Dobry czas dla wojownika

Jest nie tylko premierem, ale jedyną liczącą się postacią greckiej polityki. Jednak Tsipras dziś i Tsipras sprzed roku to już nie ta sama osoba.

27.09.2015

Czyta się kilka minut

Na dzień przed wyborami Alexis Tsipras spotkał się w kawiarni z młodymi członkami swej partii. Ateny, 19 września 2015 r. / Fot. Angelos Tzortzinis / AFP / EAST NEWS
Na dzień przed wyborami Alexis Tsipras spotkał się w kawiarni z młodymi członkami swej partii. Ateny, 19 września 2015 r. / Fot. Angelos Tzortzinis / AFP / EAST NEWS

Alexis Tsipras, nowy-stary premier Grecji, może się uważać za dziecko szczęścia. Wygrał wybory parlamentarne, chociaż wszystko przemawiało za tym, że przegra z wielkim hukiem. Zawiódł przecież oczekiwania, zlekceważył własny program, dzięki któremu wygrał poprzednie wybory w styczniu – i sprzeniewierzył się woli wyborców, którzy dość mają wyrzeczeń i zaciskania pasa, czemu dali wyraz w lipcowym referendum.

Wielki zwrot 

Na temat greckiego kryzysu powiedziano już wszystko. Przypomnijmy więc tylko, że Syriza, partia Tsiprasa, zbudowała swój programwokół odrzucenia oszczędności, narzuconych bankrutującej Grecji przez UE i instytucje finansowe. Dzięki oszczędnościom i reformom Grecja mogła skorzystać z tzw. bailout, czyli dwóch pakietów pomocy na łączną sumę 240 mld euro – stało się to jednak przy ogromnych kosztach społecznych.

Bunt biedniejącego społeczeństwa podkopał pozycję głównych partii i utorował drogę do władzy Syrizie, która obiecywała kres wyrzeczeń i uzyskanie pomocy na lepszych warunkach. Aby mieć mocny mandat wobec wierzycieli, którzy nie chcieli iść Grecji na rękę, premier Tsipras odwołał się do narodu – przeprowadzone w lipcu referendum pokazało, że jego politykę popiera 60 proc. Greków.

Tego jednak, co nastąpiło zaraz potem, nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta: Alexis Tsipras zrobił wielki zwrot. Po kolejnych rozmowach w Brukseli – trudnych i zaciętych – przystał bowiem na wszystko, co wcześniej wykluczał. Za nowe wsparcie, tym razem w wysokości 86 mld euro, Grecy mieli zapłacić kolejnymi reformami. Co przełożone na zwykły język oznacza, że rząd w Atenach musi wycisnąć z Greków dodatkowe środki – przez obniżanie płac, podnoszenie podatków, wielką prywatyzację.

Każdy politykw takiej sytuacji zapłaciłby bardzo wysoką cenę. Dlaczego więc wielka wolta uszła Tsiprasowi na sucho?

Nadzieja tylko w Syrizie

– Obietnice Tsiprasa były trudne do spełnienia ze względu na niekorzystną sytuację gospodarczą – słyszę w Atenach. – Grecy to przecież widzą. Dostrzegają też, że Tsipras twardo walczył, aby zawrzeć takie porozumienie, które będzie dla Grecji jak najlepsze. Tak zdecydowanie nie walczył o to wcześniej żaden inny polityk. Rząd Tsiprasa przez całych siedem miesięcy, od chwili powstania, koncentrował się na negocjacjach. Dlatego dopiero teraz przystąpi do prawdziwej pracy.

Ta przychylna opinia nie została wypowiedziana ani przez związanego z Tsiprasem polityka, ani przez życzliwego mu komentatora. To zdanie wyborcy: jednego z tych, którzy głosowali na Syrizę w poprzednich, styczniowych wyborach i teraz pozostali jej wierni.

O wyjaśnienie zdumiewającego sukcesu tej partii poprosiłam bowiem znajomych, którzy ją popierają – w przekonaniu, że tylko ona, jako ugrupowanie ciągle nowe, nieobciążone więc wszystkimi grzechami dawnych partii rządzących, jest w stanie zerwać z niedobrymi praktykami i wprowadzić kraj na drogę rozwoju. Wierzą, że Syriza jest uczciwa, ma dobrych ludzi i będzie umiała pokierować Grecją. Wolta Tsiprasa tej opinii nie zmieniła.

