Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem taką sytuację opisała "Gazeta Wyborcza": Krzysztof Bondaryk, od roku dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ma otrzymywać - obok pensji urzędniczej - systematyczne wpłaty od koncernu Era, gdzie wcześniej pracował. Płatności mają wynikać z dawnego kontraktu menadżerskiego (za to, że nie będzie pracować w konkurencyjnej firmie; łącznie mowa jest o kwocie 1,5 mln zł). Bondaryk broni się, twierdząc, że dochodów tych nie ukrywał. Premier Tusk, który rok temu mianował go szefem ABW, nie widzi problemu, skoro dodatkowe dochody szefa ABW są jawne i zgodne z prawem.
Ale czy są zgodne z kulturą polityczną, z polityczną higieną, ze zdrowym rozsądkiem wreszcie? Problem nie polega przecież tylko na tym, czy wszystko jest zgodne z prawem. I nie chodzi też tylko o to - choć o to też - czy Bondaryk-szef ABW może pewnego dnia znaleźć się w konflikcie interesów z Bondarykiem-beneficjentem prywatnego koncernu.
Problem jest głębszy. To zjawisko trapiące życie publiczne od początku wolnej Polski: występowanie przez jedną i tę samą osobę równocześnie w różnych rolach społecznych, które mogą ze sobą kolidować. Zaraz po 1989 r., w warunkach przełomu, było to nie do uniknięcia. Ale dziś, po 20 latach, mamy normalny kraj. A jednak w życiu publicznym funkcjonuje szereg postaci, którym wydaje się, że mogą być zarazem urzędnikami i biznesmenami albo płynnie przechodzić z biznesu do polityki i z powrotem. Mamy dziennikarzy, którzy pojawiają się w roli polityków - oraz ekspolityków, którzy aspirują do roli niezależnych publicystów. Mamy adwokatów, którzy jednego dnia występują w głośnych sprawach kryminalnych, aby następnego dnia wskoczyć w rolę polityka, publicysty aspirującego do ocen moralnych, a dnia trzeciego - w rolę lobbysty. Pochodną tego zjawiska jest ruch personalny w trójkącie: polityka-biznes-tajne służby.
Nie chodzi o to, że menadżer nie może zostać szefem tajnej służby. Oczywiście może. Ale granice między jednym i drugim światem powinny być jasno wytyczone - także w wymiarze materialnym. Naprawdę trudno sobie wyobrazić szefa FBI, który równocześnie dostawałby pieniądze od prywatnego koncernu... To także kwestia obyczaju. Tylko - i aż.