Gdy Jezus staje się uniwersalny

Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są chciane przez Boga - głosi amerykański franciszkanin Richard Rohr.

19.06.2023

Czyta się kilka minut

Richard Rohr i Wenus / MATERIAŁY PRASOWE WHITAKER HOUSE
Richard Rohr i Wenus / MATERIAŁY PRASOWE WHITAKER HOUSE

Dedykuję tę książkę mojemu ukochanemu czarnemu labradorowi – Wenus, którą musiałem oddać w ręce Boże. (...) Wenus również była dla mnie Chrystusem”. Zacytowane wyżej zdanie, autorstwa franciszkanina Richarda Rohra, pochodzi z jego najnowszej książki „Uniwersalny Chrystus”. Dedykacja ta, nawet jeśli może drażnić pobożne myśli wielu katolików, nie jest wyrazem rozregulowanych emocji po utracie ukochanego psa. Nie jest również tanią prowokacją marketingową jednego z bardziej płodnych i znanych pisarzy duchowych, także w Polsce (po polsku wydano już kilkanaście jego książek).

Religia ograniczona

Tak, „Uniwersalny Chrystus” okazał się bestsellerem „New York Timesa” i zachwalał go m.in. Bono. Owszem, Rohr potrafi pisać w sposób intrygujący i wciągający. Ale dedykowanie książki zmarłemu psu i przyznanie, że i on był dla autora Chrystusem, jest w tym przypadku rezultatem dogłębnego, wieloletniego namysłu teologicznego, ożywianego regularną, intensywną praktyką duchową. Jest też spójne z treścią książki. A treść ta odnosi się do fundamentalnego pytania: czy chrześcijaństwo jest jedną z lokalnych, „plemiennych” religii, czy też zdolne jest do wizji prawdziwie uniwersalistycznej, powszechnej (katolickiej)?

Uniwersalistyczny charakter chrześcijaństwa może się wydawać czymś oczywistym przynajmniej od czasów Pawła z Tarsu, który głosił, że nie trzeba stać się żydem (przyjąć obrzezania), by być chrześcijaninem. Nawet autor Ewangelii ­Mateusza – przynależący do bardziej judaizującego nurtu – kończy swoje dzieło „nakazem misyjnym” włożonym w usta zmartwychwstałego Jezusa: „Idąc, czyńcie uczniów ze wszystkich narodów” (Mt 28, 19). Z pewnością już od II wieku chrześcijaństwo porzuciło ścisły związek z konkretną grupą etniczną i nie wiązało swojego kultu z jednym, konkretnym miejscem.

Chrześcijaństwo (podobnie jak wiele innych religii) miało jednak zawsze trudność z wyzwoleniem się z „lokalności” w nieco innym – można nawet powiedzieć, głębszym – sensie tego słowa. Chodzi tu o skłonność do wysuwania roszczenia, iż w swojej konkretnej postaci posiadło pełnię boskiej prawdy i że owa konkretna postać stanowi jeśli nie jedyny, to najlepszy środek łączący ludzkość z Ostateczną Rzeczywistością. Wielowiekowa kościelna kariera sformułowanej w III wieku przez biskupa Kartaginy, Cypriana, zasady „extra ­ecclesiam nulla salus” (poza Kościołem nie ma zbawienia) jest tego dobitnym świadectwem.

Zasada ta była opierana na „lokalnej”, ograniczającej wizji relacji Boga do świata. Bóg – wedle tej koncepcji – przekroczył swoją radykalną transcendencję wobec stworzenia, wcielając się w Jezusa z Nazaretu. Tak rozumiane wcielenie dotyczy jednak tylko tej konkretnej postaci ludzkiej – z jej konkretną, ograniczoną historią. Owszem, historia ta trwa nadal, ale nadal jest ograniczona – np. Jezus pozostaje realnie, substancjalnie i prawdziwie obecny w świecie – lecz ta forma jego obecności ogranicza się do eucharystycznych postaci chleba i wina. Aby wejść w pełny kontakt z Bogiem, trzeba zatem stać się członkiem wspólnoty, która jest kontynuatorką historii Jezusa i w której zapewniony jest dostęp do Eucharystii.

Boski pluralizm

Owszem, na przestrzeni wieków można spotkać chrześcijańskich myślicieli, którzy mieli świadomość, że żadna tradycja – również chrześcijaństwo – nie ogarnie i nie pojmie w pełni boskiej wszechobecności. W XX wieku i współcześnie teologowie tacy wyraźnie mówili, iż także inne religie stanowią drogi Boga do ludzi i ludzi do Boga. Byli jednak najczęściej marginalizowani przez kościelne władze i instytucje.

