Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem z Radomia, miasta które jako pierwsze skutecznie - bo z poszanowaniem prawa - wprowadziło ograniczenie handlu w niedzielę, dochodzą sygnały o zmianie stanowiska dotychczasowych zwolenników tego rozwiązania. Media relacjonują, że pracownicy supermarketów zaczęli się obawiać ceny, jaką mogą zapłacić za wolne niedziele - otóż dla przynajmniej niektórych z nich może to oznaczać utratę zatrudnienia i środków do życia. Jest bowiem naturalne, że konsekwencją ograniczenia czasu pracy musi być ograniczenie ilości pracowników (wielkie sieci straszą zwolnieniem aż 20 proc. zatrudnionych). Także właściciele małych sklepów (bo i je objął zakaz, jako że wymaga tego zasada równości gospodarczej) podliczyli już straty - tym razem dla własnych kieszeni - wynikające z tej decyzji. Okazuje się, że mogą być one większe niż te wynikające z konkurencji supermarketów. Wobec takich głosów wyborców również sami radomscy radni - w tym i ci, którzy opowiadali się za zakazem - skłaniają się ponoć do powtórnego przeanalizowania swej decyzji.
Polskim paradoksem jest, że ograniczenia handlu żądają na równi ze związkowcami, politycy uznający się za prawicowych. Ale rynek nie kieruje się paradoksami - zareagował więc jak można się było spodziewać.