Dom zły

Tylko artysta wielkiej miary może sobie pozwolić na bezwzględną ocenę siebie i swoich rodaków. Stoi za nią bowiem ogromny szacunek dla rzeczywistości.

05.03.2012

Czyta się kilka minut

Nocny pejzaż smaganej wiatrem anatolijskiej prowincji przecinają światła trzech samochodów. W środku policjanci, lokalna żandarmeria, lekarz, prokurator z Ankary. Siedzący między nimi podejrzany ma wskazać miejsce ukrycia zwłok. To już tylko formalność, jako że dawno przyznał się do winy i opisał całe zdarzenie. Ale śledztwo tkwi w martwym punkcie, bo zabójca po wieczornym pijaństwie nie potrafi zlokalizować trupa. Jest ciemno, zimno, na dodatek w monotonnym stepowym pejzażu każde miejsce zdaje się wyglądać tak samo. Narastające zmęczenie, tudzież irytacja stróżów prawa, stopniowo przechodzą w melancholię. Twardzi mężczyźni zapadają się w sobie, a z czasem mimowolnie zaczynają się coraz bardziej odsłaniać. Kryminalna intryga ustępuje miejsca wiwisekcji tureckiej duszy.

***

„Pewnego razu w Anatolii” – już tytuł filmu Ceylana sugeruje, że w tej kameralnej historii chodzi o doświadczenie jak najbardziej zbiorowe. Tak właśnie Orhan Pamuk opisywał hüzün, nieuleczalną turecką melancholię, która wyraża się powszechną tęsknotą, a zarazem pokorną akceptacją swego losu. Jesteśmy w tureckim „domu złym”, gdzie, podobnie jak w filmie Smarzowskiego, ogniskują się najbardziej przeklęte problemy związane z tożsamością pewnego narodu. Bohaterowie Ceylana to przejęci swoją rolą funkcjonariusze, a zarazem ludzie niespełnieni, sfrustrowani mężczyźni, zawiedzeni w ambicjach wojownicy. Z porośniętych stepem terenów przemawia do nich miniona świetność, lecz pospolitość skrzeczy znacznie głośniej.

Poznajemy ludzi, u których samotność i prowincjonalne kompleksy już dawno przerodziły się w poczucie egzystencjalnego oddalenia. Nocna jazda po pustych krajobrazach Wyżyny Anatolijskiej i uwięzłe w niejasnościach śledztwo uświadamiają im bezwład, w jakim tkwią od lat, pośród biurokracji, kumoterstwa, wygodnych kłamstewek i usankcjonowanej przemocy. Swoim wnukom zapewne opowiedzą kiedyś męską gawędę – jak to pewnego razu w Anatolii prowadzili zakończone sukcesem dochodzenie w sprawie zabójstwa. Tylko doktor Cemal potrafi wyrazić swoją rozpacz. Robi to językiem Czechowa, ale w formie „dialogu wewnętrznego” – niby podczas rozmowy z kierowcą Alim, choć jednak we własnej głowie. Pozostali bohaterowie za wszelką cenę starają się „być mężczyznami” i ukryć wstydliwe słabości. Jak wielka jest cena tego stłumienia, to właśnie podskórny temat świetnego filmu Ceylana.

***

Kobiety są tu nieobecne, choć jednocześnie w tym znaczącym niebycie wydają się aż nazbyt obecne. „Kiedy znajdziesz puszkę Pandory, możesz szukać kobiety” – tym zdaniem komisarz Neci trafia w punkt nie tylko samego śledztwa, ale i męskiej tożsamości zafiksowanej na tradycji, której biernymi zakładnikami są wszyscy bohaterowie filmu. Określenie „płeć przeciwna” brzmi w tym świecie z wyjątkową mocą. Krewki komisarz jest w gruncie rzeczy pantoflarzem, który w wyczerpującej pracy chowa się przed domowymi kłopotami. Prokurator Nusret opowiada lekarzowi o samobójstwie swojej żony, jakby był to zaledwie przypadek z jego prawniczej kariery, bo nawet przed sobą samym nie potrafi przyznać się do winy. Doktor Cemal również skrywa jakąś ponurą historię, z byłą żoną w roli głównej.

