Dramat w Odessie

To najkrwawsza tragedia w najnowszej historii Odessy: 2 maja, zginęło co najmniej 46 ludzi, a setki zostały ranne.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Po starciach w Domu Związków Zawodowych, Odessa, 4 maja 2014 r. / Fot. Anatolii Stepanov / AFP / EAST NEWS
Po starciach w Domu Związków Zawodowych, Odessa, 4 maja 2014 r. / Fot. Anatolii Stepanov / AFP / EAST NEWS

O tym, że w Odessie zanosi się na rozróby, rosyjskie media trąbiły od kilku dni. Jak zawsze mówiły o Prawym Sektorze, który według nich ma być główną siłą polityczną na Ukrainie. W Odessie wielu ludzi niestety wciąż tym mediom wierzy.
W piątek w naszym mieście miał odbyć się mecz odeskiego Czarnomorca z charkowskim Metallistem. Charkowscy kibice chcieli przejść przez centrum na stadion. Fani futbolu są dziś jedną z sił, które najbardziej manifestują przywiązanie do ukraińskości i ukraińskiego państwa. Dlatego na plac, skąd miał ruszyć pochód, przyszło ok. 1,5 tys. mieszkańców Odessy: chcieli razem z kibicami pójść na stadion. Atmosfera była patriotyczna.
Prorosyjscy aktywiści nazywają się ludźmi z Kulikowego Pola (od placu, gdzie do 2 maja stało ich miasteczko namiotowe). Jak sami przyznają, tego dnia na zaatakowanie charkowsko-odeskiej demonstracji zdecydowali się tylko najbardziej radykalni z nich. Ale nie ulega też wątpliwości: kibice i mieszkańcy Odessy nie powinni przechodzić obok Kulikowego Pola.
Na nagraniach widać, jak grupa zbrojnych w pałki prorosyjskich aktywistów idzie ku centrum; ich liderzy rozmawiają z milicjantami, a potem wszyscy przecinają drogę pochodowi ciągnącemu na stadion. Trudno nazwać to inaczej niż prowokacją. Widać, że co bardziej radykalni „kulikowcy” chcieli powtórzyć scenariusz doniecki: krwawo rozprawić się z siłami proukraińskimi. Ale to się nie udało. Nie dość, że kibice odparli atak, to dostali pomoc od mieszkańców miasta. „Majdanowcy” (strona proukraińska) mieli przewagę liczebną, otoczyli przeciwnika. Przyparci do muru, prorosyjscy aktywiści sięgnęli po broń palną; strzały padły m.in. z kałasznikowa. W tym czasie milicjanci zasłaniali strzelających tarczami: druga strona uznała to za dowód, że prorosyjscy radykałowie i milicja są w zmowie. I choć dzięki operatorowi odeskiego portalu „Trassa E95” widać, że milicjanci próbowali rozdzielić obie grupy, robili to skrajnie nieskutecznie.
Postawa milicji zmusza do pytania: dlaczego nie aresztowano uzbrojonych mężczyzn, którzy szli przez miasto? Dziś „kulikowcy” twierdzą, że obie strony używały broni palnej, ale nie ma na to dowodów. W starciach w centrum zginęły cztery osoby, w tym jedna od kuli. Ale tragiczniejszy był ciąg dalszy: w rezultacie szturmu na miasteczko namiotowe i podpalenia Domu Związków Zawodowych, gdzie schronili się prorosyjscy działacze, zginęło co najmniej 31 osób. Wozom strażackim dotarcie na miejsce zajęło 40 minut, a milicja nie podjęła żadnych działań. To „majdanowcy” razem ze strażakami ratowali później uwięzionych w budynku; według oficjalnych danych ocalono tak 300 osób.
Tego dnia zatrzymano ok. 150 osób, wśród nich obywateli Rosji. Za to wszyscy, którzy zginęli, pochodzili z Odessy. Wiele szczegółów jest wciąż nieznanych. Milicja nie umie powiedzieć, czy budynek podpalono od zewnątrz, czy od wewnątrz. Wicepremier Witalij Jarema twierdzi, że w budynku mógł zostać rozpylony jakiś gaz; tłumaczyłoby to szybką śmierć uwięzionych „kulikowców”. Dlaczego prorosyjscy radykałowie zaatakowali pokojowy marsz? Czemu milicja nie aresztowała ludzi chodzących po mieście z kałasznikowami? Kto podpalił budynek? I kto za tym wszystkim stoi? Odpowiedzi Odessa prędko nie pozna.
Ale za sprawą piątkowej tragedii dwie rzeczy wiemy na pewno. Bezczynność różnych władz już nie tylko drażni, ale może być przyczyną śmierci ludzi. System należy całościowo zreformować, a urzędników poddać lustracji. Po drugie, powtórka scenariusza ze wschodniej Ukrainy się w Odessie nie uda: proukraińscy mieszkańcy okazali się bardziej skłonni bronić swych przekonań niż ich rodacy w Doniecku i Ługańsku. A jeśli w mieście panoszą się agenci Putina, trzeba temu szybko przeciwdziałać.

przeł. Zbigniew Rokita

MICHAIŁ SZTEKEL jest ukraińskim dziennikarzem. Pochodzi z Odessy, pracuje w telewizji espresso.tv w Kijowie. W „TP” nr 17 ukazał się jego esej o Odessie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014