Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W każdym z tych miejsc agenda spotkań obejmowała sprawy trudne, przy których zniesienie wiz dla Polaków to błahostka. Bo jak powstrzymać Iran przed budową broni atomowej? Jak zasygnalizować Rosji, że zmierza w stronę dyktatury i odwieść Putina od sprzedaży Irańczykom technologii nuklearnej? Jak wesprzeć prozachodnie aspiracje Gruzji i Ukrainy? Jak zachęcić Europejczyków, by przejęli więcej odpowiedzialności za misję w Afganistanie? Jak ocieplić relacje z Niemcami i Francją, i skłonić je do udziału w odbudowie Iraku? Jak uspokoić Turków, że USA nie planują stworzyć na Bliskim Wschodzie “drugiego Izraela", otoczonego wrogami i zdanego na wsparcie Ameryki (takim zgrabnym porównaniem konserwatywna irańska gazeta “Jomhuriye Eslami" ochrzciła coraz głośniejszy postulat irackich Kurdów stworzenia własnego państwa)? I jak udzielić polityczno-finansowego wsparcia i Izraelowi, i palestyńskiemu przywódcy Mahmudowi Abbasowi?
Jaki będzie efekt podróży pani Rice? Jeśli mierzy siły na zamiary - pokaźny. Od dawna relacje Europa-USA i polityka bliskowschodnia nie otrzymały takiego zastrzyku pozytywnych emocji. Nawet jeśli w jakiejś mierze jest to optymizm urzędowy - lista merytorycznych różnic między Waszyngtonem a krajami Europy i Bliskiego Wschodu jest aktualna (np. większość UE chce znieść trwające od 1989 r. embargo na handel bronią z Chinami, USA są przeciw; Stany nie podpisały protokołu z Kyoto o ochronie środowiska; konsekwentnie dystansują się od powstającego Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości).
Ale i tak pani Rice - oraz jej rozmówcy, prześcigający się w szarmanckich słowach (Gerhard Schröder przypomniał sobie angielski i prawił w nim “Condi" komplementy) i uczynkach (Izrael zwalnia 900 więźniów palestyńskich) - osiągnęła wiele. Historia XX w. wielokrotnie dowodziła, że w polityce międzynarodowej same czynniki materialne nie wystarczą, że równie ważna jest samoświadomość i wola spełniania jakiejś roli. Trzy przykłady. Pierwszy to dzieje Niemiec w XX w., których nie sposób objaśnić na sposób “realpolityczno-racjonalny". Drugi to ukraiński zryw, ta - jak pisali dziennikarze “TP" z Kijowa - pierwsza rewolucja XXI wieku, wykorzystująca nowoczesne mechanizmy medialno-społeczne (podobna technika dostępna jest też np. w Chinach, ale w głowach większości Chińczyków nie dojrzało jeszcze to, co eksplodowało w umysłach Ukraińców). A przykład trzeci to właśnie to, co Marcin Król nazwał “ideą krucjaty w imię wolności" Busha, który łączy zdaniem Króla “filozoficzny punkt widzenia z politycznym".
Można różnie oceniać politykę Busha. Ale skoro jest tak, że esprit (duch, pragnienie) określa dziś posunięcia Waszyngtonu bardziej niż realpolitik, światowi politycy i ich doradcy powinni pilnie prześledzić kolejne etapy podróży pani Rice. Zwłaszcza, że jej zadaniem było też przetarcie szlaku, jakim pod koniec lutego w swoją podróż po Europie ruszy George Bush, który w niedawnym orędziu wyjątkowo wiele mówił nie tylko o ideale świata bez tyranów, ale także o konieczności międzynarodowej współpracy.