Dopiero w XXI wieku doczekaliśmy się wypowiedzi najwyższego katolickiego autorytetu – biskupa Rzymu – sugerującej, że warto się uwolnić od takiej zawężającej wizji chrześcijaństwa. Mowa tu o deklaracji z Abu-Zabi ogłoszonej w 2019 r. wspólnie przez papieża Franciszka i wielkiego imama Al-Azharu Ahmeda al-Tajeba.

Stwierdzają oni w niej: „Wolność jest prawem każdej osoby: każda jednostka cieszy się wolnością wyznania, myśli, wyrażania i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są chciane przez Boga w Jego mądrości, poprzez którą stworzył on ludzi. Ta właśnie Boska mądrość jest źródłem, z którego wypływa wolność wyznania i wolność do bycia różnymi. Stąd należy odrzucić przymus przynależności do konkretnej religii lub kultury, jak również narzucanie kulturowych sposobów życia, których inni nie akceptują”.

Konsekwencją stwierdzenia, że Bóg chce wielości religii w swojej stwórczej mądrości i że stąd wypływa wolność wyznania – czyli wolność wyboru własnej drogi do jedności z Ostateczną Rzeczywistością – jest uznanie, że jedność ta jest możliwa na wielu religijnych drogach, nie tylko w chrześcijaństwie.

Deklaracja z Abu-Zabi wzbudziła w świecie chrześcijańskim różne reakcje. Dla wielu była trudna do przyjęcia: jak można ją pogodzić – pytano – z fundamentalną dla chrześcijaństwa wiarą w Jezusa Chrystusa jako wcielonego Boga? Pytanie powyższe jest bardzo ważne. Ale odpowiedź na nie jest możliwa. Jedną z jej wersji jest właśnie książka Richarda Rohra „Uniwersalny Chrystus”.

Wszędzie Chrystus

Rohr – jako teolog i duszpasterz – jest świadomy, że my, chrześcijanie, „stopniowo ograniczyliśmy Bożą obecność do osoby Jezusa”. Takie ograniczenie uznaje jednak za pomyłkę, gdyż „tymczasem ta obecność podobnie jak światło jest wszechobecnością”. Dlatego, przekonuje, żadna religia (kultura, naród) nie ma monopolu na prawdę i nie zdoła sama wyrazić pełni objawienia.

Amerykański franciszkanin zwraca uwagę na dwuaspektowy charakter imienia centralnej dla chrześcijaństwa postaci: Jezusa Chrystusa. Imię Jezus kieruje naszą uwagę na konkretną osobę ludzką, rabbiego z Nazaretu. „Chrystus” nie jest jednak, przekonuje Rohr, po prostu „nazwiskiem” Jezusa. Wskazuje raczej na uniwersalny charakter rzeczywistości, która ujawniła się w konkretnej postaci Jezusa. Chrystus, pisze Rohr, to „imię dla transcendentnego wymiaru każdej rzeczy”, „imię dla wszystkiego, co osiągnęło swą pełnię”.

Biorąc pod uwagę współczesną wiedzę o historii wszechświata, w której historia ludzkości stanowi „ostatnie mgnienie” (a historia objawienia biblijnego mgnienie wewnątrz tego mgnienia), trzeba, zdaniem Rohra, skupić uwagę na samej idei stworzenia i wydobyć na plan pierwszy te wątki chrześcijańskiej myśli, które uznają, że właśnie samo stworzenie jest samoobjawieniem się Boga. Co więcej: skoro Bóg jest absolutną miłością, a miłość dąży do jedności z ukochanym/ą, stworzenie ściśle łączy się też z wcieleniem: „Bóg kocha rzeczy stając się nimi”. „Boskie DNA – Rohr nie boi się używać w teologicznym dyskursie metafor wziętych z języka współczesnej nauki – jest zawarte we wszystkich stworzeniach”. Wcielenie – w tej perspektywie – to coś więcej niż fakt, że Bóg stał się Jezusem. „Światopogląd wcielenia” – którego broni franciszkanin – to rozpoznanie Bożej obecności w każdej rzeczy i w każdym człowieku.