Moi znajomi toklasyczni przedstawiciele inteligencji, doskonale wykształceni i przed kryzysem dobrze sytuowani. Kryzys dotknął ich mocno i porządnie uszczuplił dochody, nie na tyle jednak, by popadli w biedę. Wydaje się, że ludzie tego pokroju i z tej warstwy powinni trzymać się z dala od partii, która ma w nazwie radykalną lewicowość (Synaspismos Rizospastikis Aristeras, czyli Koalicja Radykalnej Lewicy).

Ale podziały w Grecji nie są takie proste i nie jest tak, że zwolennicy zdeklarowanych socjalistów rekrutują się tylko spośród najbiedniejszych. Jaki zresztą jest wybór? Dawne partie – socjalistyczny PASOK i konserwatywna Nowa Demokracja, które przez 40 lat na zmianę rządziły – są skompromitowane. A nowa oferta polityczna to przeważnie małe partyjki, o ambicjach większych niż możliwości. Albo neofaszystowski Złoty Świt, dla większości nie do przyjęcia. Pozostaje więc Syriza.

– Grecy są przekonani, że tylko Syriza może zadbać o to, by porozumienie w mniejszym stopniu dotknęło najbiedniejszych – wyjaśniają dalej znajomi. – Przecież w wielu dziedzinach może być ono dla ludzi bolesne. Jedynie Syriza jest też w stanie zapobiec narastaniu nierówności, bo tylko ona myśli o równym i sprawiedliwym rozłożeniu ciężarów finansowych.

Czy Grecy sązmęczeni?

Grecy mogą być już zmęczeni nieustannym głosowaniem. 20 września, w dniu przedterminowych wyborów parlamentarnych, musieli pofatygować się do urn po raz trzeci w tym roku, a szósty w ciągu ostatnich trzech i pół roku. Mają też prawo być rozczarowani – bo głosowanie zmienia rząd, lecz w niczym nie poprawia ich życia. Stan ducha Greków dobrze pokazuje spadająca frekwencja. W wyborach z 2007 r., sprzed kryzysu, wyniosła prawie 75 proc.; w tym roku w styczniowych wyborach i w lipcowym referendum 63 proc.; we wrześniu spadła do 57 proc. Tak niska nie była nigdy – choć głosowanie jest w Grecji obowiązkowe (teoretycznie absencja grozi grzywną).

Z przedwyborczych przewidywań nic się nie sprawdziło. Wyniki zadały kłam sondażom, według których Syriza i Nowa Demokracja miały iść łeb w łeb, z poparciem ok. 30 proc. W takiej sytuacji, przepowiadano, utworzenie rządu może być trudne i trwać długo, bo choć ND jest gotowa wejść w koalicję, to Syriza i Tsipras nie chcą o tym słyszeć. Tymczasem Syriza zdobyła 35,5 proc. głosów, ND tylko 28 proc., a rząd powstał w dwa dni, bo – wbrew sondażom – próg przekroczyli Niezależni Grecy (ANEL), partner Syrizy w poprzednim rządzie. „I oto mamy sequel” – jak zauważył na łamach „Politico” jeden z greckich dziennikarzy, przewidując powtórzenie „znacznej części obsady filmu”. Co też się stało.

Koalicja Syriza-ANEL, łącząca prawicę z lewicą, nie ma cech rządów określanych mianem „wielkiej koalicji”. Jest niespójna, łączy partnerów o różnej wadze i znaczeniu, ale dla premiera Tsiprasa jest wygodna. Nie tylko dlatego, że dzięki udziałowi ANEL rząd ma w miarę pewne oparcie w parlamencie (155 mandatów na 300). W poprzednim wcieleniu rządu Niezależni Grecy byli partnerem niekłopotliwym, bo chyba świadomym, że niewiele znaczą. Resort obrony, który otrzymał ich lider Panos Kammenos, choć ważny i prestiżowy, pozostawał siłą rzeczy w cieniu resortów gospodarczych, zwłaszcza Ministerstwa Finansów (choć teraz pewnie zyska, bo jedną z oczekiwanych zmian jest redukcja zatrudnienia w instytucjach wojskowych). Obie partie dzieli wiele, ale łączy chęć pozostania w Unii i w strefie euro, a pewniei przy władzy.

