Bardziej kochani

Nie ma już żadnych hamulców. Codzienna lektura internetu może przyprawić co najmniej o grymas obrzydzenia. Fajerwerki próżności walczą o palmę pierwszeństwa z festiwalem ekshibicjonizmu. A jednak w publicznej debacie istnieją wciąż tematy tabu: zamykane w czterech ścianach, spychane na margines zainteresowania.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Kino i choroba

O niepełnosprawności intelektualnej czy zaburzeniach rozwojowych nie przeczytamy w eleganckich magazynach dla "kobiet z klasą" ani w tabloidowym rynsztoku. Ułomności tego typu nie pasują do wspólnej socjologicznej fotografii. Są zbyt niepojęte, niespecjalnie fotogeniczne, trudno przyswajalne. Nie radzimy sobie z tym problemem, nie potrafimy go nawet nazwać. Najczęściej zatem milczymy. Z tego milczenia rodzi się alienacja i wyobcowanie konkretnych ludzi - o których istnienie upominają się przede wszystkim bliscy, ale także psychologowie oraz artyści (w Polsce, od wielu lat, robi to Artur Żmijewski). Filmy w rodzaju wchodzącego na polskie ekrany

"Ja też!" (2009) Antonia Naharro i Álvara Pastora oraz "Na imię ma Sabine" (2007) Sandrine Bonnaire powinny być lekcją obowiązkową dla wszystkich, którzy pozwolili się znieczulić.

Sabina, tytułowa bohaterka filmu "Na imię ma Sabine", ma 38 lat i duże smutne oczy. Kiedy mówi, w kącikach ust zbiera się ślina, kapie niekontrolowana. Sandrine Bonnaire, wspaniała francuska aktorka (grała m.in. w "Ceremonii" Chabrola i "Bliskich nieznajomych" Leconte’a), zrealizowała film o cierpiącej na autyzm siostrze. Jej dokument jest spotkaniem z bólem, determinacją i krótkimi chwilami spazmatycznego szczęścia. Krytycy francuscy porównywali "Na imię ma Sabine" Bonnaire z "Tarnation" Jonathana Caouette’a. Niepotrzebnie: to antypody stylu. Caouette zaklinał własne psychozy w filmowych, pop-artowskich puzzlach, z kolei Bonnaire nakręciła po prostu szlachetny, i - co ważne - niesentymentalny dokument o siostrze. O trudnej miłości do Sabine.

Sabine cierpi na zaburzenia z tak zwanego "spektrum autystycznego", którego głównymi objawami są zaburzenia w komunikacji, ograniczone zainteresowania, wreszcie powtarzalność zachowań. Dzisiaj stan siostry reżyserki jest stabilny, ale wcześniej rodzina przeszła gehennę. Niezdiagnozowana i nieleczona choroba przez kilkanaście lat poczyniła ogromne spustoszenia. Sabine zawsze była trochę inna, niedopasowana, ale przy okazji miała najpiękniejszy uśmiech w całej - bardzo licznej - rodzinie, pięknie grała na pianinie, kochała rodzeństwo itd. Kiedy została tylko z matką, jej stan znacząco się pogorszył, wciąż brakowało jednak diagnozy. Dlaczego Sabine jest chora, co tak naprawdę jej dolega? Najgorszym momentem w życiu młodej kobiety był okres, który spędziła w szpitalu psychiatrycznym. Faszerowana neuroleptykami, opuszczona i samotna, przytyła trzydzieści kilogramów, przestała o siebie dbać, w końcu zapomniała słów. Dzisiaj, w specjalnym domu w Charente, siostra Bonnaire z wolna wraca do pionu: i chociaż wiadomo, że ów pion zawsze będzie do pewnego stopnia rozchwiany, istnieje nadzieja, że Sabine, podobnie jak inni pensjonariusze, kiedyś jeszcze powróci. Do siostry, do światła, do nas. Przypomni sobie wszystkie imiona.

