Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydent miasta prof. Jacek Majchrowski mówił w lokalnym dodatku “Gazety Wyborczej" (28-29 lutego b.r.): “Tishman wcale nie opuszcza Krakowa. Projekt Nowego Miasta nie jest zagrożony". Z tą opinią należy polemizować. Bo tak naprawdę nowa dzielnica - taka, jaką wymyślono przed siedmiu laty - nie powstanie już nigdy.
Diametralnie zmieniły się warunki: Kraków nie jest już dzisiaj “zapomnianą perłą" Europy Środkowej, wartą odkrycia i zainwestowania. Tishman - który w 1998 r. wygrał ogłoszony przez miasto, wojewodę i kolej przetarg na zagospodarowanie obszaru Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego - wszędzie działa w ten sam sposób: zanim rozpocznie budowę, prowadzi w świecie szeroką akcję marketingową nieistniejącej jeszcze powierzchni biurowej, starając się sprowadzić w nowe miejsce duże, bogate firmy - z korzyścią nie tylko dla siebie.
Kiedy zawiązana została spółka Tishman Speyer Properties Polska (do której gmina wniosła 2 hektary gruntu), zapowiadano wybudowanie na 6 hektarach 250 tys. m2˛ biur, hoteli, kin i sklepów. Pierwsze budynki miały stanąć w 2000 r. Powstawała idea Nowego Miasta: z 60 tys. m2˛ sklepów, 20 tys. m˛2 biur, multikinem, czterogwiazdkowym hotelem i parkingiem na 2400 samochodów. Nie zapomniano też o przestrzeni publicznej: tzw. Forum Nowego Miasta.
Metoda, która sprawdziła się w Nowym Jorku, Londynie, Frankfurcie czy Saő Paulo, w Krakowie okazała się absolutnie nieprzydatna. W interesach nie obowiązuje krakowskie hasło reklamowe “mamy czas". Jedna z pięciu największych firm consultingowych świata, zainteresowana stworzeniem nad Wisłą środkowoeuropejskiej centrali, wycofała się po pięciu latach czekania. Za nią poszli inni. Potencjalni inwestorzy instalowali się w Pradze, Budapeszcie, Bratysławie czy Kijowie, wszędzie rozpowszechniając negatywną opinię o Krakowie jako mieście nieprzyjaznym biznesowi. Krakowski przykład Tishmana jest zresztą czymś w rodzaju pars pro toto: południowokoreański koncern Hyundai zrezygnował właśnie z inwestowania na Dolnym Śląsku, wybierając Słowację.
W czasie, gdy z Krakowa bezpowrotnie uciekały pieniądze, gdy rozwiewały się marzenia o nowych miejscach pracy, Tishman bezskutecznie walczył z urzędniczym bezwładem (o ile nie ze złą wolą). Chris Humnicki, przedstawiciel firmy, mówił w wywiadzie udzielonym “Tygodnikowi Powszechnemu" (29 września 2002): “To kwestia braku wyobraźni. Kiedy rozmawia się z tzw. »władzami«, odnosi się wrażenie, że kierują się w swoich działaniach wyłącznie własnym bezpieczeństwem. Starają się uniknąć odpowiedzialności, która zawsze wiąże się z podejmowaniem decyzji, wszystko jedno, negatywnej albo pozytywnej. Lepiej jest więc nic nie robić".
Dwa lata zajęło przekonywanie radnych o wiarygodności powszechnie znanej firmy, posiadającej nieruchomości warte ok. 10 mld dolarów, w tym Rockefeller Center oraz Chrysler Building (trzeba było nawet zorganizować wycieczkę do Berlina!). Kolejne wybory samorządowe przynosiły konieczność renegocjacji podjętych już decyzji. Rozmowy z PKP dotyczące własności gruntów trwały aż do kwietnia 2002 (wicepremier Marek Pol uznał za swój osobisty sukces wstrzymanie podpisania umowy z Tishmanem w grudniu 2001). Z PKS - do listopada 2002 r. Z Pocztą Polską - do grudnia 2002 r.
W czerwcu 2002 r. Tishman nawiązał współpracę z niemiecką firmą ECE Projektmanagement. Przed dwoma tygodniami okazało się, że oznacza to faktyczne wycofanie się amerykańskiej firmy z Krakowa.
