Gdy Kisiel pytał, co to jest komputer

W 1959 r. „Tygodnik” zwraca uwagę, że rewolucja komputerowa może powodować nierówności społeczne. To temat, który w debacie publicznej zacznie się pojawiać dopiero przeszło dekadę później, a na dobre w niej zagości w następnym wieku.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Tygodnik Powszechny nr 26/1959, str. 1

Archiwa „Tygodnika” ukazującego się od 1945 r. to nie tylko zapis powojennych losów Polski i świata, śledzonych i komentowanych przez najwybitniejsze umysły tamtych czasów. To także przepastne źródło zaskoczeń, odkryć i znalezisk – które, czytane dziś, okazują się mówić nam więcej, niż można by się spodziewać.

Oto pierwszy odcinek nowego cyklu, w którym zapraszamy we wspólną podróż w przeszłość.


Rok 1965. Stany Zjednoczone wysyłają do Wietnamu pierwsze oddziały bojowe, rozpoczynając tam bezpośrednie zaangażowanie militarne, które potrwa kolejną, krwawą dekadę. Związek Radziecki testuje nowe rodzaje rakiet międzykontynentalnych i śle Pawła Bielajewa na pierwszy w historii spacer w przestrzeni kosmicznej. Polacy żyją jednak całkiem innymi sprawami: kończy się proces w tzw. aferze mięsnej (skradziono około 100 tys. kilogramów towaru, zapadnie jeden – wykonany! – wyrok śmierci), bigbitowe Czerwone Gitary ruszają w pierwszą trasę koncertową po kraju, w kinach za sprawą premiery „Salta” i „Rękopisu znalezionego w Saragossie” króluje Zbigniew Cybulski, a sprinterka Irena Kirszenstein (później Szewińska) staje się bohaterką narodową, po raz trzeci bijąc rekord świata. 

Właśnie wtedy w „Tygodniku” debiutuje słowo „komputer”. 

Użył go Stefan Kisielewski w felietonie dotyczącym oporu ówczesnych postaci życia publicznego wobec nowoczesności, jak samochody czy wysokościowce: „Nie wiem wprawdzie, co to jest komputer, ale na pewno coś bardzo nowoczesnego i pożytecznego; nie wiem też, dlaczego człowiek ma odczuwać obcość wobec tworów własnego umysłu i dlaczego cywilizacja to siedem boleści. Ostatecznie komu się ona nie podoba, może jeszcze bardzo łatwo jej się wyzwolić, osiadając np. w Bieszczadach lub pod Białą Podlaską i rąbiąc lasy”.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 34/1965, str. 6

To oczywiście nie znaczy, że przed 1965 r. publicystów „Tygodnika” nie obchodziły takie zaawansowane urządzenia. Przeciwnie, żywo się interesowali, w jaki sposób „maszyny matematyczne” czy „mózgi elektronowe” mogą zmienić całe społeczeństwa, a w tych rozważaniach często wyprzedzali swoje czasy.

Dzień dobry, nowa ero! Mózg elektronowy grzeje

Pierwsza w naszym kraju cyfrowa ELEKTRONOWA MASZYNA MATEMATYCZNA znajduje się w budowie w zakładzie aparatów matematycznych PAN w Warszawie. Uruchomienie tego „mózgu elektronowego”, który nosił będzie nazwę „XYZ”, nastanie z końcem bieżącego roku. Przy pomocy maszyny rozwiązywać będzie można układy równań różniczkowych zwyczajnych i układy równań liniowych o dużej ilości niewiadomych. Maszyna używana będzie do zadań naukowych i technicznych. Będzie ona mogła wykonywać w ciągu doby około 40 milionów operacji matematycznych, to jest pracę dzienną około 40 tysięcy ludzi!