We Francji dokument Bonnaire wywołał burzliwą dyskusję. Jakiś czas temu oglądałem debatę z udziałem aktorki w kanale TV5, w którym Sandrine, powściągliwie, w skupieniu, mówiła o doświadczeniu choroby siostry, potrzebie pomocy ludziom, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. W Polsce też by się taka debata przydała. Bo co tak naprawdę wiemy o autyzmie? Kilka lat temu Krystyna Janda wyreżyserowała i zagrała główną rolę w spektaklu "Mała Steinberg" Lee Halla, czyli monologu autystycznej, umierającej na raka dziewczynki. Przez chwilę autyzm stał się autentycznym problemem. Już nie jest.

"Ja też!" mam Downa

Ludzie z zespołem Downa, jeszcze nie tak dawno separowani od społeczeństwa, zamykani w domach opieki, dzisiaj mają większe szanse na rozwój. Piszą wiersze, czytają, rysują. Są obecni. A jednak na ulicy zazwyczaj omijamy ich z daleka. Na wszelki wypadek: ze strachu albo ze wstydu - że powiemy nie to, co trzeba; zdefiniujemy przypadłość chorego ostrzej, niż na to zasługuje; albo skompromitujemy dobre chęci. Dlatego należy zrobić wszystko, żeby stworzyć most porozumienia, który pomoże nam usłyszeć głos, który Thomas Bernhard nazywał w "Zaburzeniu" "szumami" - które "ciągle są, ciągle były, ciągle będą"...

Gest otwarcia na osobę niepełnosprawną nie może jednak nosić znamion świętoszkowatej litości, która jest niczym innym jak tylko utwierdzeniem się w pozycji kogoś "lepszego", "zdrowego", "altruistycznego" itd. Tymczasem podstawowa wartość spotkania z downem wynika ze zmiany perspektywy poznawczej.

Prawdziwe spotkanie z osobą niepełnosprawną intelektualnie wymaga oderwania się od przyzwyczajeń kulturowych i podjęcia wysiłku przetłumaczenia ich w kodzie alternatywnym, zrozumiałym dla jednej i drugiej strony. Akceptacja na odległość to za mało. W Stanach Zjednoczonych powstał niegdyś termin disabled people, który świat przejął na określenie niepełnosprawnych. Dzisiaj Ameryka zastępuje je słowem different able - uzdolnionych inaczej. Za zmianą terminologii, poza racjami humanitarnymi, kryje się intuicja społeczna, negująca obowiązujący do niedawna wzorzec człowieka sukcesu i, jako równych rangą społeczną, obejmująca wszystkich słabszych, niedopasowanych, innych.

Pablo Pineda, odtwórca roli Daniela w filmie "Ja też!", do pewnego stopnia gra siebie. Ten 34-letni mężczyzna z zespołem Downa ukończył studia wyższe - ma dyplom z pedagogiki specjalnej, a w pierwszej scenie filmu mówi, że świat bez osób niepełnosprawnych byłby wybrakowany. Jego bohater robi wszystko, by zmienić obiegowe opinie na temat osób z zespołem Downa. Podejmuje pracę w ośrodku opieki społecznej. Zakochuje się w koleżance z biura, przebojowej Laurze: kreacja muzy Almodóvara - Loli Due?as, znanej z "Przerwanych objęć" (2009), "Volvera" (2006) czy "Porozmawiaj z nią" (2002). Dziewczyna obdarza Daniela bezwarunkową przyjaźnią, ale jego marzenia mają także inny charakter... Twórcy "Ja też!", Antonio Naharro i Álvaro Pastor, pokazują bowiem rozmiary wykluczenia osób z zespołem Downa. Ci ludzie mają prawo nie tylko do szczęścia, akceptacji i miłości, ale także do prowadzenia aktywnego życia seksualnego. "Ja, też!" nie jest jednak optymistyczną apologią koegzystencji osób chorych i upośledzonych. Pomimo desperacji Daniela, świat wokół niego wcale się nie zmienia. Dla ogromnej większości pozostanie na zawsze osobą ułomną, chromą, wybrakowaną. Choćby nie wiem, jak długo tłumaczył stojącemu przed wejściem modnego klubu muzycznego "bramkarzowi", że jest pełnoletni i ma prawo posłuchać muzyki i napić się piwa, drzwi pubu będą przed nim zamknięte. Bo nie wygląda, jak trzeba, nie pasuje, swoją odrębnością burzy dobry nastrój.