Nacisk położony na uniwersalizm może sprawić, że stracimy z oczu to, co konkretne i niepowtarzalne. Rohr jest tego świadom, wskazuje nawet, że taka tendencja ujawniła się w najważniejszych wyznaniach wiary Kościoła – Składzie Apostolskim i Credo nicejsko-konstantynopolitańskim. W obu konkretne życie Jezusa pomiędzy narodzinami a śmiercią zostało pominięte, „skwitowane jednym przecinkiem” pomiędzy zdaniem, że narodził się/przyjął ciało z Marii, a drugim, mówiącym o umęczeniu/ukrzyżowaniu pod Poncjuszem Piłatem. Zarówno Skład Apostolski, jak i Credo nicejsko- -konstantyno­politańskie nie zawierają żadnej wzmianki o sposobie życia i działania Jezusa, nie mówią niemal nic „o czymkolwiek, co można by zamienić na działanie” (trzeba w tym miejscu zauważyć, że książka Rohra posiada tę samą słabość – na temat życia Jezusa z Nazaretu znajdziemy w niej bardzo niewiele).

„Musi istnieć – dla Rohra to bardzo ważne – jakiś sposób, by być zarówno w tym, co jest tutaj, jak i w głębi tego, co jest tutaj”, czyli sposób zachowania równowagi pomiędzy uważnością na niepowtarzalny konkret życia a świadomością uniwersalnej jedności wszystkich takich konkretów – zarówno między sobą, jak i z boską podstawą całego świata. „Gdy Bóg jest jedynie osobisty, staje się plemienny i sentymentalny, a gdy jest uniwersalny, to nigdy nie wychodzi poza abstrakcyjne teorie i filozoficzne zasady” – trzeba więc nauczyć się łączyć Jezusa i Chrystusa, wymiar osobisty, konkretny i uniwersalny.

Z tego właśnie powodu franciszkanin nie odrzuca sakramentalnego charakteru chrześcijaństwa. Przeciwnie, podkreśla jego znaczenie, interpretując go jednak w sposób inkluzywny, a nie wyłączający. Formułuje sakramentalną zasadę duchowości: „zacznij od konkretnego przeżycia z udziałem elementów świata fizycznego, a dusza przeniesie to na poziom uniwersalny, w ten sposób to, co prawdziwe w tym pojedynczym doświadczeniu, staje się prawdziwe wszędzie indziej”.

To, co specyficznie chrześcijańskie (wcielenie w Jezusa, Jego życie, śmierć, zmartwychwstanie), wyłania się z istoty rzeczywistości, pozwala ją nam wyraźnie zobaczyć, a nie jest czymś „nie z tego świata”, co przychodzi jakby „z zewnątrz”. Wcielenie to nie pojedyncze wydarzenie – ono trwa w całej historii. Zamiast mówić o „powtórnym przyjściu Chrystusa”, lepiej mówić o „wiecznym przychodzeniu Chrystusa”. Zmartwychwstanie Jezusa polegało na tym, że „zasadniczo jedno ograniczone ciało Jezusa przekształciło się we wszechobecne światło”.

Zmartwychwstały jest światłem świata (bardzo ważny motyw Ewangelii Jana!). Światła nie można zobaczyć – dlatego Chrystusowa wszechobecność może umknąć naszej uwadze – ale dzięki światłu widzimy wszystko inne. Dlatego Rohr wierzy, że gdy Jezus mówił „to jest moje Ciało”, miał na myśli nie pojedynczy kawałek chleba, ale cały wszechświat: „­Eucharystia, podobnie jak zmartwychwstanie, nie jest wydarzeniem wyjątkowym ani dziwną anomalią”.

Wolność, miłość, cierpienie

Egzystencjalną konsekwencją takiej wizji jest uważność na to, co konkretne i niepowtarzalne, bez tendencji do zamykania się w jakimkolwiek partykularyzmie. Rolą autentycznej religii – Rohr odwołuje się tu do etymologii tego słowa – jest połączenie nas ze wszystkim: „celem życia chrześcijańskiego nie jest odróżnianie się od bezbożnych, ale trwanie w radykalnej solidarności ze wszystkimi i wszystkim innym”. A „jedyne, co Jezus wykluczył, to samo wykluczenie”.

Radykalna solidarność ze wszystkim, co istnieje, wiąże się także z zauważeniem cierpienia. Dlatego dopełnieniem wcielenia Boga w Jezusie jest krzyż, który „jest wielkim aktem solidarności Boga w miejsce sądu”. Rohr zdecydowanie odrzuca interpretację śmierci Jezusa w kategoriach sprawiedliwości retrybutywnej – jakiejś konieczności odpłaty za zło.