W tej sytuacji zastanawia dobre samopoczucie urzędników. Nowe Miasto już teraz jest straconą szansą. Oczywiście, dobrze się stanie, że zdewastowana i chaotyczna przestrzeń w okolicy Dworca Głównego zostanie wreszcie w jakikolwiek sposób zagospodarowana. Szkoda tylko, że to, co lepsze, zostało wyparte przez to, co gorsze. Niemcy, dysponujący o wiele mniejszym budżetem i mniejszymi możliwościami ściągnięcia do Krakowa dużego biznesu, nie zdołają zrealizować projektu w skali planowanej pod koniec lat 90. Najpewniej w centrum miasta zamiast wielkiego centrum międzynarodowego biznesu powstanie coś w rodzaju dzielnicy-hipermarketu.
I za tę zmianę nikt - ani we władzach samorządowych, ani centralnych (byłych i obecnych) - nie poniesie najpewniej żadnej odpowiedzialności. A to źle wróży także na przyszłość. Bo nonszalancja wobec Nowego Miasta oraz ignorowanie opinii publicznej w tej sprawie dotyczy nie tylko tego, co już zostało zaprzepaszczone.
Jak ocenić np. fakt, że projekt architektoniczny, który zastąpił znaną wszystkim krakowianom (choćby z planszy witającej ich dotąd na placu przydworcowym) propozycję Tishmana, został przez miasto zaakceptowany bez jakiejkolwiek debaty społecznej? Oficjalnie nie poproszono o konsultację nawet środowiska architektów. A wielu mieszkańców nadal żyje w przekonaniu, że przestronny plac przed XIX-wiecznym budynkiem dworca stanie się kiedyś ulubionym miejscem spotkań krakowian i turystów. Ile osób ma świadomość, że nowy projekt zagospodarowania tego terenu praktycznie nie przewiduje przestrzeni publicznej?
Zamiast rozmawiać o tym, jak najlepiej wykorzystać w Nowym Mieście środki i możliwości, którymi dysponują teraz Kraków, ECE i Tishman (amerykańska firma zastanawia się właśnie, jaki procent udziału zachować w nieudanym przedsięwzięciu), podstawowym tematem debaty staje się przyszłość neonu pozostałego po zburzonym (na szczęście) barze “Smok", który jeszcze niedawno straszył podróżnych wychodzących z dworca.
Nieumiejętność czy też niechęć do włączania mieszkańców w politykę miasta, objawia się zresztą nie tylko w sprawie Tishmana. Dobrym przykładem jest tu kwestia zagospodarowania zaniedbanego Placu Bohaterów Getta - miejsca kaźni żydowskich krakowian. Najpierw nie rozmawiano o tym problemie w ogóle. Potem miasto rozpisało konkurs architektoniczny (ograniczony, nie wiedzieć czemu, do architektów miejscowych). Ogłoszono wyniki. Projekt nagrodzony wzbudził mnóstwo kontrowersji i dopiero one wywołały krótką debatę o tym, co powinno się zrobić z ciągle jeszcze zapomnianą przestrzenią dawnego getta. O tym, że można by zaprosić do Krakowa największego współczesnego architekta zajmującego się pamięcią, Daniela Libeskinda, nikt nawet nie pomyślał. A kto wie, czy urodzony w Polsce autor Muzeum Żydowskiego w Berlinie nie byłby zainteresowany pracą w miejscu związanym z historią Polańskiego i Schindlera.
W Berlinie istnieje “Stadtforum", instytucja obywatelska, skupiająca urzędników, architektów, biznesmenów, prawników i wszystkich mieszkańców, których bezinteresowna współpraca realnie wpływa na kształt stolicy Niemiec. W Krakowie rodzą się właśnie takie inicjatywy mieszkańców, przerażonych postępującą degradacją ich miasta. Niedawny protest przeciw budowie całorocznego toru saneczkowego i skoczni narciarskiej (!) na chronionych dotąd łąkach pod Kopcem Kościuszki podpisali najwybitniejsi krakowscy intelektualiści. Szkoda tylko, że miasta trzeba bronić przed urzędnikami, a nie we współpracy z nimi.