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 07/1958, str. 6

To informacja otwierająca sekcję doniesień krajowych w wydaniu z 16 lutego 1958 r., a zatem uznano ją za najważniejszą w minionym tygodniu. XYZ, pierwszy polski komputer, zbudowany był z 2 tys. diod oraz 4 tys. lamp elektronowych (w większości pozostawionych przez armię niemiecką w magazynach na Śląsku – naukowcy kupili je nie do końca legalnie od szabrowników; legalnie dostępne radzieckie lampy się nie nadawały, a produkcji własnej nie było). Pamięć operacyjną XYZ stanowiły rury napełnione rtęcią, która zresztą często wyciekała, a cała maszyna najlepiej pracowała w temperaturze 30 st. Celsjusza. To sprawiało, że laboratorium – czyli niewielki pokoik przy ul. Śniadeckich w Warszawie – przypominało piekarnik. I to wyjątkowo głośny piekarnik, bo do odbierania wyników służyły karty perforowane, a wielkie jak biurko urządzenie służące do ich dziurkowania robiło hałas dokuczliwy dla mieszkańców okolicznych kamienic.

Optymizm związany z uruchomieniem „mózgu elektronowego” sprawił jednak, że już kilka miesięcy później redakcja zdecydowała się przybliżyć czytelnikom temat artykułem otwierającym cały numer, który opatrzono dumnie brzmiąco tytułem „Dzień dobry, nowa ero!”. Roman Chorośnicki odniósł się w nim nie tyle do najnowszych osiągnięć technologicznych, co przede wszystkim do obaw związanych z coraz powszechniejszą automatyzacją w zakładach pracy i zarządzaniem przez „wielkie elektroniczne maszyny kalkulacyjne”, które – jak przyznał – są pod pewnymi względami skuteczniejsze od ludzi.

Często wyłania się argument, nad którym warto się zastanowić. Nie możemy oczekiwać od maszyn kalkulacyjnych i kontrolujących, by mogły one wziąć pod uwagę wszystkie czynniki wchodzące w grę i mające znaczenie dla danej produkcji, oceny czy czynności. Musiałyby one uwzględnić zbyt wielką ilość zmiennych (...) Lubimy sobie pochlebiać (...). A jednak trudno o bardziej absurdalny argument, jak ten wyżej przytoczony. Nasz mózg, który jest zdolny przeprowadzać szereg operacji, jest zdecydowanie niezdolny do rozważania większej ilości zmiennych. Weźmy na przykład równanie liniowe o trzech niewiadomych. Czy jesteśmy w stanie je rozwiązać bez pomocy ołówka i papieru? Natomiast maszyna kalkulacyjna, która jest podstawą automatyzacji, może operować na bazie nieskończenie bardziej złożonych problemów, gdzie wchodzą w grę setki zmiennych.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 26/1959, str. 1

Chorośnicki w swoim tekście z 1959 r. zwraca uwagę na to, że „automatyzacja oczywiście przyczynia się w znacznym stopniu do rewolucji, ale sama w sobie tej rewolucji nie tworzy”, a rozważając ją, należy brać pod uwagę „złożony zespół czynników natury ekonomicznej i społecznej”, w tym problem alokacji dóbr i nierówności społeczne, jakie może owa rewolucja spowodować. To temat, który w debacie publicznej zacznie się pojawiać dopiero przeszło dekadę później, a na dobre w niej zagości w następnym wieku.

Czy możemy w przeciągu kilku lat osiągnąć w krajach zacofanych poziom rozwoju społecznego, kulturalnego i politycznego istniejący w krajach rozwiniętych i czy możemy przekroczyć wiele dziesiątek lat gospodarczego i politycznego rozwoju? Jak ma przebiegać kształcenie niewielkiej liczby techników potrzebnych do uruchomienia zautomatyzowanych zakładów przemysłowych w tych krajach? Czy nie będą oni stanowić nielicznej warstwy uprzywilejowanych, odcinających się od pozostałej ludności? Czy kraje takie będą musiały przestawić swoją nową produkcję przemysłową na wyroby produkowane w krajach wysoko rozwiniętych, czy też będą one produkować towary odpowiadające ich własnym zwyczajom, warunkom i strukturze? Jak można będzie utrzymać równowagę gospodarczą w tych krajach, gdy jakieś wyroby będą produkowane w nadmiarze przekraczającym własne zużycie, podczas gdy np. wyroby uzupełniające ten główny produkt nie będą wytwarzane w dostatecznej ilości? 