Jedyną godną Boga ideą sprawiedliwości jest dla niego sprawiedliwość naprawcza. W tej perspektywie Krzyż jest symbolem zjednoczenia tego, co boskie i stworzone, oraz stworzenia między sobą. Zbawienie nie jest po prostu indywidualnym ratunkiem przed piekłem, lecz raczej naprawą całego świata. W gruncie rzeczy istnieje, pisze Rohr, „jedno życie – jedna śmierć – jedno cierpienie”. Dlatego najważniejszym biblijnym obrazem zbawienia jest obraz uczty weselnej.

Zmartwychwstanie ma wymiar przede wszystkim powszechny: „nic naprawdę dobrego nie może umrzeć”. Rohr porównuje wschodnie ikony i zachodnie obrazy zmartwychwstania – na Zachodzie Jezus sam wychodzi z grobu, na Wschodzie – „opróżnia” piekło, wydobywa zeń Adama i wszystkich, którzy tkwili tam w więzach.

Droga zbawienia – naprawy świata – nie może posługiwać się mechanizmem „kozła ofiarnego”, czyli zrzucania winy za doświadczane zło czy cierpienie na konkretne grupy czy osoby. Właściwy sposób radzenia sobie z cierpieniem jest zupełnie inny.

Opiera się on, po pierwsze, na zauważeniu, że stworzenie jest w swojej pierwotnej istocie dobre. Pierworodna jest dobroć, a nie grzech. Jeśli jest jakaś wartość w idei grzechu pierworodnego, to taka, że nie musimy „martwić się kruchością i zranieniem, które wszyscy nosimy”, nie musimy się za nasze ułomności wzajemnie oskarżać. Fakt zaś, że pierworodna jest dobroć, znaczy, że „nigdy nie byłem oddzielony od Boga i nigdy nie będę – chyba że w moim umyśle”.

Cierpienie, sugeruje Rohr, jest – obok miłości – jedną z dwóch dostępnych ludzkości ścieżek transformacji polegającej na wyzwoleniu się z iluzji, iż możemy egzystować na poziomie naszego małego „ego” oddzielonego od reszty rzeczywistości. W języku chrześcijańskim franciszkanin wyraża to stwierdzeniem, że podstawową strukturą rzeczywistości jest śmierć i zmartwychwstanie. Życie obejmuje nieuchronnie cierpienie i umieranie, tracenie tego, co cenne, ale – jednocześnie – odzyskiwanie tego na innym poziomie, na którym rozpoznajemy naszą jedność z całą rzeczywistością, przepełnioną Bożą obecnością.

Przyjmując życie takie, jakie jest, także z cierpieniem, które niesie, nie próbując zwalić winy na kogoś innego, stajemy się zdolni zobaczyć obraz Boga w kamieniach i kwiatach, uszanować go w sobie – a to jest warunkiem zobaczenia go w bliźnich. Wówczas możemy dostrzec, że cały „wszechświat jest Ciałem Boga, zarówno w swojej istocie, jak i w swoim cierpieniu”, a „»zmartwychwstanie« to inne słowo oznaczające zmianę, ale jest to szczególna pozytywna zmiana, którą można zaobserwować tylko na dłuższą metę; na krótką metę często wygląda to jak śmierć”. Wówczas „każdy obiekt, który budzi w nas szacunek lub uszanowanie, jest w tym momencie »Chrystusem« lub pomazańcem dla nas” – i może to być także zmarły pies.

▪▪▪

Teologiczna wizja nakreślona przez Rohra jest oczywiście tylko szkicem. Nie odpowiada na wszystkie pytania, ba – rodzi wiele nowych. Ta jej ułomność jest jednocześnie jej siłą – ujawnia bowiem, że mierzy się z rzeczywistością, której nie da się wyczerpująco przedstawić, że jedyne, co mogą osiągnąć słowa, to inspiracja i otwarcie horyzontu duchowych poszukiwań, a nie stworzenie precyzyjnej i racjonalnie uzasadnionej teorii Boga i świata. ©℗

 

Richard Rohr UNIWERSALNY CHRYSTUS. PRAWDA, KTÓRA ZMIENIA WSZYSTKO przeł. Wojciech Drążek, Wydawnictwo WAM, Kraków 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jezus uniwersalny