Cisza po medialnej burzy

Temat sekt podnosi temperaturę. Choć nieraz zarzuty wobec nich okazały się uzasadnione, niekiedy autorzy materiałów o sektach, zamierzając ostrzec społeczeństwo i/lub w pogoni za sensacją, gubią podstawowe zasady dziennikarstwa i próbują każdą opisywaną przez siebie alternatywną grupę religijną napiętnować jako destrukcyjny, totalitarny psycho-kult.

24.07.2005

Czyta się kilka minut

Dziennik “Rzeczpospolita" 10 czerwca opublikował dwa artykuły pod wspólnym tytułem “Podziemny krąg". Ich autorzy - Jarosław Jabrzyk z TVN i Bertold Kittel z “Rz" - ujawniali kulisy działania w Polsce tajnej, niezwykle wpływowej i niebezpiecznej sekty, którą kieruje ponoć Małgorzata Pawlisz: grupy, która przez zakamuflowaną działalność, tworzenie organizacji fasadowych (np. Stowarzyszenia Polskiej Rady Azji i Pacyfiku) i organizowanie konferencji poświęconych ważnym problemom współczesnego świata zdołała omamić i wykorzystać do swoich celów polityków z pierwszych stron gazet, w tym premierów Marka Belkę i Józefa Oleksego. Dopełnieniem wiedzy o sekcie, poza artykułami zamieszczonymi w kolejnych dwóch wydaniach “Rz", był wyemitowany 12 czerwca program “Superwizjer" TVN-u. Tytuł: “Sekta idzie do władzy".

Po czym zapadła cisza. Jedynie portale internetowe, tygodnik “Polityka" oraz lokalne gazety i stacje radiowe poświęciły sprawie nieco uwagi, na ogół jednak ograniczając się do cytowania artykułów z “Rz". Organizacje “antykultowe", np. Ruch Obrony Jednostki i Rodziny, Ogólnopolski Komitet Obrony Przed Sektami czy Dominikańskie Ośrodki Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, których podstawowym celem jest ostrzeganie społeczeństwa przed niebezpieczeństwami działalności grup psycho-manipulacyjnych o charakterze religijnym, ekonomicznym i politycznym oraz pomoc osobom przez te grupy poszkodowanym (niekiedy jednak ich skądinąd słuszna działalność nabiera wyraźnego charakteru strukturalnej walki z mniejszościami wyznaniowymi) - rzadko w podobnych sytuacjach zachowujące umiar, wykazały daleko idącą wstrzemięźliwość w ferowaniu ocen. Warto ową ciszę przerwać, by zastanowić się nie tyle nad tym, czy sekta istnieje i którzy z polityków weszli w jej szeregi (tego dowiemy się z procesu, jaki Pawlisz wytoczyła dziennikarzom i ich pracodawcom), ale w jaki sposób i w oparciu o jaki materiał dowodowy dziennikarze stworzyli wizerunek groźnej sekty.

Od ducha do misji "pieniądz"

Opis sekty opieram na tym, co ustalili dziennikarze “Rz" i TVN.

Założył ją w latach 80. Romuald Danilewicz, alias “Kundalini", charyzmatyczny guru, który zgromadził wokół siebie rzeszę oddanych młodych wyznawców. Celem grupy, wpisującej się charakterem w tradycję New Age, była przemiana ludzkości pozbawionej aspektu duchowego i przez to skazanej na zagładę. Organizacja przedstawiała się jako Studencka Grupa Aktywności, pozyskiwanie zaś przez nią wyznawców podczas festiwalu w Jarocinie zarejestrował w filmie “Fala" Piotr Łazarkiewicz. Po 1989 r. sekta skupiła się na zarabianiu pieniędzy i utajnieniu działalności. Jej członkowie zakładali firmy, które stały się zapleczem finansowym grupy. Co kilka miesięcy musiały zmieniać adresy i telefony, uciekając przed właścicielami wynajmowanych lokali, którym nie płacili czynszu. Najskuteczniejszą w realizacji misji “pieniądz" miała być Małgorzata Pawlisz, w przeszłości prawa ręka Danilewicza, a obecnie niekwestionowana przywódczyni ruchu. Na początku lat 90. została wiceprezesem ZUS, później szefowała towarzystwu emerytalnemu “Diament". W obu firmach zatrudniała członków sekty, często płacąc za ich pracę więcej, niż powinna. Jak twierdzą dziennikarze, niedługo później, zakładając fundacje i stowarzyszenia, we władzach których zasiadali prominentni politycy, grupa rozpoczęła infiltrację sektora państwowego. Tylko dzięki przychylności polityków miała otrzymać dofinansowanie z Ministerstwa Gospodarki, oficjalnie przeznaczone na pokrycie kosztów konferencji “Dialog między cywilizacjami" w 2003 r.

W ten sposób organizacja, a właściwie jej “elita" i przywódczyni, niezmiernie się wzbogaciła. Szeregowi członkowie mieli im oddawać majątki, nierzadko popadając w ubóstwo zmuszające ich do żebractwa. Aby uczynić wyznawców jeszcze bardziej bezwolnymi i zapobiec ich ewentualnemu odejściu, “elita" miała uciekać się do nieetycznych metod kontroli umysłu, “prania mózgu" i hipnozy. Dzieci urodzone z par kojarzonych przez Danilewicza poddawano tzw. ograniczaniu - głodzono i bito.

Sekta wzorcowa

Grupa, jak opisują ją dziennikarze śledczy “Rz" i TVN, jest nieomal modelowym przykładem sekty destrukcyjnej. Zbieżność jej wizerunku medialnego z modelem naukowym, paradoksalnie, zamiast budzić podziw nad dociekliwością śledczych, rodzi wątpliwości co do prawdziwości opisu. Rzeczywistość bowiem rzadko idealnie pokrywa się z wzorcem, zwłaszcza gdy jest tak skomplikowana, jak to się z reguły zdarza w małych, alternatywnych grupach wyznaniowych.

Wiedza o sekcie Pawlisz przedstawiona przez dziennikarzy - pomijając film “Fala" Łazarkiewicza, artykuł z tygodnika “Wprost" z 1987 r., wyznania Rafała - obecnego członka sekty, oraz bliżej nieokreślonej grupy wciąż zniewolonych - pochodzi de facto z jednego źródła. Tym źródłem są eksczłonkowie ruchu, którzy porzuciwszy sektę zdecydowali się ujawnić prawdę o jej działalności. Łączy ich, jak się wydaje, poczucie bycia ofiarą i chęć odwetu. Ale, jak pisze Eileen Barker w studium “Nowe ruchy religijne", wiedza pochodząca od takich osób jest często niepełna, zdeformowana i naznaczona piętnem subiektywności. Niekiedy też eksczłonkowie przekazują mediom informacje nieprawdziwe, chcąc zemścić się za realne lub wyimaginowane krzywdy, które z ręki członków organizacji ich spotkały, albo chcąc zainteresować sobą media.

Sekta Pawlisz jest tak tajemnicza, że prawie nie sposób uwierzyć w jej istnienie. Dziennikarze nie ułatwiają tego zadania, bo poza przywódczynią, “Rafałem" i niejakim “Harrym" nie wspominają o żadnych innych jej członkach, a powinno ich być wielu, skoro sekta prowadzi szereg firm, fundacji i stowarzyszeń. Jakich? Poza Stowarzyszeniem Polska Rada Azji i Pacyfiku i firmą “Telos", której prezesuje Pawlisz, dziennikarze nie wymieniają żadnej. Brak zatem w materiale niezbitych dowodów, że sekta działa i prowadzi destrukcyjną działalność. Fakt, że stowarzyszenie, któremu sekretarzuje Pawlisz, organizuje coroczne konferencje, jest jedynie dowodem na to, że... stowarzyszenie organizuje coroczne konferencje.

Danilewicza dziennikarze scharakteryzowali jako charyzmatycznego i zdolnego do manipulowania ludźmi guru. Podobnie opisano jego następczynię - Pawlisz. Ich byli uczniowie potwierdzają w wywiadach, że byli wykorzystywani i zniewalani, że “elita" sekty “prała ich mózgi". Oskarżenia są poważne, ale dotyczą materii trudnej do udowodnienia - nieetycznego oddziaływania na psychikę. Wiele z tych zarzutów, np. wykorzystywania technik psycho-manipulacyjnych, to klasyczne oskarżenia, jakie często i na ogół niesłusznie stawia się nieakceptowanym społecznie grupom religijnym (jak inaczej rozsądnie wyjaśnić, że ktoś porzuca karierę zawodową czy rodziców, by służyć jakiemuś “mistrzowi"). Na pierwszy rzut oka widać, że bez rzetelnego i bezstronnego śledztwa ani nie potwierdzimy, ani nie odrzucimy zarzutów. By jednak mogło się ono rozpocząć, pokrzywdzeni eksczłonkowie muszą wnieść do prokuratury oskarżenie przeciwko przywódcom sekty. Dziennikarze zaś, którzy jako pierwsi ujawnili nadużycia, powinni ich do tego zachęcać. Inaczej pozostanie wrażenie, że media wykreowały kolejny faktoid - fakt, który zaistniał w mediach, a nie w rzeczywistości.

Grupa Danilewicza, jak opisali ją dziennikarze, dzieli świat na dwa obozy: ludzi w sekcie i ludzi poza nią, uważając, że ci drudzy, skupieni na świecie materialnym, skazują się na zatracenie. Nie znaczy to jednak, że sekta jest destrukcyjna. Tak bowiem postrzega świat większość małych, nieszkodliwych grup religijnych. To nieomal konieczny element ich ideologii - wyraźny podział na dobro i zło nie dość, że konsoliduje grupę, jeszcze wzmacnia tożsamość jej członków. Inaczej rzecz by się miała, gdyby ideologia grupy nakazywała czy usprawiedliwiała np. okradanie czy mordowanie tych gorszych - ludzi poza sektą. Taki zarzut jednak się nie pojawił.

Śledztwo bez dowodów

Działalność przestępcza sekty, jak ukazuje ją dziennikarskie śledztwo, lokuje się w trzech grupach: psycho-manipulacyjne praktyki zniewalania adeptów; przestępstwa przeciwko dzieciom; nielegalne zdobywanie pieniędzy. Udowodnienie przestępstw z pierwszych dwóch grup jest niezwykle trudne, przynajmniej dla dziennikarzy. W programie przekonywająco mówią o przestępstwach eksczłonkowie, ale ich wyznania mogą zweryfikować tylko specjaliści - psycholodzy sądowi, czego w materiale zabrakło. Jeśli chodzi o potwierdzenie gospodarczych nadużyć sekty, dziennikarze nie przedstawili żadnych konkretów, poza wypowiedziami anonimowych eksczłonków (i jeszcze bardziej anonimowych obecnych członków sekty) oraz przebitką w programie TVN-u na fakturę, z której ponoć wynika, że Małgorzata Pawlisz, prezesując funduszowi “Diament", zapłaciła zbyt wiele za występ zespołowi zdrojowemu “Eliksir" (tworzonemu przez członków sekty).

Dziennikarze broniąc wartości zebranych informacji sugerują, że brak niepodważalnych dowodów wynika z lęku byłych i dawnych członków sekty o siebie i najbliższych. Dlaczego jednak osoby, które zdecydowały się opowiedzieć o przestępstwach mediom, nie zdobyły się na to, by definitywnie pogrążyć przywódców sekty w sądzie? Pragnienie rozpoczęcia nowego życia wydaje się wszak równie ważne, jak rozbicie grupy dopuszczającej się tego rodzaju przestępstw i jeszcze infiltrującej struktury państwa. Co więcej, dowody na przestępstwa sekty prawdopodobnie nigdy nie zostaną ujawnione - jak donieśli dziennikarze, sekta zaniepokojona ich śledztwem zaczęła profilaktycznie niszczyć obciążające ją materiały.

Dlaczego jednak dziennikarze nie dotarli do osób oszukanych przez sektę, a które nigdy w niej nie były, np. do któregokolwiek z właścicieli nieruchomości, któremu po “współpracy" z firmą powiązaną z grupą pozostał stos niezapłaconych faktur? Dlaczego nie postarali się udowodnić, że majątek sekty pochodzi z kradzieży i wymuszeń? Pytań sporo, a odpowiedź prosta - o wiele łatwiej ferować wyroki w oparciu o lichy materiał, który symuluje poważne dowody, niż zgromadzić niepodważalne świadectwa. Przeciętny odbiorca medialnego komunikatu o zjawisku tak kontrowersyjnym i wzbudzającym negatywne odczucia i tak zapewne nie zauważy różnicy.

Jedynym argumentem dziennikarzy na potwierdzenie hipotezy, że Stowarzyszenie Polska Rada Azji i Pacyfiku jest organizacją fasadową dla sekty Pawlisz, jest fakt, iż jest ona jego sekretarzem generalnym. To niezbyt mocny argument. Z kolei informacja, że politycy zasiadający we władzach stowarzyszenia, m.in. Tadeusz Iwiński, wsparli je autorytetem podczas starań o dotacje z Ministerstwa Gospodarki na organizację konferencji “Dialog między cywilizacjami" w 2003 r., nie oznacza, że mamy do czynienia z wywieraniem przez grupę zakulisowego wpływu na tzw. najwyższe czynniki w państwie. Świadczy jedynie o tym, że poseł Iwiński ukrywając funkcję w stowarzyszeniu podczas starań o dotacje, być może złamał standardy obowiązujące polityków.

Tekst z tendencją do...

Temat sekt “podnosi temperaturę". Nieraz zarzuty nadużyć wobec nich okazały się uzasadnione. Niekiedy jednak autorzy materiałów o sektach, zamierzając ostrzec społeczeństwo i/lub w pogoni za sensacją, gubią podstawowe zasady dziennikarstwa i próbują każdą opisywaną przez siebie alternatywną grupę religijną napiętnować jako destrukcyjny, totalitarny psycho-kult. Pracy dziennikarzy “Rz" i TVN można przedstawić przynajmniej cztery zarzuty.

Pierwszy to zbyt mała liczba źródeł informacji o grupie. To zresztą charakterystyczne dla medialnego dyskursu o sektach, w którym na ogół pomija się opinie członków ruchu, uważając ich albo za stronniczych, albo zaburzonych. Pomija się też informacje z ośrodków naukowych, które na ogół ani nie mają charakteru sensacyjnego (czytaj: atrakcyjnego medialnie), ani nie są tak jednoznaczne w ocenie grup religijnych.

Drugi zarzut dotyczy wyłącznie negatywnego interpretowania wszelkiej działalności sekty, nawet tej z odległej przeszłości. Tak właśnie przedstawiono w programie TVN jarocińską misję Studenckiej Grupy Aktywności - odbiorca miał dojść do przekonania, że jedynym jej celem była nie tyle pomoc zagrożonej patologią młodzieży, ale werbunek do sekty.

Trzeci zarzut: dziennikarze za wszelką cenę starali się uwiarygodnić nawet te najmniej wiarygodne oskarżenia, porzucając nawet zdroworozsądkowy krytycyzm. A wystarczyło skierować do osoby oskarżającej grupę prośbę o przedstawienie jakichkolwiek dowodów, które mogłyby potwierdzić te wyznania i sfilmować jego reakcję.

I po czwarte: analizując materiał mam wrażenie, że jego autorzy nie zrobili prawie nic, by przynajmniej część oskarżeń stawianych grupie i jej przywódcom zweryfikować.

Dziennikarze prowadzący śledztwo dotyczące groźnej sekty zarezerwowali dla siebie rolę przezroczystego pośrednika między jej dawnymi członkami a społeczeństwem. Czy była to właściwa strategia, dowiemy się, gdy uzyskamy więcej informacji o opisywanej grupie, włącznie z tą najbardziej podstawową - czy ona naprawdę istnieje.

PIOTR SZARSZEWSKI (ur. 1974) jest doktorantem Instytutu Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się medialnym wizerunkiem nowych ruchów religijnych w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2005