Mózg elektronowy dowcipu nie wymyśli

W kolejnych wydaniach „Tygodnik” informuje o planach budowy coraz bardziej skomplikowanych matematycznych maszyn, dzięki czemu ma dojść – przynajmniej wedle Komitetu Centralnego, Rady Ministrów czy innych ciał odpowiedzialnych za centralne planowanie – do „rozwoju produkcji nowych rodzajów surowców i materiałów”, modernizacji produkcji czy „poprawy jakości, zwiększenia użyteczności i wydajności oraz mechanicznej automatyzacji ciężkich procesów produkcyjnych”. 

A co zwykły obywatel na to wszystko? Marek Skwarnicki, słynny Spodek, kpił, że nawet intelektualistów zastąpi „mózg elektronowy”. 

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 45/1958, str. 8

Lśniące to i łagodne, jak niezbita prawda. Wrzucasz wątpliwość, wyskakuje niewątpliwość, a jak wątpliwość za duża, to najwyżej korki się spalą i w całej dzielnicy zgaśnie światło. Właściwie to u nas w redakcji też by się coś takiego przydało. Wrzucisz grzech, wyskoczy artykuł i odwrotnie. Tym się tylko pocieszam, że takie elektryczne zwierzę nie jest w stanie wymyślić dowcipu. Tak więc niektórzy jajogłowi ocaleją. 

Można odnieść wrażenie, że wiosną 1960 r. wśród tych optymistycznych doniesień o osiągnięciach i oswajaniu myśli o nadchodzącej erze mózgów elektronowych artykuł ks. prof. Kazimierza Kłósaka spadł na redakcję niczym grom z jasnego nieba. Wybitny filozof i prezes Polskiego Towarzystwa Teologicznego w tekście „Czy człowiek jest maszyną?” nie tylko rozważał w nim, czym różnią się procesy myślenia człowieka i maszyny, ale również w jakim stopniu automatyzm tych procesów różni się od siebie. Mimo upływu przeszło pół wieku od publikacji artykuł niewątpliwie nie utracił swej zasadniczej, ponadczasowej funkcji, jaką jest przybliżenie czytelnikowi odczuć towarzyszących Törlessowi, bohaterowi powieści Roberta Musila, czytającemu Kanta: „jakby jakaś stara, koścista ręka niczym śruba wykręcała mu mózg z głowy”.

Oto reprezentatywny fragment tej publikacji: 

W oparciu o maszyny cybernetyczne (jak np. pilot automatyczny i analizator różniczkowy maszyny czwartego stopnia automatyzmu), a także w oparciu o maszyny nie należące do dziedziny cybernetyki, jakimi są między innymi cyfrowe i analogowe maszyny do liczenia, które zaliczają się do drugiego lub co najwyżej, jak w wypadku używanych maszyn matematycznych radarowych, do urządzenia trzeciego stopnia automatyzmu, pewna grupa cybernetyków wysuwa następującą koncepcję człowieka-maszyny: człowiek, mimo swoich specyficznych odrębności, wykazuje w stosunku do wymienionych maszyn to podobieństwo, że jest na równi z nimi układem samoregulującym. [W systemie nerwowym – red.] działają natomiast mechanizmy ujemnego sprzężenia zwrotnego. Przy tego rodzaju spojrzeniu (...) pojedyncze jego komórki ukazują się nam jako organy przełącznikowe, natomiast mózg musimy uznać za organ do przetwarzania sygnałów. Jego śródmózgowie należy do piątego stopnia automatyzmu, kora do szóstego.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 16/1960, str. 2

