Forum czy hipermarket?

Kiedy pod koniec lutego Tishman Speyer Properties, firma, która od 1997 r. próbowała zbudować w Krakowie Nowe Miasto, wycofała się - po raz pierwszy w swej historii - z planów inwestycyjnych, urzędnicy miejscy nie wydawali się specjalnie zaniepokojeni. Ot, firmę amerykańską zastąpi koncern niemiecki który po prostu dokończy dzieła, stawiając koło dworca kolejowego centrum komercyjne.

14.03.2004

Czyta się kilka minut

Prezydent miasta prof. Jacek Majchrowski mówił w lokalnym dodatku “Gazety Wyborczej" (28-29 lutego b.r.): “Tishman wcale nie opuszcza Krakowa. Projekt Nowego Miasta nie jest zagrożony". Z tą opinią należy polemizować. Bo tak naprawdę nowa dzielnica - taka, jaką wymyślono przed siedmiu laty - nie powstanie już nigdy.

Diametralnie zmieniły się warunki: Kraków nie jest już dzisiaj “zapomnianą perłą" Europy Środkowej, wartą odkrycia i zainwestowania. Tishman - który w 1998 r. wygrał ogłoszony przez miasto, wojewodę i kolej przetarg na zagospodarowanie obszaru Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego - wszędzie działa w ten sam sposób: zanim rozpocznie budowę, prowadzi w świecie szeroką akcję marketingową nieistniejącej jeszcze powierzchni biurowej, starając się sprowadzić w nowe miejsce duże, bogate firmy - z korzyścią nie tylko dla siebie.

Kiedy zawiązana została spółka Tishman Speyer Properties Polska (do której gmina wniosła 2 hektary gruntu), zapowiadano wybudowanie na 6 hektarach 250 tys. m2˛ biur, hoteli, kin i sklepów. Pierwsze budynki miały stanąć w 2000 r. Powstawała idea Nowego Miasta: z 60 tys. m2˛ sklepów, 20 tys. m˛2 biur, multikinem, czterogwiazdkowym hotelem i parkingiem na 2400 samochodów. Nie zapomniano też o przestrzeni publicznej: tzw. Forum Nowego Miasta.

Metoda, która sprawdziła się w Nowym Jorku, Londynie, Frankfurcie czy Saő Paulo, w Krakowie okazała się absolutnie nieprzydatna. W interesach nie obowiązuje krakowskie hasło reklamowe “mamy czas". Jedna z pięciu największych firm consultingowych świata, zainteresowana stworzeniem nad Wisłą środkowoeuropejskiej centrali, wycofała się po pięciu latach czekania. Za nią poszli inni. Potencjalni inwestorzy instalowali się w Pradze, Budapeszcie, Bratysławie czy Kijowie, wszędzie rozpowszechniając negatywną opinię o Krakowie jako mieście nieprzyjaznym biznesowi. Krakowski przykład Tishmana jest zresztą czymś w rodzaju pars pro toto: południowokoreański koncern Hyundai zrezygnował właśnie z inwestowania na Dolnym Śląsku, wybierając Słowację.

W czasie, gdy z Krakowa bezpowrotnie uciekały pieniądze, gdy rozwiewały się marzenia o nowych miejscach pracy, Tishman bezskutecznie walczył z urzędniczym bezwładem (o ile nie ze złą wolą). Chris Humnicki, przedstawiciel firmy, mówił w wywiadzie udzielonym “Tygodnikowi Powszechnemu" (29 września 2002): “To kwestia braku wyobraźni. Kiedy rozmawia się z tzw. »władzami«, odnosi się wrażenie, że kierują się w swoich działaniach wyłącznie własnym bezpieczeństwem. Starają się uniknąć odpowiedzialności, która zawsze wiąże się z podejmowaniem decyzji, wszystko jedno, negatywnej albo pozytywnej. Lepiej jest więc nic nie robić".

Dwa lata zajęło przekonywanie radnych o wiarygodności powszechnie znanej firmy, posiadającej nieruchomości warte ok. 10 mld dolarów, w tym Rockefeller Center oraz Chrysler Building (trzeba było nawet zorganizować wycieczkę do Berlina!). Kolejne wybory samorządowe przynosiły konieczność renegocjacji podjętych już decyzji. Rozmowy z PKP dotyczące własności gruntów trwały aż do kwietnia 2002 (wicepremier Marek Pol uznał za swój osobisty sukces wstrzymanie podpisania umowy z Tishmanem w grudniu 2001). Z PKS - do listopada 2002 r. Z Pocztą Polską - do grudnia 2002 r.