Najbardziej elektryzująca scena filmu, która aż prosi się o metaforyczne odczytanie, to spotkanie ekipy śledczej z młodziutką córką wójta – piękna, milcząca dziewczyna z lampą oliwną uruchamia w mężczyznach dziwny niepokój. Zresztą cały film Ceylana usiany jest aluzjami, tropami kulturowymi i symbolami. Wokół trupa krąży czarny pies utożsamiany w islamie z postacią diabła. Toczące się w długim ujęciu jabłko, które śledzimy jak zahipnotyzowani, zanim utknie na mieliźnie strumienia pośród innych gnijących owoców, przynosi dopełnienie czechowowskich dywagacji doktora. „Pewnego razu...” tylko pozornie jest filmem skromnym i statycznym: zagęszczenie znaczeń ukrytych pomiędzy słowami i między kadrami przyprawia o zawrót głowy. Nawet drobiazgowe procedury śledcze, jak pisanie raportów czy sekcja zwłok, przemawiają do nas podwójnym sensem. Otwarte zakończenie niby rozwiązuje kryminalną zagadkę, ale komplikuje jeszcze bardziej jej psychologiczne podłoże.

***

Wspaniałość filmu Ceylana wynika nie tylko z misterności opowiadania. Podobnie jak w irańskim „Rozstaniu” Asghara Farhadiego, i tu udało się połączyć to, co lokalne, charakterystyczne dla obcej nam kultury, z czymś jak najbardziej uniwersalnym. Ceylan to zresztą godny spadkobierca najlepszych wzorów europejskiego kina: od Antonioniego po Tarkowskiego. Sposób, w jaki przemawia u niego pejzaż, odsyła także do tradycji bliskowschodniej, zwłaszcza do twórczości Kiarostamiego. Wcześniejsze filmy: „Majowe chmury”, „Uzak”, „Klimaty” były przede wszystkim opowieściami bardzo prywatnymi – Ceylan obsadzał w nich swoich rodziców, a w ostatnim z wymienionych zagrał nawet osobiście wraz z małżonką, wkraczając w rejony niezwykle intymnego wyznania. Począwszy od „Trzech małp” (2008) turecki reżyser rozszerza kąt widzenia, rozprawiając się z narodową mentalnością. Bohaterem jego filmów staje się tytułowa Anatolia, postrzegana nie tylko jako kraina geograficzna, ale także jako stan duszy.

Ostatni film Ceylana nagrodzony Grand Prix w Cannes, jeden z najlepszych tytułów minionego roku, to brutalna opowieść o świecie oglądanym przez brudną szybę – jak w pierwszym ujęciu, gdzie oprawca i ofiara siedzą razem w warsztacie samochodowym przy kolacji. W tym świecie nikogo nie interesuje prawda, bo liczy się zgrabnie napisany raport.

Tylko artysta miary Ceylana może sobie pozwolić na taką bezwzględność oceny siebie i swoich rodaków. Stoi za nią bowiem, podobnie jak w polskim kinie u Smarzowskiego, ogromny szacunek dla rzeczywistości. Ładunek realizmu jest u Ceylana tak wielki, że nawet obecność duchów wydaje się czymś naturalnym. Przemieszanie znanych aktorów z naturszczykami przydaje społecznej wiarygodności.

Ceylan potrafi też udowodnić, że świat może być jednocześnie i straszny, i śmieszny. Wbrew pozorom, niełatwa to sztuka, a sęk tkwi właśnie w słowie „jednocześnie”. 

„PEWNEGO RAZU W ANATOLII” – reż. Nuri Bilge Ceylan, scen. Nuri Bilge Ceylan, Ebru Ceylan, Ercan Kesal, zdj. Gökhan Tiryaki, wyst. Yılmaz Erdoğan, Taner Birsel, Muhammet Uzuner, Fırat Tanış, prod. Turcja/Bośnia i Hercegowina 2011. W kinach od 9 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2012