Po tym eseju optymizm „Tygodnika” dotyczący najnowszych odkryć jakby nieco przygasł. Przez ponad rok nie wydrukowano nawet słowa o cybernetyce, mózgach elektronowych czy nawet maszynach matematycznych. Tabu przełamał dopiero Stefan Kisielewski, choć zrobił to niejako mimochodem w felietonie z cyklu „Gwoździe w mózgu”, w którym zastanawiał się, czemu z półek sklepowych zniknęły podstawowe produkty spożywcze. Otóż z jego obserwacji wynikało, że „popłoch cukrowo-solny” wynikał ze złego psychologicznego oddziaływania na społeczeństwo:

A przecież psychologia, zwłaszcza psychologia zbiorowości, jest już dziś nauką ścisłą (...) i wielką pomocą służyć tu mogą elektroniczne maszyny matematyczne. Z tymi maszynami, i ogólnie z maszynami do liczenia, nie jest u nas świetnie. W Moskwie widziałem, że każda kasjerka w byle samoobsługowym barze oblicza błyskawicznie należność na takiej maszynce. W Kopenhadze na mostach siedzą studenci z elektronicznymi maszynkami, obliczają dla celów urbanistyczno-technicznych częstotliwość ruchu osób pieszych i pojazdów najrozmaitszego gatunku. Ostatnio u nas, na nowym Rondzie Aleje Jerozolimskie Nowy Świat, również widziałem takiego studenta. Uzbrojony był w... ołówek i zeszyt w kratkę.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 06/1961, str. 8

„Rzeczywistość zbudowana z fałszu prowadzi do katastrofy…”

W kolejnych numerach wracają teksty o cybernetyce i cudach informatyki. „Co będzie robił człowiek, gdy rachować i myśleć będą za niego mózgi elektronowe, a pracować roboty?” – zastanawiała się w wydaniu z 11 lutego 1962 r. Zofia Starowieyska-Morstinowa i recenzując słynną książkę prof. Norberta Wienera „Cybernetyka i społeczeństwo” stwierdziła, że nauki humanistyczne i ścisłe wcale nie są od siebie aż tak odległe, jak z pozoru mogłoby się zdawać. 

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 07/1962, str. 4

Nie dowiedziałam się, jak są zbudowane mózgi atomowe, bo tego zrozumieć nie mogę, ale dowiedziałam się, że podstawą prawidłowego funkcjonowania jest dobra, rzetelna informacja. Wiem: informacja dla mózgu elektronowego a dla człowieka to dwie różne rzeczy. Niemniej, jakżeż nie snuć porównań, gdy się dowiadujemy, że informacja fałszywa niszczy mózg elektronowy, gdyż maszyna  bardziej konsekwentna niż człowiek – raz wepchnięta na tor fałszywy, musi dojść do własnej dezintegracji. A w świecie ludzkim? Rzeczywistość zbudowana w ludzkim mózgu z fałszu zawsze prowadzi do katastrofy. (…) I mózg elektronowy przestał być dla mnie straszakiem, czymś obcym i dalekim. 

W kolejnych latach na łamach „Tygodnika” pojawiły się setki felietonów i analiz dotyczących nowych technologii. Już w latach 70. zaczęto np. publikować artykuły poświęcone wpływowi komputerów na młodzież czy przestrzeganiu prawa do prywatności w epoce cyfrowej. 

Nastroje dotyczące zbytniego wchodzenia w szczegóły techniczne chyba dość dobrze oddaje notka z 1963 r.: 

W ZSRR trwają prace nad budową ,,akceleratora cybernetycznego”, który nadawałby cząstkom energię do biliona elektronowoltów. Jak donosi PAP, „pomysł akceleratora jest prosty. Polega on na tym, aby do czuwania nad precyzyjnym biegiem cząstek w środku komory przyspieszeń zastosować mózg elektronowy, którego refleks dorównuje błyskawiczności lotów protonów”. Rzeczywiście prosty. Wszystko rozumiemy.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Nr 20/1963, str. 1

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej