Cappuccino z Panem Bogiem

Dawniej mόwiono o działalności misyjnej. Dziś coraz częściej słyszy się o religijnym marketingu. W Stanach Zjednoczonych granica między jednym a drugim nie zawsze jest wyraźna.

18.11.2008

Czyta się kilka minut

Witaj w parafii św. Pawła. Cieszymy się, że będziesz członkiem naszej wspόlnoty wiary i miłości. Mamy nadzieję, że odpowiesz na wezwanie Pana i włączysz się aktywnie w naszą modlitwę i służbę". Kilka lat temu list tej treści, zaadresowany do mnie osobiście i podpisany przez proboszcza parafii, otrzymałam niespełna miesiąc po przeprowadzce do Princeton, niewielkiego miasteczka akademickiego w pobliżu Nowego Jorku. Oprόcz serdecznego powitania znalazł się w nim parafialny ,,rozkład jazdy" (Msze, nabożeństwa, spowiedź, szkόłka niedzielna dla najmłodszch), adres strony internetowej, telefony do osόb odpowiedzialnych za organizację najrozmaitszych programόw, do sekretariatu oraz samego proboszcza. I zaproszenie na wieczorek zapoznawczy dla nowych parafian.

W kolejnych tygodniach podobnych listόw, powitań i broszurek z informacjami o życiu lokalnych wspόlnot religijnych znalazłam w mojej skrzynce jeszcze kilkanaście. Skąd parafialne kancelarie miały mόj adres i jak się dowiedziały, że właśnie się przeprowadziłam? Najprawdopodobniej korzystały z usług jednej z setek istniejących w USA agencji świadczących kompleksowe usługi w zakresie religijnego marketingu. Jedną z nich jest Truth­Advertising, ktόra na swej stronie internetowej zwraca uwagę, iż każdego roku w Stanach Zjednoczonych blisko 60 mln ludzi - co piąty mieszkaniec kraju - gdzieś się przeprowadza. Bardzo często przy takiej okazji szukają nowego kościoła.

"W ciągu pierwszych 30-45 dni każdy z nich odwiedzi najprawdopodobniej trzy lub cztery parafie" - zauważa TruthAdvertising. Będą poszukiwać tej jednej, właściwej, w ktόrej dobrze się czują i z ktόrą chcą się związac. "Twoja parafia powinna z nimi nawiązać kontakt". TruthAdvertising może pomόc, m.in. projektując, drukując i rozsyłając stosowne zaproszenia i ulotki.

Otrzymywałam więc listy i broszurki, ktόre mieszały się z reklamόwkami z lokalnego samu spożywczego, pralni, pływalni, klubu sportowego. Wszyscy ciepło mnie witali i zapraszali. Kościelne foldery były najczęściej starannie wydane - na kredowym papierze, z atrakcyjnymi zdjęciami i szatą graficzną - ale w wielu wypadkach nie wspominały ani pόł słowem, o jakie wyznanie chodzi. Najwyraźniej ich nadawcy, przestudiowawszy podręczniki marketingu, doszli do wniosku, że muszą walczyć o klientόw niczym lokalny supermarket i pralnia. Im bardziej uniwersalna będzie ich oferta, tym większe szanse, że do swej owczarni przyciągną więcej owiec.

Kościelny multipleks

W listopadową niedzielę w położonym niedaleko San Diego w Kalifornii kościele North Coast odprawianych jest 20 Mszy świętych. Uczestniczy w nich 7200 wiernych. W zależności od nastroju i upodobań mogą wybrać odpowiadającą im oprawę liturgiczną: tradycyjna muzyka organowa, muzyka gospel w dwόch odmianach (afroamerykańskiej i dla białych), country, scena alternatywna,  a dla tych, ktόrym ciężko się skupić, Msza cicha, bez jakiejkolwiek muzyki. Miłośnicy kofeiny mogą się zdecydować na Mszę nieformalną, podczas ktόrej w papierowych kubkach serwowana jest kawa.

Ów funkcjonujący w dawnym kompleksie przemysłowym kościόł pod wieloma względami przypomina centrum handlowe. Nabożeństwa odbywają się symultanicznie w kilku zaadaptowanych do nowych  potrzeb hurtowniach. Każda z nich wyposażona jest w ogromny telebim, dzięki ktόremu, bez względu na kawowo-muzyczne upodobania, wszyscy wierni słuchają tego samego kazania  - jedno nagranie transmitowane jest podczas wszystkich niedzielnych Mszy.

Parafia, ktόrej nazwa nawiązuje raczej do geografii niż do żywotόw świętych (North Coast to po angielsku ,,pόłnocne wybrzeże"), jest członkiem Wolnego Stowarzyszenia Kościołόw Ewangelikalnych Ameryki (Evangelical Free Churches of America). Jak wyjaśnia mi jej pastor Larry Osborne, to luźne stowarzyszenie parafii i wyznań, ktόre wspόłpracują przy rozmaitych przedsięwzięciach, ale nie uznają żadnej formalnej hierarchii. "Nikt nie decyduje o naszych finansach, sami wybieramy swoich pastorόw, jesteśmy w pełni niezależni". Ojciec Osborne,­ z ktόrym rozmawiam przez telefon, siedzi właśnie na plaży. "Mamy dziś tak piękny dzień, że przeniosłem sobie tu sekretariat" - mόwi na początku, uprzedzając, że kontakt może nam utrudnić szum oceanu.

Opowiada, że kiedy zaczynał pracę w North Coast, parafia liczyła zaledwie 70 członkόw. Osborne, ktόry był świeżo upieczonym pastorem, zwyciężył w konkursie przypominającym proces rekrutacji w każdej szanującej się firmie: nadsyłanie zgłoszeń, analizowanie życiorysόw, seria rozmόw kwalifikacyjnych, pokazowa msza finalistόw, a po niej ostateczna decyzja: głosowanie, w ktόrym biorą udział członkowie parafii. "Wygłosiłem najlepsze kazanie, na jakie mnie było stać. I na szczęście im się spodobało. Nie mieli pojęcia, co będzie potem" - żartuje pastor.

Dziś kościόł pęka w szwach. Nawet po przeprowadzce do przemysłowego kompleksu, ktόry stał się sercem parafii, nadal brakuje miejsca. W ostatnich latach Osborne stworzył cztery nowe "kampusy" rozrzucone w promieniu kilkunastu mil od głόwnego centrum. "Zauważyliśmy, że cieszymy się dużą popularnością i wielu ludzi przyjeżdża do nas z daleka. Pomyślałem więc, czemu to my nie mielibyśmy pojechać do nich" - tłumaczy Osborne, ktόry zagospodarował między innymi pusty w niedziele budynek szkolny.

Recepta na sukces jest jego zdaniem prosta: "Kościόł musi być miejscem, w ktόrym ludzie dobrze się czują. W przeciwnym razie pόjdą gdzie indziej". Kiedy zauważam, że ten nacisk na dobre samopoczucie pachnie trochę konsumencką kulturą, Osborne niespeszony przyznaje mi rację. Nie widzi w tym jednak nic złego: "Wszyscy jesteśmy w tej konsumenckiej kulturze zanurzeni. W takim społeczeństwie żyjemy. Gdybym był misjonarzem i ktoś by mnie wysłał do Polski, musiałbym się nauczyć polskiego. Tymczasem pracuję w Kalifornii, czyli miejscu bardzo specyficznym, i muszę mόwić językiem, ktόrym tu ludzie się posługują". Czy są jakieś granice, ktόrych w owych kulturowo-językowych peregrynacjach nie chciałby przekroczyć? Czy serwując kawę podczas Mszy świętej, nie posuwa się zbyt daleko? "Oczywiście, że są granice. Nigdy nie odważyłbym się zmieniać Ewangelii. Ale w przypadku kawy lub jej braku chodzi wyłącznie o tradycję. Taką samą, jaką było odprawianie Mszy po łacinie. Tradycje się zmieniają i nie widzę w tym nic złego".

Joga i czas dla Boga

Katolicka parafia w Princeton, ktόra zapraszała mnie na wieczorek zapoznawczy, jako jedna z nielicznych otwarcie deklarowała swe wyznanie. W modlitewnikach i śpiewnikach leżących na ławkach w kościele św. Pawła uczestnikom niedzielnych Mszy przypomina się, że osoby nieochrzczone w katolickiej świątyni nie powinny przyjmować w niej komunii. W kraju, w ktόrym obok siebie wspόłistnieją dziesiątki wyznań i w ktόrym ludzie dość często przenoszą się z kościoła do kościoła, takie ograniczenia i zakazy przez wielu postrzegane są jako coś anachronicznego. W porόwnaniu z zaawansowanymi na polu religijnego marketingu kościołami protestanckimi czy ewangelikalnymi, witającymi z otwartymi ramionami każdą nową owieczkę, kościoły katolickie w Stanach często jawią się jako sztywne, nieprzystępne i niegościnne.

Nie oznacza to jednak, że tradycja zastygła tu w miejscu i że katolickie parafie nie zabiegają o rząd dusz. W Princeton ogromna, wyremontowana niedawno piwnica kościoła św. Pawła przypomina tętniący życiem dom kultury. Niemal od rana do wieczora odbywają się tu najrozmaitsze spotkania, zebrania i zajęcia - od grup modlitewnych i biblijnych przez ochotnikόw organizujących zbiόrkę zimowych płaszczy dla bezdomnych po spotkania towarzyskie dla matek z małymi dziećmi. W piwnicy jest także spora kuchnia, w ktόrej co kilka miesięcy parafianie zbierają się na wspόlne pieczenie ciast i ciasteczek. Są one potem sprzedawane, a fundusze przekazuje się na jakiś szlachetny cel. Kilka razy w roku wolontariusze przygotowują tu także obiady dla bezdomnych. Przy parafii działa grupa kobiet, ktόre spotykają się raz w tygodniu, by modlić się i robić na drutach. Wykonane przez nie szale i swetry są potem poświęcane i ofiarowywane chorym i umierającym. Miłośnicy jogi zapraszani są na zajęcia gimnastyczne połączone z chrześcijańską medytacją. "Joga jest nie tylko korzystna dla zdrowia, ale stanowi także doskonały sposόb na to, by się wyciszyć i znaleźć trochę czasu dla Boga" - zapewniają autorzy wydawanego co niedzielę parafialnego biuletynu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008