W jednym z wywiadów udzielonych po premierze filmu, Pablo Pineda wymienił najważniejsze cechy osobowościowe, które wnoszą osoby z zespołem Downa: żywiołowość, radość życia, pozytywną energię, niczym nieskrępowaną ekspresję... "Bardziej Kochani" - popularna nazwa warszawskiego Stowarzyszenia Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa, trafia w sedno. Podpatrując "inność", odkrywamy indywidualność. Stajemy się downami w rzeczywistości alternatywnej. Gośćmi osób "Bardziej Kochanych", przenoszącymi ich optymizm do naszego świata.

Anioły z podciętymi skrzydłami

Daniel w "Ja też!", także niezapomniany Geor­ges z "Ósmego dnia" (1996) Jaca Van Dormaela (grany również przez aktora z zespołem Downa - Pascala Duquenne’a), są postaciami emblematycznymi. Na ich przykładzie widać wyraźnie, że kontakt z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie wyzwala najlepsze cechy. Kiedy Daniel w "Ja też!" po raz pierwszy pojawił się w nowej pracy, początkowo wszyscy byli lekko skonfundowani. Polityczna poprawność nakazywała im wprawdzie przybrać fałszywy uśmiech, ale wymuszony grymas szybko ustąpił miejsca szczerej, autentycznej sympatii. Bo przebywanie z downem jest doświadczeniem szczególnym. Z "Nienormalnych" (1990) Jacka Bławuta, wybitnego dokumentu, który obejrzałem jako nastolatek, na zawsze zapamiętałem perkusistę - Tomka, mandolinistę w okularach albo "kelnerkę", budzącą postrach na stołówce. Nie znałem wcześniej takiego świata, nie rozumiałem tych ludzi, ale zobaczyłem, jak bardzo są szczęśliwi. Sam, dzięki ich filmowej obecności, poczułem się lepiej.

Swego czasu zachwyciła mnie interpretacja Anny Sobolewskiej, która w głośnej książce "Cela. Odpowiedź na zespół Downa" dowodziła, że dzieci z zespołem Downa trafiają do nas prosto z raju. Zbawiają, zabawiając. Nie znają poczucia czasu. Ich świat jest pozbawiony zła, to piękna abstrakcja. Osoby z zespołem Downa wnoszą także zadziwiający dar. Są wielkimi naprawiaczami. W filmach fabularnych, również w dokumentach, downi bezwiednie godzą skonfliktowane pary (jak w "Ósmym dniu") albo odkrywają wrażliwą duszę ukrytą pod atrakcyjną cielesnością (jak Daniel w "Ja, też!").

Naturalnie nie można być naiwnym optymistą. Radosne dziecko z zespołem Downa z czasem uzmysławia sobie wszystkie ograniczenia. Pablo Pineda jest wyjątkiem potwierdzającym gorzką regułę, że tylko nieliczni znajdą sobie miejsce w "zdrowym" społeczeństwie. Bo downi stając się dorosłymi, nie przestają być dziećmi. Marzą o seksie i o lalce. To anioły z podciętymi skrzydłami.

Patrzę często na te anioły. Spotykamy się w autobusie. Na przystanku MPK, koło mojego domu, o każdej porze dnia zbierają się dzieci z pobliskiej szkoły specjalnej. Z tornistrami, z pokrzykiwaniami, z wesołym spojrzeniem ukrytym za przejmująco grubymi szkłami okularów. "Cześć i czołem" - słyszę wciąż. Uśmiecham się w odpowiedzi. W takich momentach chciałbym wierzyć w pocieszycielską moc przywołanej przez Iwaszkiewicza w "Sérénité" myśli Teresy z Ávili: "Niech cię nic nie miesza, niech cię nic nie trwoży, wszystko mija, Bóg się nie zmienia...".

"Ja też!" ("Yo, tambien") - reż. i scen. Álvaro Pastor, Antonio Naharro, zdj. Alfonso Postigo, muz. Guille Milkyway, wyst. Lola Due?as, Pablo Pineda, Isabel Lorca i inni. Prod. Hiszpania 2009. W kinach od 9 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010