą wzbudzić okoliczności, które sędzia - być może z braku świadków - pomija w uzasadnieniu wyroku. Być może zbłądzenie młodzieńczego rozumu to tylko część większej zbrodni, a może nawet korupcji społeczeństwa. Odsłonięcie jej kazałoby przywołać pod sąd także wychowawców młodocianych przestępców.
Ciąg intelektualnych komunałów, jakie przytacza Hartman, daje się bowiem usłyszeć nie tylko z ust młodzieży. Padają one także z ust pokolenia jej ojców i dziadków. Nasi nauczyciele i wychowujący nas dorośli używają ich nie mniej chętnie niż moi rówieśnicy. W ich dyskusjach - toczonych w pociągu czy na obiedzie gromadzącym politycznie podzieloną rodzinę - także okazuje się, że "każdy ma prawo do swojego zdania". Tym bardziej że babcia nie lubi, gdy psuje się jej obiad podobnymi sprzeczkami.
Dopełnienia potrzebuje też argument o etycznym "samozadowoleniu" młodych pokoleń. Pozbawia ono wymagań wobec siebie i redukuje całą motywację działań do egoistycznej przyjemności. Jest przekonaniem o pełności ludzkiej natury, która nie potrzebuje - jak w Grecji - kształcenia i pokonywania swojej marności, lecz jedynie realizacji zawartych w niej możliwości. A jednak: tu faktycznie warto się powołać na przykład grecki. Ataków na zdeprawowaną młodzież nie znajdziemy wiele w dialogach Platona, natomiast krytyk pod adresem psujących ateńskich młodzieńców nauczycieli-sofistów jest tam pod dostatkiem. Przekonanie o swej niewymagającej doskonalenia kondycji młode pokolenia dziedziczą po ojcach i dziadkach. Romantyczny kult przeżycia i mające wielorakie - również dobre, jak ekonomiczny dobrobyt - przyczyny ograniczenia wielkości stawianych sobie celów zastaliśmy w kulturze. Nie jestem zresztą przekonany co do ich wyłącznie złowieszczych skutków.
Część ludzi w wieku chmurnym ma tego świadomość i - to druga strona zjawiska opisanego przez filozofa z Krakowa - zaczyna podążać w ślady mrożkowskiego Artura. Brak jasnej identyfikacji każe im w buncie przeciwko rodzicom, dla których wszystko jest subiektywne, nadać swoim przekonaniom moc prawd obiektywnych. Sięgają więc - jak przystało na rewolucjonistów - do odkrytych w przeszłości ideałów. Stają się reakcjonistami. Tym prawdopodobnie, przynajmniej w części, tłumaczy się obecny powrót radykalnych identyfikacji, który poprzednim generacjom jawi się jako niezrozumiały wygłup. Nie uważam zresztą, że w tym zjawisku należy widzieć wyłącznie młodzieżową reakcję. Być może to rzeczywiście oznaka jakiejś szansy duchowego odrodzenia. Okazuje się jednak, że przynajmniej dla części młodych niekwestionowane ideały liberalnych pokoleń ich rodziców i dziadków - jak szacunek dla cudzego zdania, wartość rzeczowej dyskusji, dialog - stają się komunałami tożsamości pozbawionej ideowego kręgosłupa. Jako takie, zajmują haniebne miejsce obok "praw do własnego zdania", gdzie mogą już tylko czekać na bezlitosną karę chłosty szyderstwem i kpiną. Najczęściej bez sprawiedliwego procesu.
PAWEŁ GRAD jest studentem MISH UW.