W czerwcu 2002 r. Tishman nawiązał współpracę z niemiecką firmą ECE Projektmanagement. Przed dwoma tygodniami okazało się, że oznacza to faktyczne wycofanie się amerykańskiej firmy z Krakowa.

W tej sytuacji zastanawia dobre samopoczucie urzędników. Nowe Miasto już teraz jest straconą szansą. Oczywiście, dobrze się stanie, że zdewastowana i chaotyczna przestrzeń w okolicy Dworca Głównego zostanie wreszcie w jakikolwiek sposób zagospodarowana. Szkoda tylko, że to, co lepsze, zostało wyparte przez to, co gorsze. Niemcy, dysponujący o wiele mniejszym budżetem i mniejszymi możliwościami ściągnięcia do Krakowa dużego biznesu, nie zdołają zrealizować projektu w skali planowanej pod koniec lat 90. Najpewniej w centrum miasta zamiast wielkiego centrum międzynarodowego biznesu powstanie coś w rodzaju dzielnicy-hipermarketu.

I za tę zmianę nikt - ani we władzach samorządowych, ani centralnych (byłych i obecnych) - nie poniesie najpewniej żadnej odpowiedzialności. A to źle wróży także na przyszłość. Bo nonszalancja wobec Nowego Miasta oraz ignorowanie opinii publicznej w tej sprawie dotyczy nie tylko tego, co już zostało zaprzepaszczone.

Jak ocenić np. fakt, że projekt architektoniczny, który zastąpił znaną wszystkim krakowianom (choćby z planszy witającej ich dotąd na placu przydworcowym) propozycję Tishmana, został przez miasto zaakceptowany bez jakiejkolwiek debaty społecznej? Oficjalnie nie poproszono o konsultację nawet środowiska architektów. A wielu mieszkańców nadal żyje w przekonaniu, że przestronny plac przed XIX-wiecznym budynkiem dworca stanie się kiedyś ulubionym miejscem spotkań krakowian i turystów. Ile osób ma świadomość, że nowy projekt zagospodarowania tego terenu praktycznie nie przewiduje przestrzeni publicznej?

Zamiast rozmawiać o tym, jak najlepiej wykorzystać w Nowym Mieście środki i możliwości, którymi dysponują teraz Kraków, ECE i Tishman (amerykańska firma zastanawia się właśnie, jaki procent udziału zachować w nieudanym przedsięwzięciu), podstawowym tematem debaty staje się przyszłość neonu pozostałego po zburzonym (na szczęście) barze “Smok", który jeszcze niedawno straszył podróżnych wychodzących z dworca.

Nieumiejętność czy też niechęć do włączania mieszkańców w politykę miasta, objawia się zresztą nie tylko w sprawie Tishmana. Dobrym przykładem jest tu kwestia zagospodarowania zaniedbanego Placu Bohaterów Getta - miejsca kaźni żydowskich krakowian. Najpierw nie rozmawiano o tym problemie w ogóle. Potem miasto rozpisało konkurs architektoniczny (ograniczony, nie wiedzieć czemu, do architektów miejscowych). Ogłoszono wyniki. Projekt nagrodzony wzbudził mnóstwo kontrowersji i dopiero one wywołały krótką debatę o tym, co powinno się zrobić z ciągle jeszcze zapomnianą przestrzenią dawnego getta. O tym, że można by zaprosić do Krakowa największego współczesnego architekta zajmującego się pamięcią, Daniela Libeskinda, nikt nawet nie pomyślał. A kto wie, czy urodzony w Polsce autor Muzeum Żydowskiego w Berlinie nie byłby zainteresowany pracą w miejscu związanym z historią Polańskiego i Schindlera.

W Berlinie istnieje “Stadtforum", instytucja obywatelska, skupiająca urzędników, architektów, biznesmenów, prawników i wszystkich mieszkańców, których bezinteresowna współpraca realnie wpływa na kształt stolicy Niemiec. W Krakowie rodzą się właśnie takie inicjatywy mieszkańców, przerażonych postępującą degradacją ich miasta. Niedawny protest przeciw budowie całorocznego toru saneczkowego i skoczni narciarskiej (!) na chronionych dotąd łąkach pod Kopcem Kościuszki podpisali najwybitniejsi krakowscy intelektualiści. Szkoda tylko, że miasta trzeba bronić przed urzędnikami, a nie we współpracy z nimi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2004