Ostrożność przede wszystkim

Nowy parlament nie będzie mieć ani chwili oddechu. Do końca roku musi przyjąć około stu mniej lub bardziej szczegółowych ustaw, dotyczących najróżniejszych spraw i dziedzin – od podatków przez likwidację rozmaitych dopłat (jak subsydia do oleju opałowego) po liberalizację dostępu do niektórych zawodów i ustalenie zasad przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, a także – co ważne – karania oszustw podatkowych. Egzamin nastąpi na wiosnę, gdy partnerzy Grecji sprawdzą, co zostało zrobione, i to w trybie trudniejszym niż dotąd: nie pod kątem przyjęcia przepisów, lecz ich wprowadzenia w życie. To oczywiste pokłosie doniesień, że wiele uchwalonych niegdyś ustaw pozostało tylko na papierze.

Alexis Tsipras ma jednak dziś doskonałą pozycję wyjściową do realizacji tych planów: uzyskał od wyborców mocny mandat, może też generalnie liczyć na poparcie trzech partii, które choć są w opozycji, akceptują reformy. Siły koalicji w połączeniu z Nową Demokracją, PASOK i centrową partią To Potami stanowią potężną proreformatorską większość. Przynajmniej teoretycznie – bo w konkretnych sprawach poparcie łatwo może się wykruszyć. Rzecznik ND już zastrzegł, że choć jego partia w ogóle jest za zmianami, to w głosowaniach dotyczących fiskusa i podatków w każdym wypadku zdecyduje, jakie zajmie stanowisko. Ostrożności nigdy dosyć – zwłaszcza gdy w grę wchodzą ustawy niepopularne.

Zresztą, jak zauważył Nick Malkutsis, dziennikarz „Kathimerini”, na poświęconym tematyce greckiej portalu MacroPolis, „historia greckiego kryzysu pokazuje, że trudno jest nie tyle zdobyć poparcie dla takich czy innych poczynań, co je utrzymać, gdy będą one później wprowadzane w życie”.

Duopol na horyzoncie

Znamienna jest ewolucja, jaką w niespełna rok przeszedł sam Tsipras. Gdy obejmował stanowisko premiera, nie miał żadnego doświadczenia w rządzeniu, nawet na niższych szczeblach administracji. Dziś widać, że przez osiem miesięcy otrzymał twardą szkołę – w Atenach i w Brukseli. Wie, że czasem trzeba rzucić wszystko na jedną szalę. Umie zaryzykować, ale potrafi też, wbrew głoszonym ideom, zmienić front. Wolta w sprawie porozumienia z wierzycielami nie jest pewnie rzeczą chwalebną, gdy za miernik przyjmiemy wierność głoszonym ideom. Ale, paradoksalnie, może dowodzić, iż Tsipras wyrósł na polityka pełną gębą.

W tej akurat kwestii trudno go posądzać, że kierował się względami osobistymi, jak chęć utrzymania władzy – bo w efekcie mógł ją raczej stracić niż zachować. Jeśli coś tu wygląda nieciekawie, to raczej mało przekonujące tłumaczenie, że „uległ szantażowi wierzycieli”.

W każdym razie Tsipras – niespodziewanie pewnie również dla siebie – jest dziś nie tylko szefem rządu, ale, jak oceniają komentatorzy, jedyną liczącą się postacią na greckiej scenie politycznej. Inni to płotki. Oczywiście liderowi Syrizy sprzyjają okoliczności: zupełny brak konkurencji. Rywale o wielkich nazwiskach, spadkobiercy dynastii politycznych – Kostas Karamanlis i Jeorjos Papandreu, Dora Bakojanni i Dimitris Awramopulos (który jako komisarz w Brukseli ma przed sobą parę spokojnych lat) – po prostu zniknęli z pola widzenia, nie bez pomocy wyborców. Czy kiedyś wrócą?

Oni sami może nie, ale dynastie na pewno. O przywództwo w Nowej Demokracji, której krótkotrwały lider Wangelis Meimarakis po przegranych wyborach podał się do dymisji, stara się Kyriakos Mitsotakis, syn premiera z lat 90. i brat Dory Bakojanni. Wielu zwolenników prawicy bardzo na to czeka – z nadzieją, że pod rządami człowieka z klanu Mitsotakisów partia odzyska dawną świetność. Gdyby tak się stało, w greckiej polityce mogłaby nastąpić kolejna odsłona duopolu, choć w nowym układzie. Czy z równie niedobrym skutkiem? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015